4 kadencja, 42 posiedzenie, 4 dzień - Poseł Bronisław Cieślak

4 kadencja, 42 posiedzenie, 4 dzień (28.02.2003)


30 punkt porządku dziennego:
Informacja o działalności Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w okresie 1 lipca 2001 r. - 30 czerwca 2002 r. (druk nr 1117) wraz ze stanowiskiem Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka (druk nr 1276).


Poseł Bronisław Cieślak:

    Panie Marszałku! Panie Profesorze! Panie i Panowie Posłowie! Po raz drugi w swej krótkiej historii Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu przedkłada Sejmowi, zgodnie z ustawą, informację o swej rocznej działalności. Dokładnie rok temu, także w ostatnim dniu lutego, w analogicznej debacie wypowiadałem się w imieniu mojego klubu, Klubu Parlamentarnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Powiedziałem na koniec wystąpienia, że głosować będziemy za przyjęciem tamtej rocznej informacji i zapowiedziałem, że: z uwagą będziemy śledzić dalsze losy i działania IPN-u. Ponownie zaszczycono mnie misją klubowego wystąpienia i pora tej obietnicy sprostać.

    Pod koniec minionego roku, w związku z końcowymi pracami nad ustawą budżetową, i kilka tygodni temu w bieżącym już roku, z innych powodów, o IPN-ie zrobiło się głośno, przez prasę polską przetoczyła się lawina publikacji o wysokiej politycznej temperaturze. Mimo dramatycznych wyzwań teraźniejszości, namiętnych pytań o polską przyszłość - historia, pamięć, przeszłość są wciąż dla wielu ważnym polem politycznego sporu; dla niektórych - wręcz najważniejszym. Samo sprawozdanie IPN-u, zawarte w druku nr 1117, dotyczy co prawda okresu od 1 lipca 2001 r. do 30 czerwca 2002 r. - i nad informacją dotyczącą tego okresu ma głosować Sejm - ale jest naturalne i zrozumiałe, że w dorocznej debacie nad tą ważną instytucją państwową uwzględnić trzeba wszystkie aktualnie kwestie z nią związane. Do ogłoszonego więc ostatnio gromko alarmu w sprawie Instytutu Pamięci Narodowej wrócę, ale najpierw wypowiem kilka zdań co do samej informacji.

    W liczącym 242 strony dokumencie zawarto wielką liczbę danych świadczących o tym, iż w drugim roku swej działalności instytut, mimo kłopotów finansowych, lokalowych i organizacyjnych, wyraźnie okrzepł, stając się - cytuję za sprawozdaniem - trwałym i ważnym ogniwem edukacji historycznej i patriotycznej polskiej młodzieży - inny cytat - liczącą się placówką badawczą - jeszcze inny - forum dla żołnierzy i uczestników wojny oraz niepodległościowej i demokratycznej opozycji okresu powojennego. Dzięki przejęciom, remontom i przystosowaniu pomieszczeń zdecydowanie poprawiono dramatycznie złą na starcie sytuację lokalową. Zanotowano duży postęp w planowanym w myśl ustawy przejmowaniu dokumentów archiwalnych. Z zaplanowanych do przejęcia 94 km bieżących akt w okresie objętym informacją przejęto ponad 46 km bieżących, do dziś prawie 70 km. Na coraz większą skalę prowadzony był proces udostępniania akt zainteresowanym, choć - jak się zdaje, mówił też o tym na posiedzeniu komisji prof. Kieres - apetyty tej części twórców instytutu, dla których sławne ˝teczki˝ stanowiły wręcz jedyny czy jedyny ważny cel jego powołania, dalekie są od zaspokojenia, co powoduje ostre często ataki na kierownictwo IPN-u i personalnie na prezesa za opieszałość w tym względzie. Pion śledczy zatrudnił 95 prokuratorów, w tym 5 w nadzorze, 90 liniowych. Na 1271 wszczętych śledztw o różnym stopniu skomplikowania 245 zakwalifikowano jako śledztwa w sprawach zbrodni nazistowskich, 937 - komunistycznych, jak określa je ustawa, 89 zakwalifikowano w sprawozdaniu jako inne. Już same te proporcje zdaniem niektórych krytycznie przyglądających się działalności IPN-u są charakterystyczne. Efekt - w okresie sprawozdawczym skierowano do sądów 18 aktów oskarżenia, w 29 sprawach przedstawiono zarzuty podejrzanym, w 2 sprawach zapadły wyroki skazujące. Pion śledczy instytutu - była już o tym mowa w sprawozdaniu - budzi właśnie dziś wspomniane już emocje, większe nawet niż owe ostrzone i niezaspokojone apetyty na teczki. Kuse - to prawda, także do tego jeszcze wrócę - budżety IPN realizuje nienagannie i racjonalnie. Przeciętne zatrudnienie w 2001 r. wynosiło 804 etaty, w 2002 r. - 1080 pracowników. Wspomnijmy w tym miejscu - mówiłem już o tym rok temu - że poprzedniczka, zlikwidowana ustawą tworzącą IPN, Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zatrudniała około 100 osób.

    Sprawozdanie dostarcza szczegółowych danych o działalności Biura Edukacji Publicznej IPN, jego programach, konferencjach, wystawach, wydawnictwach, odbytych wykładach i zorganizowanych konkursach. Obficie zrelacjonowana jest praca wszystkich 10 oddziałowych komisji ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu, wymienione są największe prowadzone śledztwa, opisana jest działalność naukowo-badawcza oddziałowych biur. Lektura sprawozdania pozwala wyrobić sobie pogląd o skali, wielkości, różnorodności i pracochłonności działań instytutu. Sumę tę należy docenić, i niniejszym to czynię. Wracając jedank do finansowego, budżetowego kontekstu sprawy, można zadać pytanie: Czy można było zrobić więcej? Na tak postawione pytanie odpowiedź zawsze brzmieć będzie: tak, oczywiście, gdyby było więcej środków. Rokrocznie przy uchwalaniu przez Sejm budżetu podejmowane są w naszym nadal niebogatym państwie dramatyczne decyzje: Komu dodać, komu ująć? Senacka poprawka, w wyniku której o 3 mln zł uszczuplono budżeti IPN pod koniec minionego roku, naraziła sejmową większość, w tym moje ugrupowanie, na ostry polityczny atak: nie doceniamy rzekomo wagi prac instytutu, odbieramy mu szanse działania. Praktycznie wszyscy wołali: zabrano IPN-owi. W tym szumie nikt już nie pytał o to, na co tę kwotę przeznaczono. Przypomnę więc: na państwowe archiwa, niedofinansowane, będące od lat w niewygodnej i uciążliwej w przypadku klientów potrzebie. Dylemat: Co ważniejsze - palące potrzeby doraźne czy studia nad przeszłością? - jest oczywiście dylematem brutalnym. Kto powie wyciągającym rękę do budżetowej kasy środowiskom, niemogącym na bieżąco się utrzymać: nie, poczekajcie, uporządkowanie ponurej historii najpierw, bo to najważniejsze? Cięciami dotknięto wszystkich, IPN stanowi dla niektórych byt tak ważny, że aż nietykalny. Otóż omawiane sprawozdanie właśnie zadaje kłam tezie, że obecnie rządząca w Polsce koalicja paraliżuje czy uniemożliwia tej instytucji wykonywanie ustawowych zadań.

    I jeszcze zapowiadany powrót do sprawy pionu śledczego instytutu, o którym także już była mowa. Tu eskalowano emocje jeszcze wyżej. Powodem była wypowiedź wicemarszałka Senatu pana Ryszarda Jarzembowskiego w prasowym wywiadzie, którego zdaniem należy rozważyć wyłączenie pionu śledczego ze struktury IPN poprzez nowelizację ustawy o instytucie. I zagotowało się tak, jakby ktoś się wręcz na suwerenność państwa zamachnął. Mimo że zapowiedź dotyczyła enigmatycznie bodaj czerwca, mimo że ów projekt nie tylko nie wpłynął jeszcze do Sejmu, ale - o ile mi wiadomo - nawet nie powstał w istocie, sprawę potraktowano jak zamach na jakieś tabu, sacrum, byt tak oczywisty, że w ogóle niepodlegający dyskusji. Samo podjęcie tematu uznano za naganne. Zaangażowano najwyższe autorytety. Od pomysłu odciął się zresztą jednoznacznie i pan prezydent, i pan premier. Tak więc nie ma sprawy, mógłbym w ogóle o tym nie mówić. Przypominam jednak tę historię, bo w moim przekonaniu dobrze ilustruje ona tworzoną wokół instytutu aurę, żeby nie powiedzieć: psychozę zagrożonej twierdzy. Tworzy się sugestię: SLD jest wrogi tej instytucji, bo godzi ona w jego interesy. No cóż... Historia utworzenia instytutu sięga poprzedniej kadencji, kiedy ówczesna większość, zwycięzcy wyborów z 1997 r., uznali powołanie go za jedno z najważniejszych politycznych zadań. (Oklaski) Nikt nie krył specjalnie celów, do których należało także utrwalenie zdobytej władzy. Tylko ruszyć z miejsca było dość trudno, bo wewnętrzne, wewnątrzkoalicyjne niesnaski długo uniemożliwiały wybór prezesa. Przypomnijmy, że ustawa tworząca instytut weszła w życie 18 grudnia 1998 r. i dość długo stanowiła byt martwy, bo prezesa, pana profesora Leona Kieresa Sejm powołał na stanowisko dopiero 8 czerwca 2000 r., czyli półtora roku później. Prawdą jest też, że moje ugrupowanie, wtedy w opozycji, było w tym czasie krytyczne i nieufne, obawiając się zawłaszczania i manipulacji zasobami historycznymi, instrumentalnego traktowania najnowszych polskich dziejów. Determinacja, z jaką wtedy dążono do celu, utrudniała, a zapewne i uniemożliwiała naszym rywalom i partnerom spokojne słuchanie argumentów.

    Po wyborach w roku 2001 sytuacja diametralnie się odwróciła. Ugrupowań tworzących koalicję w tamtym czasie w ogóle nie ma dziś w Sejmie, ale przecież nie jest prawdą, że zamierzamy dokonywać w rewanżu jakichś rewolucyjnych przeobrażeń. Przypominamy po prostu swe ówczesne wątpliwości. To fakt przecież, że prokuratorzy w pionie śledczym IPN są opłacani dużo lepiej niż ich koledzy z prokuratur powszechnych. Pan profesor Kieres na niedawnym posiedzeniu komisji sprawiedliwości omawiającej dyskutowane sprawozdanie stwierdził, że to nie on ustala te zarobki. Ależ to prawda. Wynikają one wprost z ustawy, konfliktując przy okazji środowisko prokuratorskie. I krytycznie odnoszą się do tego stanu rzeczy także dalecy od lewicowych sympatii prokuratorzy. Z wiarygodnych źródeł wiem także, że w wielu śledztwach na polskiej prowincji prokuratorzy z IPN wiele czynności zlecają tym z prokuratur rejonowych, korzystając z ich usługowej pomocy, choć w sprawozdaniu informacji o skali tych poczynań nie ma. Jest za to obfity akapit o specyfice i wyjątkowości śledczych działań IPN, uzasadniający utrzymanie odrębności tego pionu w strukturze. Ale - jak powiedziałem - pomysł nowelizacji ustawy nie jest aktualny, zaprzeczenia były pryncypialne i jednoznaczne.

    Darują państwo małą refleksję na marginesie. Po wypowiedzi senatora Jarzembowskiego wśród licznych głosów potępiających zgłoszoną ideę usłyszałem też bardzo ostry głos Kazimierza Kutza, też wicemarszałka tego samego Senatu. Porozmawiali, rzec można, jak wicemarszałek z wicemarszałkiem. Otóż, niedawno Telewizja Polonia przypomniała ekranizację dramatu Tadeusza Różewicza ˝Do piachu˝. Byłem jako ówczesny szef pionu artystycznego krakowskiej telewizji świadkiem powstawania tego wybitnego przedstawienia. Dobrze pamiętam namiętną kampanię rozpętaną wtedy przeciw tej emisji przez prawicowo-narodowo-kombatanckie ugrupowania. Pamiętam, jak próbowano blokować emisję, zatrzymać na półce powstały już teatr. Że reżyserem przedstawienia i obiektem agresji był także Kazimierz Kutz, dodawać nie muszę. I teraz - dziwnie się plecie historia - czytam w informacji o setkach IPN-owskich śledztw z okresu wojny, polskich konfliktów czasu powojennego, zwanego przecież przez historyków czasem wojny domowej w Polsce, potem całego okresu do końca trwania tego ułomnego, niesuwerennego w pełni, nieracjonalnego ekonomicznie, ale polskiego przecież kawałka historii, zwanego w skrócie PRL. Przerażające dramaty, ponure rachunki krzywd, zbrodnie bez kary. Wstrząsająca lektura. Ale w statystycznie podzielonych, posegregowanych dochodzeniach poza nazistowskimi, komunistycznymi - tych miażdżąca większość - rubryka inne jest marginalna, składa się głównie ze zbrodni popełnonych przez Ukraińską Powstańczą Armię na Polakach, a spraw takich, jak ta tragedia prostego Walusia, mówię oczywiście symbolicznie o przypadku Walusia, którego zabijają koledzy w leśnym partyzanckim oddziale w sztuce ˝Do piachu˝, praktycznie nie ma. A przecież wybitny poeta i dramatopisarz twierdził, że napisał tę sztukę w oparciu o przetworzony literacko, ale fakt, zdarzenie autentyczne. Więc, przepraszam, panie Kazimierzu, jak to jest?

    Jest natomiast w informacji raport ze śledztwa w sprawie zbrodni w Jedwabnem. Kategoria sprawozdawcza: zbrodnie nazistowskie. Przejmująca, niedająca się zakwestionować wymowa ustalonych faktów w praktycznie zakończonym śledztwie. I - na tym polega symboliczna waga tej sprawy, jej wyjątkowość na omawianym tle - znów zaowocowało to, jak wiemy, ostrą, agresywną krytyką tych mieniących się patriotycznymi kół, dla których prawda ma mieć zamówiony kolor. Jak w fabryce Forda, możesz kupić samochód w kolorze dowolnym, ale pod warunkiem, że będzie to kolor czarny. Jak w filmie ˝Sami swoi˝, sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Nic więcej na ten temat nie dodam. Jestem zresztą przekonany, że i dziś w dalszych wystąpieniach ten wątek jeszcze wróci, ale nie jest przypadkiem, że moja klubowa koleżanka, przewodnicząca Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka na końcu posiedzenia komisji, na którym dyskutowaliśmy o tej informacji, wyraziła dla profesora Leona Kieresa wielki szacunek za suwerenność, odporność na ataki, godność i odwagę, jaką okazywał przez cały czas śledztwa w tej bulwersującej sprawie.

    Panie Marszałku! Szanowni Państwo Posłowie! Różne rzeczy dzielą Polaków, poziom wykształcenia, gust, majętność, poczucie humoru, poziom zdolności do refleksji, także pamięć. Ona jakby z natury jest ulotna, a też i subiektywna. Inaczej pamięta przedwojenną, amarantową, jak kiedyś powiedział Andrzej Łapicki, Polskę ktoś z kręgów Wieniawy-Długoszewskiego, a inaczej jedzący rzepę analfabeta z kresów. Inaczej myśli o Polsce epoki PRL inwigilowany i więziony opozycjonista, a inaczej już nawet nie aparatczyk partyjny, tu kontrast byłby za łatwy, ale jakiś statystyczny, apolityczny w istocie, urodzony na wsi człowiek, który awansował w tym czasie, wykształcił się i bezpiecznie, choć niebogato, żył w swoim mieszkaniu z wielkiej płyty, z działką i maluchem na raty. A ową pamięć ma przecież ten instytut w nazwie.

    Badając przeszłość, także jej najbardziej przerażające zakamarki, winni ludzie z IPN pamiętać o historycznych uwarunkowaniach i zawiłościach polskiego losu. Pewny swego i politycznie czy ideologicznie motywowany badacz czy prokurator łatwo może minąć się ze swym powołaniem, ważną społecznie misją. Pierwsze zdania wprowadzenia dokumentu, który omawiamy, brzmią: Instytut - komisja stoi na uboczu wszelkich sporów i interesów politycznych po 1989 r., a więc w wolnej Polsce. Wyniki naszej pracy mają służyć wyłącznie prawdzie, wolności i pamięci, a przez to długookresowym interesom narodu polskiego i państwa polskiego.

    Pięknie powiedziane, ale zawsze łatwiej powiedzieć niż realizować taki szlachetny zamiar w żmudnej, codziennej, wielopłaszczyznowej działalności. George Orwell napisał kiedyś: Kto kontroluje przeszłość, kontroluje także przyszłość. Zdumiewające w swej ironii czy cynizmie przesłanie, bo cóż to znaczy: kontrolować przeszłość. Wybiórczo traktować fakty, fałszować coś, mataczyć? I czy w ogóle jest to możliwe? Podejmowano oczywiście takie próby, mamy je w swej pamięci, stanowią ważny zasób doświadczenia, naszego politycznego kapitału. Wiemy, że majstrowanie przy historii nigdy w dłuższej perspektywie historycznej nie jest skuteczne. Czy doświadczenie totalitaryzmu, bo ten system opisywał przecież Orwell, i jego kres nie kompromituje wystarczająco takich metod? Czy nie jest wyrazistą przestrogą dla naśladowców, jakiekolwiek polityczne by mieli barwy?

    Jeśli zaś chodzi o samą informację o rocznej działalności Instytutu Pamięci Narodowej od 1 lipca 2001 r. do 30 czerwca 2002 r., wracając po tych refleksjach do tego konkretnego przedmiotu naszej debaty, to mój klub, Klub Parlamentarny Sojuszu Lewicy Demokratycznej, opowie się w głosowaniu za przyjęciem tego sprawozdania. Dziękuję za uwagę. (Oklaski)


Powrót Przebieg posiedzenia