2 kadencja, 89 posiedzenie, 2 dzień (26.09.1996)
12 punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie przedstawionego przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej projektu ustawy o dyscyplinie wojskowej (druk nr 1742).
Poseł Bronisław Komorowski:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Rozmawiamy dzisiaj o ustawie, która nie tylko ma regulować istotną część życia wojska, ale - co warto chyba powiedzieć - także ma wpłynąć na charakter armii - tej, która jest dzisiaj, i tej, która będzie w przyszłości, w następnym stuleciu.
Proszę państwa, 3 lata temu kwestia regulaminu dyscyplinarnego Wojska Polskiego znalazła się w kręgu zainteresowania parlamentu m.in. dlatego, że okazała się ściśle związana z problemem umacniania cywilnej, demokratycznej kontroli nad siłami zbrojnymi, z rolą i pozycją cywilnego ministra obrony narodowej. Pragnę przypomnieć, że w opinii nr 1 z marca 1994 r. sejmowa Komisja Obrony Narodowej sformułowała pod adresem MON szereg wniosków w tej sprawie. Z satysfakcją odnotowuję, że część z nich znalazła pełne odbicie w projekcie nowej ustawy; dotyczy to m.in. uznania pełnych uprawnień dyscyplinarnych ministra obrony narodowej w stosunku do żołnierzy.
Trudno jednak nie zauważyć, że sugerowana wtedy zmiana ustawy o dyscyplinie realizuje się po upływie 2,5 roku i to nie z inicjatywy Ministerstwa Obrony Narodowej, ale z inicjatywy Kancelarii Prezydenta RP. Ale ustawa w końcu jest, chciałbym więc wyrazić w imieniu mojego klubu poparcie dla generalnego kierunku proponowanych w tym projekcie rozwiązań.
Jednocześnie chciałbym wskazać Wysokiej Izbie na poważne, naszym zdaniem, mankamenty projektu, konieczne do usunięcia w trakcie prac sejmowych komisji. Zacznijmy od dwóch definicji, które, jak sądzę, są fundamentem tej ustawy: definicji dyscypliny wojskowej i definicji władzy dyscyplinarnej. Autorzy projektu proponują zawężoną w stosunku do obowiązującej dzisiaj ustawy definicję dyscypliny wojskowej (art. 3), eliminując z niej m.in. odniesienie do konstytucji, a przecież w demokracjach zawsze istotnym problemem było utrzymanie armii w ryzach konstytucyjnych, i to nie jest tylko teoria. Brak tego rodzaju zapisów w uregulowaniach prawnych z lat dwudziestych zaowocował m.in. tym, że w roku 1926 komisja generała Żeligowskiego, badając udział wojska w zamachu majowym, stała wobec pewnych dylematów i wobec pewnych możliwości, z których zresztą skorzystała. Mogła w sytuacji braku tych jednoznacznych uregulowań stwierdzić, że ci żołnierze, którzy stali po stronie prezydenta, bronili konstytucji, a więc wypełnili swój obowiązek obywatelski, a ci, którzy wykonywali rozkazy naczelnego wodza, wypełnili swój obowiązek żołnierski. W konkluzji nikt nie był winien, wszyscy byli w porządku.
Nie można stwarzać choćby cienia szansy na rozdzielenie obowiązku obywatelskiego i żołnierskiego. Powołanie się na konstytucję, fundament praw obywatelskich i żołnierskich, będzie temu zdecydowanie sprzyjać - nakłaniam do tego, aby potraktować tę definicję jako swoistą preambułę tej ustawy.
Definicja władzy dyscyplinarnej (art. 5 pkt 2) łączy w sposób nierozdzielny prawo do karania z prawem do nagradzania. Takie ujęcie zagadnienia umacnia przekonanie, powszechne zresztą wśród wojskowych, że władza dyscyplinarna jest nieodzowna do skutecznego sprawowania funkcji dowódczych, nawet na najniższych szczeblach dowodzenia. To, proszę państwa, jest typowy import ze Wschodu, niezgodny z polską tradycją i jak sądzę również niezgodny z wymaganiami współczesności. Skutkuje to m.in. tym, że starsi od żołnierza służby zasadniczej zaledwie o rok czy dwa kaprale, sprawując władzę dyscyplinarną, kierują się zasadą: tyle dam, ile mam. W zgodzie z polską tradycją byłaby zasada, że prawo do nagradzania ma każdy przełożony - z owym kapralem włącznie - ale władzę dyscyplinarną, prawo do karania mają wyłącznie ci przełożeni, którzy ponoszą pełną odpowiedzialność za gotowość bojową, za morale i wyszkolenie żołnierzy, mają odpowiednią wiedzę, doświadczenie i dojrzałość życiową. Te walory występują praktycznie od szczebla dowódcy kompanii wzwyż. Przełożeni niższych szczebli winni mieć w moim przekonaniu jedynie prawo wnoszenia o ukaranie. Oczywiście kwestia kary aresztu, tej najsroższej kary, powinna być rozstrzygana odpowiednio wysoko na szczeblach hierarchii wojskowej. Sądzę, że usytuowanie tego na szczeblu dowódcy pułku bądź samodzielnego batalionu jest prawidłowe.
Ograniczenie sprawowania władzy dyscyplinarnej do przełożonych odpowiedniego szczebla powinno się wiązać z większym zaufaniem do nich w zakresie uprawnień dyscyplinarnych oraz z możliwością szybkiego i nieuchronnego zastosowania kar w stosunku do niesubordynowanych podwładnych. Jeśli kara ma spełnić rolę wychowawczą, musi następować w sposób nieuchronny i szybki jako bezpośrednie następstwo przewinienia. Z tego punktu widzenia budzi wątpliwość proponowana zmiana w sposobie wymierzania kary aresztu. Projekt przewiduje, że karę taką może wymierzyć jedynie sąd wojskowy na wniosek dowódcy odpowiedniego szczebla. Podchodząc z należytym szacunkiem do ujawnionego przez autorów projektu zamysłu rozstrzygnięcia tej kwestii pod kątem zobowiązań międzynarodowych Polski oraz unormowań Wspólnot Europejskich w zakresie zasad i trybu wymierzania kar o charakterze izolacyjnym, nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że autorzy chcą być w tym wypadku bardziej papiescy od samego papieża, gdyż w żadnym kraju Unii Europejskiej kara aresztu nie jest wymierzana przez sąd, ale przez przełożonych odpowiedniego szczebla - tyle że jest to kara wymierzana pod kontrolą sądu, a dowódca często musi uzyskać akceptację sądu. Nawet w Niemczech, które poszły najdalej na drodze poddania kar izolacyjnych kontroli sądowej, rola sędziego jest ograniczona do wyrażenia zgody po sprawdzeniu prawidłowości zastosowanych procedur, ale na wniosek dowódcy odpowiedniego szczebla.
Trzeba powiedzieć wprost: projekt w obecnym kształcie pozbawia dowódców władzy dyscyplinarnej w zakresie stosowania kary aresztu, przenosi ją na sąd. Przekazując ją sądom wojskowym, wydłuża procedurę i czyni ten rodzaj kary karą teoretycznie możliwą, praktycznie mało realną. Nie ma nic gorszego niż kara, która jest i której jednocześnie nie ma. Spotyka się to zresztą ze zdecydowanie krytycznym przyjęciem kadry - nie chciałbym rozwijać tego wątku ze zrozumiałych powodów. Kadra wyraża tu przy tym obawy - często na wyrost - o stan dyscypliny wojska w przyszłości.
Żeby naświetlić racje drugiej strony, chciałbym się podzielić pewną wiedzą historyczną. Nasuwa się tu skojarzenie z okresem Królestwa Polskiego. W roku 1826 gen. Izydor Krasiński i płk Karol Zieliński przeprowadzili w ciągu miesiąca - podkreślam: w ciągu miesiąca, w pierwszej połowie XIX w., bez komputerów, bez zaplecza prawnego - reformę kar dyscyplinarnych w wojsku Królestwa Polskiego. Pomimo zdecydowanego oporu większości oficerów doprowadzili do zniesienia kar cielesnych wobec żołnierzy. Przeciwnicy tych reform uważali, że rozłożą one dyscyplinę i doprowadzą do nieobliczalnych następstw. Stało się inaczej: Olszynka Grochowska, Dębe Wielkie, Iganie to dzieło armii, która po prostu nie znała już kary kijów. Warto o tym pamiętać.
Nie można jednak całkowicie abstrahować od ogólnego, niedobrego moim zdaniem, stanu dyscypliny społecznej, w jakim przychodzi nam reformować system dyscypliny wojskowej. Nie można abstrahować od stanu dyscypliny w wojsku i stanu świadomości kadry. Z tych powodów wydaje się, że - nie siląc się na przelicytowywanie rozwiązań obowiązujących w armiach krajów zachodnich - lepiej bacznie się przyjrzeć rozwiązaniom niemieckim albo szukać nieco innego rozwiązania. Pozostawiając władzę dyscyplinarną w zakresie kar aresztu dowódcom odpowiedniego szczebla, należy stworzyć możliwość odwoływania się, co przez sam fakt istnienia tego rodzaju możliwości ograniczy liczbę niesłusznie albo zbyt srogo nakładanych kar na żołnierzy.
Wątpliwości budzi również propozycja wprowadzenia kar pieniężnych (art. 14 pkt 5), a zwłaszcza, co podkreślam, wysokość tych kar - do 20% miesięcznego zasadniczego uposażenia sprawcy. Kara pieniężna jest stosowana w wielu armiach zachodnich, jednak w realiach polskich, gdy wiele rodzin wojskowych z trudem wiąże przysłowiowy koniec z końcem, może oznaczać to dotkliwą karę nie tyle dla samego winowajcy, ile dla jego rodziny. Jest różnica, czy kara spotka stosunkowo dobrze uposażonego człowieka żyjącego samotnie, czy też porucznika mającego trójkę dzieci, a żonę bez pracy. Uważam zatem, że raczej powinno się pójść w kierunku rozważenia zmniejszenia tej kary, bo to może być potworny wyłom w budżetach rodzinnych. Brakuje mi tu również systemu zabezpieczającego kadrę przed swoistą arbitralnością i dowolnością w stosowaniu tej kary przez dowódców.
Ustawa w sposób jednoznaczny rozstrzyga o uprawnieniach dyscyplinarnych ministra obrony narodowej. To prawda. Nie jest jednak konsekwentna, odsyłając kwestie uprawnień dyscyplinarnych innych osób cywilnych do regulaminów wojskowych. Mówił o tym pan poseł Zemke. Ja również, aczkolwiek najmniej się czuję upoważniony do tego, żeby upominać się o uprawnienia pana prezydenta jako zwierzchnika sił zbrojnych, pragnę zwrócić uwagę państwa na fakt, że gdyby zastosować taką właśnie definicję, rozdzielającą władzę dyscyplinarną od prawa do nagradzania, to prezydent, który jako żywo nigdy nikogo do aresztu nie będzie wsadzał i nie będzie karał, zachowa w sposób naturalny prawo do nagradzania, a to jest przecież istotą funkcji zwierzchnika w każdym państwie.
Jest to zresztą także problem ministrów, którzy mają w różnych resortach departamenty spraw obronnych, gdzie są zatrudnieni żołnierze. Nie wiadomo, z jakiego powodu są oni pozbawieni prawa do nagradzania, a jeśli żołnierze jako dobrze pracujący pracownicy są nagradzani, to niezupełnie w zgodzie z przepisami wojskowymi. Ten stan rzeczy w moim przekonaniu należy zmienić. Traktuję propozycję projektodawców, aby odesłać to do regulaminu dyscyplinarnego, trochę jako ucieczkę od niełatwego problemu. Sądzę, że nie wolno nam tego zastosować w parlamencie. Powinniśmy te kwestie próbować rozstrzygnąć do końca, nie zostawiać dowolności interpretacyjnej organom wydającym przepisy wykonawcze, a takim przepisem jest regulamin dyscyplinarny. Tym bardziej że z tym regulaminem mieliśmy przecież nie najlepsze doświadczenia 3 lata temu.
I ostatnia sprawa. Ze zdziwieniem przejrzałem imponujący katalog celów ujawnionych przez projektodawców w uzasadnieniu do projektu ustawy, bardzo ważnych celów, pod którymi trzeba się podpisać oburącz. Ale ze zdumieniem stwierdziłem brak jednego zasadniczego celu, któremu ustawa o dyscyplinie wojskowej powinna służyć, ze względu na który powinna być tworzona. Mam tutaj na myśli przede wszystkim brak celu, jakim jest przyczynienie się do wzrostu karności wojska. To musi być zaakcentowane, i to nie tylko w uzasadnieniu. Sądzę, że powinniśmy w pracach sejmowych zwrócić baczniejszą uwagę na to, aby w szczegółowych przepisach proponowanych w tej ustawie uwzględnić ten element. Nie może być tak, że będziemy konsekwentnie liberalizowali stosunki w wojsku, nie dbając o elementy umacniania dyscypliny, bo wojsko dyscypliną stoi i stać będzie.
Proszę państwa, Klub Parlamentarny Unii Wolności, uznając za godne poparcia generalne kierunki rozstrzygnięć proponowanych w projekcie ustawy, opowiada się za skierowaniem projektu do odpowiednich komisji. Mamy jednocześnie nadzieję, że w toku prac w komisjach uda się znaleźć dobry kompromis między dążeniem do osiągnięcia standardów europejskich a tradycją i specyfiką armii polskiej. (Oklaski)
(Przewodnictwo w obradach obejmuje wicemarszałek Sejmu Marek Borowski)
Przebieg posiedzenia