4 kadencja, 42 posiedzenie, 4 dzień (28.02.2003)
30 punkt porządku dziennego:
Informacja o działalności Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w okresie 1 lipca 2001 r. - 30 czerwca 2002 r. (druk nr 1117) wraz ze stanowiskiem Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka (druk nr 1276).
Poseł Jan Rokita:
Panie Marszałku! Szanowne Panie i Panowie Posłowie! - nieliczni. Jak się rozpoczyna dyskusję o działalności Instytutu Pamięci Narodowej, w jakimkolwiek momencie jego prac tę dyskusję by się zaczynało, to przede wszystkim z natury rzeczy przychodzi do głowy pewien banał. Od tego banału tak naprawdę trzeba zacząć, bo w moim przekonaniu niezrozumienie tego banału jest w bardzo znaczącym stopniu powodem rozmaitych problemów, które w świecie polskiej polityki stwarza Instytut Pamięci Narodowej. Ten banał jest w Europie znany od wielu tysiącleci, a brzmi po prostu tak: Narody, które tracą pamięć, przestają istnieć. Tak było zawsze w historii i kto tego nie wie, to nie wie o historii niczego. Otóż jest w moim przekonaniu pewnym wyrzutem sumienia III Rzeczypospolitej ów stworzony tak niedawno, a jeszcze bardziej niedawno działający tak naprawdę Instytut Pamięci Narodowej, dlatego że przez 10 lat po odzyskaniu niepodległości Rzeczpospolita nie była w stanie stworzyć skutecznej instytucji chroniącej pamięć narodu. Pamięć narodu, która była w tym czasie trwoniona, wyszydzana, niszczona, rozbijana na rozmaite sposoby, czego skutki chyba dzisiaj dopiero zaczynamy sobie powoli uświadamiać. Nieco literacko rzecz ujmując, mówię to z tym większym przekonaniem, iż mam poczucie, jak mówi poeta: żem sam pełen winy; bo kiedy uczystniczyłem w rządach Polską w 1992 r. czy 1993 r. nie przyszło mi do głowy, że z inicjatywą powołania tego rodzaju instytucji należy wystąpić. I wiem dzisiaj, że to był nie tylko błąd, ale i wina.
Ten błąd i ta wina zostały dzisiaj naprawione i oto powstała instytucja, która nie tylko chroni pamięć niszczoną świadomie w latach rozbiorów, w latach hitleryzmu i komunizmu, ale także przez fakt swojego istnienia i działalności próbuje odbudować pewną zasadniczą zaległość pierwszego 10-lecia niepodległości. Ta instytucja, jak sądzę, bo to jest rzecz fundamentalna dla mojego sposobu myślenia i dla sposobu myślenia mojej partii o sprawie instytutu, w związku z tym winna być rzeczywiście dla świata polskiej polityki pewnego rodzaju źrenicą w oku. To nie jest jedna z wielu instytucji publicznych. To jest instytucja, której misją jest właśnie ochrona i podtrzymanie narodowej pamięci. Można dać wielorakie przykłady tego, że działalność tej instytucji w tej chwili pełni funkcje zupełnie fundamentalne dla życia narodu. Bo któż inny, jak nie Instytut Pamięci Narodowej, był w stanie w delikatny i rozumny sposób przedstawić międzynarodowej opinii podejście Polaków do kwestii zbrodni w Jedwabnem? Któż był w stanie podnieść po wielu latach kwestię niemczenia polskich dzieci w czasie hitlerowskiej okupacji? Kto podniósł kwestię ustalenia miejsca pochówku bohaterów IV Komendy WiN? Kto rozpoczął śledztwa wołyńskie, tak fundamentalne dla zrozumienia istoty stosunków polsko-ukraińskich? Kto przywrócił czy stworzył - mówił o tym pan poseł Wassermann - w polskim języku prawniczym pojęcie zbrodni sądowej? Parę dni temu uchwalaliśmy jednomyślnie rezolucję ku czci zamordowanego przez komunistów gen. ˝Nila˝ Fieldorfa, bohatera Polski podziemnej. Ale któż inny, jak nie Instytut Pamięci Narodowej, czyni starania o to, ażeby zbrodnicza prokuratorka, pani Wolińska, która ów akt oskarżenia żądający wyroku śmierci podpisała, została wydana władzom Rzeczypospolitej? Można by tę listę przedłużać. Wszystko to są kwestie, które są pewnego rodzaju naprawianiem zaległości nie tylko czasów komunizmu, ale i III Rzeczypospolitej; zaległości wolnej Polski. I to jest rzecz pierwsza.
Rzecz druga. Instytut, oprócz tego, że jest owym strażnikiem pamięci, jest także faktycznym ramieniem sprawiedliwości wobec zbrodniarzy. Wiadomo - i to jest fakt równie dobrze znany przecież nam wszystkim, jak i opinii publicznej - że owo ramię sprawiedliwości po 1989 r. zawisło gdzieś w powietrzu czy nigdy nie spadło. To ramię sprawiedliwości z pewnym trudem, oporem, powoli, ale zaczyna spadać na zbrodniarzy dopiero od momentu powstania Instytutu Pamięci Narodowej. To jest nie do przecenienia fakt o historycznym znaczeniu. Tych 30 aktów oskarżenia, tych 40 zarzutów, postawionych tylko w ostatnim roku, tych 14 tys. świadków zbrodni przesłuchanych przez prokuratorów instytutu. Chciałbym zwrócić uwagę tylko na jeden fakt, który ma dla mnie znaczenie szczególne, wziąwszy pod uwagę także, że jest tutaj przedstawiciel ministra sprawiedliwości, a także jest obecny, za co dziękuję, instytucjonalny, ale także osobisty autorytet polskiego sądownictwa, prezes Trybunału Konstytucyjnego. To spadające ramię sprawiedliwości na jedno środowisko jakoś dziwnie spaść absolutnie nie może. Tym środowiskiem są sędziowie. Spada, spada, ale ilekroć próbuje spaść, to napotyka zmasowany i zorganizowany opór korporacji w postaci komisji dyscyplinarnych sądów, które w każdym - każdym - jak do tej pory złożonym wniosku o odpowiedzialność sędziego za zawisłe wydawanie wyroków przeciwko niepodległej Polsce odmawia w dwuinstancyjnym postępowaniu zniesienia immunitetu tego sędziego. Pytam pana ministra sprawiedliwości, obecnego tutaj jego zastępcę, czy zauważył ten fakt i czy coś zrobi. Pytam pana prezesa Safjana, czy zauważył ten fakt jako sędzia i czy coś z tym zrobi.
Rzecz trzecia, wizerunek zewnętrzny Polski. Bo to nie tylko ochrona pamięci i ramię sprawiedliwości, ale jeszcze zewnętrzny wizerunek Polski. No, Bogu dzięki, od jakiegoś czasu w Centrum Wiesenthala już nie wisi tablica: Polskie obozy koncentracyjne, tylko tablica: Niemieckie obozy koncentracyjne. Ona tam sama z siebie nie zawisła. To nie było łatwe. Stało się to dzięki Instytutowi Pamięci Narodowej. W Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie wisi w końcu nawet nie chyba kopia, lecz oryginał obwieszczenia niemieckiego o karze śmierci dla Polaków ukrywających Żydów; coś, co w tym muzeum było nieobecne, czego najwyraźniej wszyscy ci, którzy je oglądali, nie mogli zobaczyć i nie byli świadomi. Nawet dla tak delikatnej materii jak stosunki polsko-rosyjskie instytut zaczyna odgrywać niesłychanie ważną rolę. Oto ostatecznie właśnie instytut nie tak dawno, zdaje się, po raz pierwszy przekazał państwu rosyjskiemu informację wraz listą osób, marynarzy sowieckich, którzy 22 czerwca 1941 r. w porcie Świnoujście zniknęli po prostu w momencie, kiedy Hitler wkroczył do Związku Sowieckiego. Ambasada rosyjska dostała te informacje dzięki Instytutowi Pamięci Narodowej. To Instytut Pamięci Narodowej odbudowuje zaufanie Szwedów do Polski, próbując rozwikłać słynną sprawę zniknięcia w 1948 r. marynarzy szwedzkich z dwóch statków na Bałtyku, które, jak wiadomo, polska Straż Graniczna wówczas znalazła tam puste, ludzie zniknęli, zniknęli zapewne gdzieś w sowieckich łagrach. To wszystko są czynności, które są nie do przecenienia z punktu widzenia budowy zewnętrznego obrazu naszego państwa, to są rzeczy zupełnie fundamentalne, kto wie, czy nie równie ważne, jak ekonomiczna pozycja państwa czy jego zewnętrzne sojusze i jego zewnętrzne bezpieczeństwo.
Po czwarte, bo instytut robi coś jeszcze. Przyjmując ustawę o instytucie, powierzyliśmy mu zadanie udostępnienia obywatelom archiwów Służby Bezpieczeństwa. Tak się stało, że ta działalność zaczyna się z wielkim opóźnieniem i powoli z wiadomych powodów, z powodu obcięcia finansów instytutowi, ale także i z innego istotnego powodu, który przy okazji jest kolejną zasługą tego instytutu. Mianowicie, w 30 tys. postępowań, zwykłych postępowań dotyczących ludzi, instytut pomaga Polakom, którzy dochodzą rozmaitych swoich praw, pomaga Polakom, którzy chcą dostać uprawnienia kombatanckie, pomaga Polakom, którzy chcą się oczyścić z zarzutów współpracy z bezpieką w procesach lustracyjnych, pomaga wreszcie tym, którzy dobijają się o należne im słusznie odszkodowania za represje w dawnych czasach. 30 tys. postępowań to jest gigantyczna lawina rozmaitych spraw administracyjnych, w których instytut tak naprawdę świadczy pomoc tym, których spotkała krzywda, a którzy nie dostali innej pomocy od państwa polskiego. Pomaga im dzisiaj właśnie instytut, instytut jest tym, który wyrównuje krzywdy. Te 28 mln, te cięcia budżetowe, które instytucję pełniąca taką funkcję dotknęły za rządów koalicji SLD-PSL, jest, panie pośle, niestety niesłuszne. Nie mogę się zgodzić z pańską linią obrony polityki koalicji SLD-PSL w tej sprawie. To dość absurdalna argumentacja, że te 28 mln to jakiś luksus, że obcinaliśmy wszystkim i że przeznaczaliśmy te pieniądze na archiwa. To i tak Bogu dzięki, szczerze mówiąc, że na archiwa, dlatego że te archiwa - pan, panie pośle doskonale o tym wie - były pretekstem, były pozorem. To i tak z szacunkiem, bo wykazano pewien takt i poczucie przyzwoitości, że to archiwa, bo równie dobrze mogły to być np. głodujące dzieci potrzebujące mleka po to, żeby ten wybór uczynić jeszcze bardziej dramatycznym i pokazać, że pieniądze instytutu mają być przeznaczone na ważniejsze cele. Odrzucam tę argumentację.
Instytut jest instytucją absolutnie szczególną z tych powodów, o których mówiłem, a te cięcia budżetowe są cięciami, które mogą w przyszłości podważyć jego funkcjonowanie w ogóle, jeśli taka polityka byłaby kontynuowana. Nie ma zgody na tę politykę. To jest polityka, która w moim przekonaniu zagraża tej instytucji.
Podobnie zresztą, i tu z wielkim szacunkiem dla pana posła Cieślaka, ale też nie mogę się zgodzić z pańską argumentacją w kwestii owej, jak pan powiedział, afery wywołanej wokół likwidacji pionu prokuratorskiego instytutu. To nie jest tak, że broniono owego pionu prokuratorskiego tak, jak jakiegoś sacrum czy tak, jak suwerenności państwa, jak pan poseł mówi. To nie jest też tak, że nie ma sprawy, na razie nie ma sprawy, Bogu dzięki, być może właśnie dlatego, że ta reakcja była taka silna, tak zdecydowana. Ale pan, panie pośle, doskonale wie i pańscy koledzy też wiedzą, że problem jest. Problem polega na tym, jak mi się przynajmniej ciągle wydaje, że pan wygłasza dzisiaj tezę z tej trybuny, że ludzie, którzy ów instytut powołali z tych motywów, o których mówiłem, chcieli w ten sposób - to jest cytat z wypowiedzi pana posła - utrwalić zdobytą w 1997 r. władzę. To jest nonsens, panie pośle. Jeśli ja mówię o tym, że mam poczucie także pewnego wyrzutu sumienia, że nie zrobiliśmy tego wcześniej, to ja nie mówię o problemie władzy, jej posiadania, bądź jej utrwalania, bądź jej utraty, ja mówię o problemie odbudowy narodowej pamięci. I ludzie tacy, którzy organizują pod różnymi pretekstami kampanię przeciwko temu instytutowi, a pański kolega partyjny senator Jarzembowski jest przywódcą tego ruchu przeciwko instytutowi, są ludźmi, dla których ciągle dzisiaj, jak się wydaje, jest tak, że odbudowa narodowej pamięci stanowi zagrożenie. Ja w każdym razie tak to rozumiem. Tak jakby narodowa pamięć dla ludzi typu senator Jarzembowski, była jakimś politycznym zagrożeniem, jakby myśleli tak, iż jeśli naród odbuduje swoją pamięć, to senator Jarzembowski nie będzie senatorem...
(Głos z sali: Bo to jest możliwe.)
Tak to w każdym bądź razie odbieram, tak to odczuwam.
Otóż doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tak naprawdę ten problem odbudowy pamięci dla SLD jest także problemem zupełnie kluczowym i SLD powinno zależeć na odbudowie prawdziwej narodowej pamięci. Ponieważ tak myślę, mówiąc nieco obrazowo - nie chcę nikogo obrażać - póki jest tak, że dla mnie np. prawdziwym bohaterem II wojny światowej, polskim bohaterem narodowym jest zamordowany w kazamatach bezpieki ˝Nil˝ Fieldorf, a dla, nie wiem, senatora Jarzembowskiego - Wanda Wasilewska, kochanka Stalina...
Przebieg posiedzenia