2 kadencja, 87 posiedzenie, 3 dzień (30.08.1996)
16 punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o zrekompensowaniu okresowego niepodwyższania płac w sferze budżetowej oraz utraty niektórych wzrostów lub dodatków do emerytur i rent (druk nr 1836).
Poseł Jan Wyrowiński:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Panie Ministrze! To, że pracownikom sfery budżetowej oraz części emerytów i rencistów należy się w konsekwencji odpowiednich orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, zaakceptowanych przez Wysoką Izbę, zadośćuczynienie z tytułu zaniechania waloryzacji płac oraz utraty niektórych dodatków jest dla mojego klubu sprawą bezdyskusyjną.
Kontrowersje wzbudzała i wzbudza natomiast forma, w jakiej to zadośćuczynienie winno być zrealizowane. Czy ma to być żywa gotówka lub obligacje skarbu państwa, czy też majątek? Z uwagi na finansową niemożność budżetu uznano, że w grę wchodzi wyłącznie niegotówkowa forma rekompensaty. Zgodzili się z tym również, Wysoka Izbo, obywatele, którzy w zdecydowanej większości odpowiedzieli: tak, na pierwsze referendalne pytanie, które zaproponował Sejm. Tak więc pozostaje nam tylko dyskusja nad tym, jak to zrobić. I tutaj, Wysoka Izbo, znajdujemy się w dosyć paradoksalnej sytuacji. Izba bowiem na pytanie, jak to zrobić, odpowiedziała już w kwietniu 1993 r. Ta odpowiedź to wprowadzona z inicjatywy przede wszystkim posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ówczesnej opozycji, modyfikacja ustawy o NFI. Modyfikacja, która wówczas była bardzo krytykowana przez stronę rządową. Ta krytyka jak gdyby jest podobna do krytyki tego rozwiązania, która zawarta jest w uzasadnieniu projektu tej ustawy. Oto rząd, który współtworzy Sojusz Lewicy Demokratycznej, przedstawia Izbie projekt ustawy o zrekompensowaniu okresowego niepodwyższania płac w sferze budżetowej oraz utraty niektórych wzrostów lub dodatków do emerytur i rent, w której w art. 28 skreśla się te zapisy, czyli ten sposób zrealizowania tej bolesnej społecznej kwestii, które zawarte są w ustawie o narodowych funduszach inwestycyjnych.
Pytanie, które kieruję w związku z tym do rządu, jest następujące: Dlaczego aż ponad 3 lata dochodziliście panie i panowie do wniosku, iż wymuszone w zasadzie przez was rozwiązanie jest niedobre? Jedyne, co się z tamtego rozwiązania ostaje, Wysoka Izbo, to nazwa tego papieru - świadectwo rekompensacyjne. Dlaczego tak długo narastać musiało zrozumiałe zniecierpliwienie zainteresowanych wraz z odsetkami oczywiście od należnych im zobowiązań? Toż pan premier Pawlak - jeżeli w ogóle - od realizacji tej właśnie rekompensacyjnej części ustawy o NFI chciał rozpocząć realizację programu powszechnej prywatyzacji w 1994 r. Na moje rozliczne pytania i wątpliwości dotyczące możliwości, również logistycznych, realizacji ustawy w tym rekompensacyjnym zakresie ze strony przedstawicieli rządu w 1994 r. powiało optymizmem. Dlaczego w związku z tym nie rozpoczęto realizacji rekompensacyjnej części ustawy o NFI wraz z jej, nazwijmy to, powszechną częścią? Czy rząd w ogóle rozważał możliwość takiej nowelizacji ustawy o NFI, która usuwałaby przeszkody przedstawione w uzasadnieniu rządowym - zasadne - łącznie z odstąpieniem od materialnej formy świadectw rekompensacyjnych, wprowadzała również swoisty przymus uczestnictwa przedsiębiorstw w tym programie - wszak chodziło o zaspokojenie roszczeń w stosunku do skarbu państwa - i ostatecznie stworzyłaby możliwość dochodzenia swego na może pewniejszej, bo już wydeptanej przez ponad 17 mln obywateli, ścieżce? Czy zasłanianie się wynikami referendum w tej właśnie, chyba oczywistej z punktu widzenia społecznego, sprawie, nie jest swoistym pójściem na łatwiznę? Przecież pytanie o NFI nie dotyczyło funduszy rekompensacyjnych.
Tyle o sprawach związanych z historią.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Podstawowym warunkiem powodzenia proponowanego przez rząd programu, podstawowym warunkiem tego, by przyszli posiadacze świadectw rekompensacyjnych nie poczuli się w którymś momencie wystawieni do wiatru, jest zapewnienie właściwej podaży akcji i majątku, na których to dobrach w pierwszym rzędzie skoncentruje się popyt. Będzie ten popyt niewątpliwie rozłożony w czasie, jednak z jego największym nasileniem należy liczyć się na początku realizacji programu. Rząd zamierza ów popyt zaspokoić w ciągu 4 lat, wprowadzając na rynek akcje równowarte wyemitowanym świadectwom rekompensacyjnym. Rząd w uzasadnieniu nie przedstawia żadnej wstępnej prognozy kształtowania się owego popytu. Rozważając problem możliwości zabezpieczenia w pierwszym roku, jak myślę, ok. 40-procentowego zapotrzebowania na akcje i majątek, należy, Wysoka Izbo, wziąć pod uwagę następujące uwarunkowania.
Po pierwsze, spółki zakwalifikowane do programu winny być spółkami, które mogą być dopuszczane do obrotu publicznego. Jak rozumiem - chociaż nie zostało to powiedziane wprost w uzasadnieniu, liczyłem na to, że być może powie to pan minister, przedstawiając projekt ustawy - nie przewiduje się ze względów oczywistych, czyli ze względu na czas i ogromne koszty, wyceny rynkowej tych spółek, a wartość akcji wyliczana będzie na podstawie wyceny księgowej.
Po drugie, po to, aby stworzyć wszystkim uczestnikom rynku świadectw rekompensacyjnych w miarę jednakowe szanse, spółki, których akcje będą nabywane za bony, powinny być spółkami dużymi i wartościowymi, o porównywalnej kondycji finansowej, tak aby popyt na nie nie był zbyt silnie zróżnicowany.
Po trzecie wreszcie, należy pamiętać o tym, Wysoka Izbo, że w każdej spółce, która będzie uczestniczyła w tej grze, do 15% akcji należy się załodze, co najmniej 10% akcji - zgodnie z art. 56 przesłanej już w dniu dzisiejszym panu prezydentowi do podpisu ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji - przeznaczone zostanie na zasilanie systemu ubezpieczeń społecznych, 5% nieustannie odkłada się, w sposób nie do końca zorganizowany, na rezerwę prywatyzacyjną. Pozostaje - wynika to z prostego rachunku - 70% akcji. Mając jednak na względzie interes firmy, jak i pośrednio interes posiadaczy jej akcji, w tym również nabytych za świadectwa rekompensacyjne, należy zachować sporą, dajmy na to 50-procentową pulę dla ewentualnego inwestora strategicznego. W związku z tym na cele rekompensacyjne będzie można w najlepszym wypadku przeznaczyć 20-30% akcji.
Biorąc to wszystko pod uwagę i przyjmując, iż w pierwszym roku funkcjonowania ustawy 50-procentowy popyt oznacza konieczność pojawienia się na rynku akcji o wartości 3 mld zł, oznacza to, w drodze elementarnego rachunku, konieczność postawienia w swoistą prywatyzacyjną gotowość majątku o niebagatelnej wartości 12-15 mld zł.
Dla zobrazowania skali przedsięwzięcia pragnę Izbie przypomnieć, że w 1995 r. sprywatyzowano kapitałowo 26 spółek, uzyskując za to około 1,4 mld zł, czyli 14 bln starych złotych. Zakładając, że średnio sprzedawano 60% akcji, to rynkowa - powtarzam: rynkowa, nie księgowa - wartość całego majątku sprywatyzowanego tą drogą wynosi około 2,5 mld zł, czyli 5-, 6-krotnie mniej od tego, który powinien być w gotowości prywatyzacyjnej z uwagi na realizację programu. Oczywiście jest to kwestia wyceny, niemniej skala przedsięwzięcia jest tutaj ważna.
Z uwagi na znaczenie programu należy moim zdaniem poważnie rozważyć możliwość, aby w ustawie budżetowej określany był co roku majątek, ewentualnie nawet lista spółek spółek przeznaczanych do zbycia za bony - w kolejnym roku budżetowym - tak aby strumień akcji kierowanych na rynek był w miarę określony i skorelowany z szacowanym popytem. O konieczności skonkretyzowania strony podażowej programu w ustawie wypowiadała się również Rada Przekształceń Własnościowych przy premierze, która o tej kwestii debatowała pod koniec ubiegłego roku.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Ustawa nie precyzuje, w jaki sposób posiadacze świadectw rekompensyjnych będą mogli kupować akcje i majątek. Czy wymiana akcji na świadectwa odbywać się będzie analogicznie do sprzedaży akcji w procesie prywatyzacji kapitałowej? W jaki sposób ustalana będzie wyjściowa cena takich akcji? Kto będzie tę cenę ustalał? Jeżeli wymiana świadectw na akcje następować będzie w ofercie publicznej, to jakie szanse na dokonanie zyskownej transakcji będzie miał indywidualny inwestor? Wydaje się, że w wypadku gdy proceder ten będzie oparty wyłącznie o reguły rynkowe, ów nieprofesjonalny inwestor będzie się czuł bezradny, zaś cały program potraktuje jako jeszcze jedno prywatyzacyjne oszustwo. Tutaj niebagatelną rolę do odegrania miałyby fundusze inwestycyjne pośredniczące między posiadaczem świadectwa a rynkiem.
Rząd, w imieniu którego pan minister wymienił zalety proponowanego przez siebie rozwiązania, uważa również, że stworzenie warunków do kumulacji świadectw funduszy inwestycyjnych to jedna z zalet tego programu i że przyczyni się to do podejmowania racjonalnych decyzji inwestycyjnych. Pytam, ile i jakież to fundusze ma do dyspozycji emeryt, ewentualnie pracownik sfery budżetowej? Przecież obecnie funkcjonuje na naszym rynku zaledwie kilka funduszy powierniczych o charakterze otwartym. W Polsce, co było już przedmiotem wielokrotnej krytyki, nie istnieją sprzyjające warunki dla funkcjonowania funduszy. Nasz rynek kapitałowy od wielu lat czeka na stosowną ustawę, której rząd pomimo zobowiązań zawartych w kolejnych dokumentach dotyczących kierunków prywatyzacyjnych nie kwapi się przedstawić.
Czy w związku ze specyfiką świadectw rekompensacyjnych oraz szczególnym charakterem ich właścicieli nie należałoby zastanowić się nad wprowadzeniem nawet mocą tej ustawy specjalnych funduszy pośredniczących, wykorzystując złe i dobre doświadczenia czeskie. Jak państwo pamiętacie, w funduszach czeskich też przedmiotem obrotu był specyficzny pieniądz prywatyzacyjny, oczywiście nieco innego charakteru niż świadectwa rekompensacyjne, ale to była pomoc dla tych nieprofesjonalnych inwestorów.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Pytań i wątpliwości towarzyszących tej, na pierwszy rzut oka bardzo prostej, ustawie, jest znacznie więcej. Chociażby: Ile czasu przewiduje się na realizację programu? W uzasadnieniu mówi się jedynie o względnej szybkości realizacji. Rozumiem, że w stosunku do programu NFI.
W uzasadnieniu nie znalazłem również odpowiedzi, chociaż zgodnie z regulaminem Sejmu uzasadnienie powinno tę odpowiedź zawierać: Ile to będzie kosztowało? Jaki będzie koszt realizacji tego programu, zarówno bezpośredni, jak i pośredni.
Nie znalazłem również w uzasadnieniu śladu analizy skutków powstania pokaźnej, bo liczącej prawie 4 miliony obywateli, grupy pasywnych ze swej istoty właścicieli na funkcjonowanie rynku kapitałowego. Istnieje bowiem obawa, iż spora część uczestników programu może być zainteresowana - o czym tu mówił już mój przedmówca - jak najszybszym spieniężeniem świadectw, co nieuchronnie doprowadziłoby do spadku ich wartości, przede wszystkim w początkowym okresie dopuszczenia ich do obrotu wtórnego.
Rząd również, Wysoka Izbo, nie zdobył się na to, aby przedstawić chociażby wstępną analizę wpływu proponowanego przedsięwzięcia na realizację innych programów prywatyzacyjnych, np. na program NFI, pozostałych ścieżek prywatyzacyjnych, w tym w szczególności prywatyzacji kapitałowej.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Mój klub, pomimo tylu wątpliwości, jest z uwagi na ogromne społeczne znaczenie sprawy za skierowaniem projektu ustawy do komisji - z nadzieją, Wysoka Izbo, że w wyniku jej prac znacznie zminimalizuje się zagrożenie, że dla pracownika budżetówki, dla uprawnionego emeryta i rencisty bony rekompensacyjne okażą się gruszkami na wierzbie. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia