1 kadencja, 37 posiedzenie, 1 dzień - Poseł Ewa Spychalska

1 kadencja, 37 posiedzenie, 1 dzień (11.02.1993)


1, 2 i 3 punkt porządku dziennego:

   1. Sprawozdanie Komisji Polityki Gospodarczej, Budżetu i Finansów oraz Komisji Ustawodawczej o projekcie ustawy budżetowej na 1993 r. (druki nr 598, 598-A, 598-B, 598-C, 598-D i 745).
   2. Sprawozdanie Komisji Polityki Gospodarczej, Budżetu i Finansów oraz Komisji Ustawodawczej o projekcie założeń polityki pieniężnej na 1993 r. wraz z raportem o stanie pieniądza (druki nr 601, 601-A i 747).
   3. Sprawozdanie Komisji Przekształceń Własnościowych oraz Komisji Ustawodawczej o projekcie podstawowych kierunków prywatyzacji w 1993 r. (druki nr 628 i 744).


Poseł Ewa Spychalska:

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Od kilku lat wokół kolejnych ustaw budżetowych toczy się gra polityczna. Budżety są uchwalane pod silną presją rządu i wspierających go koalicjantów, a następnie w ciągu roku zmieniane wskutek słabości wyliczeń stosowanych przez autorów. Za każdym razem przy tych okazjach dokonywane są cięcia wydatków powodujące zarówno demontaż kolejnych sektorów służb publicznych, jak też przerzucanie skutków przeciągającego się kryzysu na barki społeczeństwa. To, co dzieje się wokół obecnego budżetu, przerasta dotychczasowe praktyki. W istocie mamy do czynienia z walką polityczną o władzę. Budżet zaś jest przede wszystkim jej instrumentem. Związkom zawodowym takie podejście nie odpowiada. Na budżet patrzymy nie tylko jako na środki zabezpieczające funkcjonowanie państwa, ale przede wszystkim jako na sposób redystrybucji dochodu narodowego, a więc jego podziału wśród społeczeństwa. Jeśli tak właśnie popatrzeć na budżet tego roku, to można powiedzieć, iż jest on najbardziej restrykcyjny w stosunku do wszystkich realizowanych po 1989 r. Nie jest to już nawet budżet nadziei, lecz tonącego, który próbuje się ratować kosztem innych.

    Po stronie dochodów budżet opiera się przede wszystkim na podatkach. Warto jednak przypomnieć, iż w pracach komisyjnych wielokrotnie podkreślano, że zakładane wpływy mogą być nierealne, albowiem opatrzone są grzechem nieściągalności od sezonowych firm prywatnych, podczas gdy sektor państwowy, stanowiący nadal główne źródło dochodów budżetowych, jest dołowany nadmiernym fiskalizmem przygniatającym możliwość jego egzystencji. Podatki mają także i to do siebie, iż dla wielu producentów są okazją do podnoszenia cen na towary i usługi, za które płacą przeciętni obywatele. W ten sposób podstawowa część społeczeństwa skazana jest na podatkowy rygor, przy czym gdyby nawet dodatkową pracą próbowała podwyższyć standard swej egzystencji, fiskus w wyniku zastosowania odpowiedniej progresji podatkowej zabrałby więcej. Tak więc podatki nie tylko są zmorą producentów, o czym była tu mowa, ale także zwykłego obywatela, od którego dodatkowo jeszcze pobiera się różnego rodzaju opłaty skarbowe, drogowe, lokalne, klimatyczne, ustanawiane przez urzędy państwowe bądź administrację samorządową. Przeciętny obywatel skazany jest także na wzrost opłat pocztowych, telekomunikacyjnych, taryf przewozowych, abonamentów radiofonicznych itp., albowiem służby publiczne walczą w ten sposób o swą egzystencję. Nikt w kraju jak dotąd - od 3 lat - oprócz OPZZ, nie liczy, jaki stanowi to uszczerbek w skromnych budżetach domowych. Czyżby celowo? Jest oczywiste, że każde państwo ściąga podatki, chodzi tylko o to, w jakiej proporcji do dochodu obywatela oraz w jakiej wysokości od podmiotów gospodarczych bez względu na formę własności, tak by nie zaprzepaścić inicjatywy rozwojowej. W przedłożonym projekcie rządowym podatek dochodowy od osób fizycznych planowany jest na 109 bln zł, co oznacza, że jest drugą, podstawową wielkością wpływów budżetowych, podczas gdy od osób prawnych - tylko 61 bln zł. Wydaje się natomiast, że kwoty zaplanowanych wpływów pozapodatkowych, nawet po uwzględnieniu wniosków mniejszości, są wielkościami zaniżonymi. Chodzi tu głównie o wpływy budżetowe z ceł i prywatyzacji. Te dwie dziedziny w odczuciu opinii społecznej stanowią przykład karygodnych zaniedbań, rodzących patologię i afery.

    Największym jednak zagrożeniem jest nieodpowiednia polityka przemysłowa. Budżet nie przewiduje, nawet po uwzględnieniu wniosków mniejszości, wystarczających środków ani na restrukturyzację przemysłu, ani na inwestycje, bez których trudno nawet marzyć o ożywieniu gospodarczym. Oznaczać to może dalszy upadek wielu przedsiębiorstw państwowych, a co za tym idzie wzrost bezrobocia i wymuszoną prywatyzację, która nie przynosi zakładanych efektów i jest przez załogi pracownicze postrzegana jako wyprzedaż majątku narodowego poniżej jego wartości. Poselskie wołanie o debatę nad przyszłością polityki przemysłowej jak dotąd rozbijało się o mur obojętności wznoszony przez kolejne ekipy rządowe. To co obecnie przygotowywane jest w resorcie przemysłu i handlu, zdaniem federacji związków branżowych, nie stwarza nadziei na szybką poprawę kondycji rodzimego przemysłu. Tymczasem budżet wysysa wszystko co możliwe z przedsiębiorstw państwowych i ludzi pracy najemnej, przykrawając wydatki do wątpliwych wpływów. Reperowanie budżetu kolejnymi podwyżkami cen energii elektrycznej, gazu, paliw czy czynszu jest widomym przykładem obarczania ludzi pracy i grup najsłabszych skutkami przeciągającej się recesji gospodarczej, której końca w dalszym ciągu nie widać. Dzieje się to bez jakiejkolwiek zgody związków zawodowych i bez zgody parlamentu. Rząd zaś postępuje tak, jakby jego wersja budżetu była uchwalona przed uchwaleniem. Rząd nie daje za wygraną także w sprawach waloryzacji rent i emerytur oraz płac w sferze budżetowej, włączając już do projektu budżetu własne rozwiązania odbiegające od tych, które zostały przyjęte przez Wysoką Izbę. Czyżby więc kolejny raz emeryci i renciści, a także nauczyciele czy pielęgniarki mieli być złożeni w ofierze na ołtarzu ugody koalicyjnej zawartej z rządem przed uchwaleniem budżetu? Ten zabieg jest możliwy, ale w razie powodzenia nie rokujemy satysfakcji jego pomysłodawcom. Uderzając po kieszeni najsłabszych, ujawni lepiej niż dotychczas zwiększającą się przepaść między racjami polityków a racjami społeczeństwa. Nie da się bowiem dalej twierdzić, że broniąc rządowej wersji budżetu, broni się interesu państwa. Państwo nie jest zbiorem samonapędzających się instytucji, lecz organizmem społecznym żywych ludzi osadzonych w realiach bytowania. O sile państwa decyduje nie tylko władza, ale przede wszystkim zamożność i poczucie bezpieczeństwa jego obywateli. Jeśli te fundamentalne zasady są zagrożone, trudno dowieść jego żywotności. Tymczasem budżet po stronie wydatków praktycznie oznacza kolejny krok do wycofania się państwa z osłony socjalnej obywateli oraz komercjalizacji tak istotnych dla narodowej tożsamości dziedzin, jak kultura czy oświata. Nie ulega wątpliwości, iż obniżenie iwa - realnej wartości rent i emerytur spowoduje nacisk tego środowiska, jeśli chodzi o świadczenia z pomocy społecznej. Nacisk ten wzrośnie także w wyniku odebrania zasiłków wzrastającej liczbie ludzi bezrobotnych. Przedwczesne emerytury są oczywiście pewnym wyjściem z sytuacji, ale przecież z jednej strony powiększą one wydatki budżetowe, a z drugiej nie zlikwidują zjawiska ubóstwa. Tymczasem środki zaplanowane w Funduszu Pracy wystarczą zaledwie na skromne zasiłki i utrzymanie administracji biur pracy, która w ostatnim okresie w niesamowitym tempie się rozrasta. (Oklaski) Ludziom trzeba powiedzieć wyraźnie, że w bieżącym roku nie mają co liczyć na zatrudnienie, ponieważ brakuje środków zarówno na tworzenie nowych miejsc pracy, jak i na aktywizację zawodową bezrobotnych. Czy w takiej sytuacji środki finansowe na pomoc społeczną wystarczą? Jak dotąd nie ma odpowiedzi na to pytanie.

    Nie jest także jasne, jak ma przetrwać kryzys oświata i służba zdrowia. Wiadomo tylko, że wystarczy środków na płace, ale przy zmniejszonym zatrudnieniu w całej sferze budżetowej o 5%. Gdzie ci ludzie pójdą - jak dotąd nie wiadomo, tak jak nie wiadomo, w jaki sposób będzie funkcjonować oświata, kultura, służba zdrowia, kiedy środki na podstawową działalność stanowią w zaokrągleniu, bez płac, tylko ok. 10% planowanych wydatków. W oświacie nie starczy wobec tego na przysłowiową kredę, a w służbie zdrowia - na mydło. Na tym tle mówi się coraz częściej o zniesieniu konstytucyjnych zapisów prawa obywateli do bezpłatnego nauczania i ochrony zdrowia. Oznaczać to będzie kolejne przeniesienie ciężaru znacznych wydatków na barki społeczeństwa. Jeśli ktoś powie, że tak jest na świecie, to spytajmy, ile tam wynosi płaca realna. Tymczasem my zmierzamy do światowych cen, natomiast płace pracownicze pozostają na poziomie kolonialnego wyzysku. Na tym tle rażąco szybko wzrastają wydatki na administrację państwową oraz instytucje pozarządowe. Czyżby tam nie zauważono kryzysu? A może skromniej, panowie, należy urzędować w czasie, gdy bieda aż piszczy?

    Panie Marszałku! Panowie i Panie Posłowie! Jest oczywiste, że ciężaru tak skonstruowanego budżetu nie udźwigną ludzie pracy, przyciśnięci kłopotami dnia codziennego do nieprzekraczalnej granicy. OPZZ i posłowie związkowi otrzymują w tej sprawie setki listów od załóg pracowniczych, organizacji i pojedynczych osób. Można powiedzieć, że poziom społecznej wytrzymałości sięgnął dna i bez zasadniczej zmiany polityki gospodarczej i społecznej, na którą obecny rząd nie ma ochoty, żadne manewry fiskalno-monetarne nie rokują nadziei na poprawę.

    Z tych przyczyn nie możemy poprzeć budżetu w rządowej wersji. Mówimy to otwarcie, każda bowiem wersja budżetu obciążająca ponad miarę ludzi pracy najemnej i grupy najsłabsze - niezależnie od tego, z jakiej wywodzi się opcji politycznej - dla związków zawodowych jest nie do przyjęcia. Jesteśmy już gotowi do negocjacji na temat naszej inicjatywy - Karty Gwarancji Społecznych i Socjalnych, w której podstawowe problemy społeczne ujęte są w określone ramy. Największym bowiem niebezpieczeństwem społecznym, jakie w obecnej sytuacji się rysuje oprócz zagrożeń dla codziennego bytu, jest strach przed pozostawieniem człowieka samemu sobie. Rok temu, w czasie debaty budżetowej, ostrzegałam z tej trybuny, mówiąc do ówczesnego premiera: ˝Przywódco, obejrzyj się, czy za tobą idą ludzie...˝ Jednak nie poszli. A więc uczyńmy wszystko, by deklarowane państwo prawa oznaczało przede wszystkim państwo bezpieczeństwa obywateli. (Oklaski)


Powrót Przebieg posiedzenia