6 kadencja, 76 posiedzenie, 2 dzień (21-10-2010)
17 punkt porządku dziennego:
Informacja prezesa Rady Ministrów dotycząca okoliczności tragicznych wydarzeń w łódzkim biurze Prawa i Sprawiedliwości.
Poseł Jarosław Kaczyński:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Nie chcę w tym wystąpieniu zajmować się tym wszystkim, co jest banałem. Przemysł nienawiści to nie jest coś, co wymyślili politycy, to jest określenie jednego z publicystów, który sam o sobie mówi, że chce iść środkiem drogi. Chodzi o nieustanne ataki, zapowiedzi anihilacji opozycyjnej formacji politycznej. My nie chcemy wygrać wyborów, my chcemy anihilacji itd., itd. Tego rodzaju cytatów: z Palikota, z nieobecnego tutaj pana Niesiołowskiego i z wypowiedzi wielu innych polityków mógłbym przytoczyć bardzo wiele. Między tymi cytatami a tym wydarzeniem jest niewątpliwy związek.
Ale chciałbym powiedzieć o czymś bardziej istotnym, głębszym, o czymś, co dotyczy odpowiedzi na pytanie najbardziej zasadnicze: O co tutaj w istocie chodzi? Z jakim procesem mamy do czynienia w Polsce? Czemu te ataki służą? Otóż można, oczywiście zawsze w pewnym uproszczeniu, bo w krótkim wystąpieniu trudno uniknąć uproszczeń, powiedzieć tak: Po pierwsze, mamy w Polsce do czynienia z potężnym atakiem nie na jakąś partię polityczną. Oczywiście ten atak jest, ale jego sens jest dużo głębszy. To jest atak na wielką część społeczeństwa. To jest atak na ludzi, którym się w gruncie rzeczy odmawia praw obywatelskich. Zabierz babci dowód. Co to w gruncie rzeczy oznacza? To oznacza, że ludzie starsi mają nie mieć praw obywatelskich. Ciągłe odwoływanie się do tego, że na jakąś partię, moją partię, głosują ludzie ze wsi. Czy ludzie ze wsi nie mają praw obywatelskich? A przecież ten argument pada nieustannie i jest funkcjonalnie związany z tym nieustannym, niebywałym po prostu atakiem na naszą partię. Praktyki religijne. Ciągle pokazywane jest, że elektorat naszej partii bardziej praktykuje niż elektorat innych partii. Czy ludzie wierzący w naszym kraju mają być pozbawieni praw obywatelskich? A jeżeli ktoś już wierzy intensywnie, praktykuje intensywnie, no to już wiadomo, że jest z nim bardzo, bardzo źle. Jego prawa w gruncie rzeczy powinny być podważane, jego partia, którą popiera, powinna być kwestionowana, może być kwestionowana, nie obowiązują wobec niej żadne reguły. Wolno obrażać prezydenta wybranego w demokratycznych wyborach w sposób najbardziej ordynarny, najbardziej niesłychanymi po prostu oświadczeniami polityków, którzy awansują w partii rządzącej. Dziś już ich tam nie ma, ale to przecież wydarzenia dopiero ostatnich tygodni. Powtarzam, to jest antydemokratyczne, to jest antykonstytucyjne. Wszyscy Polacy mają takie same prawa. (Oklaski) Takie same prawa mają ci, którzy mają lepsze wykształcenie, bo ciągle pada także ten argument, jak i ci, którzy mają gorsze. Takie samo prawo mają wierzący, także ci intensywnie praktykujący, i ci, którzy praktykują mniej intensywnie. Ci, których deklaracja przynależności do Kościoła jest w gruncie rzeczy pewnego rodzaju fikcją, ale także ci, którzy deklarują, że są niewierzący, mają takie same prawa i nie wolno tego podnosić. Powtarzam, sensem tej kampanii, która trwa co najmniej od przeszło 5 lat, od przemówienia pana Donalda Tuska, pana premiera, z 19 czerwca 2005 r., jest atakowanie. Wszyscy mają równe prawa. Atakowana jest ich partia, a więc w istocie te prawa są kwestionowane, ze skutkami, które skończyły się już jedną wielką tragedią, a teraz mamy inną tragedię, nie chcę powiedzieć, że mniejszą, bo te słowa, że kiedy umiera jeden człowiek, umiera cały świat, są prawdziwe. (Oklaski) Nie liczmy tutaj, ile osób umarło, ile osób zginęło, kim ci ludzie byli. To jest kolejna tragedia, która wynika z tej kampanii.
Jest jednak, można powiedzieć, druga sprawa i w jakimś sensie w porządku chronologicznym, z pewnymi uproszczeniami, druga faza tej kampanii. Tutaj pytamy o praworządność. Pytamy o to, czy polscy obywatele - deklarowali to przed chwilą i premier, i minister spraw wewnętrznych - mają równe prawo do ochrony. Otóż przypomnę to, co działo się pod krzyżem. Stali tam policjanci, często także funkcjonariusze ABW, a jednocześnie krzyż był profanowany, ludzie byli bici, obrażani, nawet kobiety. Co to w istocie miało znaczyć? Po pierwsze, to znaczy, że w tym kraju nie ma żadnej praworządności, bo policjant ma obowiązek interweniowania w tej sprawie, w takiej sprawie. Jeżeli nie interweniuje, to znaczy, że ma odpowiedni zakaz. Ten, kto zakaz wydał, dopuszcza się przestępstwa, radykalnie łamie zasady praworządności. (Oklaski) Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że tego rodzaju fakty miały miejsce. Miały miejsce fakty niebywale wręcz drastyczne. Miały miejsce fakty bicia, gaszenia papierosów na szyjach modlących się kobiet. (Poruszenie na sali) Miały, tak, tak. Miały miejsce takie fakty, jak oddawanie moczu na palące się znicze, które miały czcić poległych w katastrofie smoleńskiej, w tym szczególnie znienawidzonego prezydenta, dziś już byłego, nieżyjącego, świętej pamięci mojego brata. Tak, miały miejsce tego rodzaju fakty. Była Policja, były siły porządkowe, nie było interwencji. To też był niewątpliwie fakt, który zachęcał do działań, które próbowano tutaj rozwodnić, że to niby pod siedzibą SLD, że to niby nie dotyczyło tej jednej partii, chociaż przecież ten pan krzyczał głośno, że chce zabić Jarosława Kaczyńskiego, że ma za krótką broń. Wszyscy to słyszeli, bardzo wielu to słyszało, opisywały to wszystkie media.
Jest też, proszę państwa, trzeci sens, który też można jakoś ułożyć w porządku chronologicznym. Można powiedzieć, że jest to ten element, który już ostatecznie odpalił tę agresję, być może, że był bezpośrednią przyczyną zabójstwa. Tutaj mamy do czynienia z kolejną wartością. Najpierw była równość praw obywatelskich, w ogóle prawa obywatelskie, później praworządność, a teraz jest prawda. Bez prawdy, Wysoki Sejmie, nie ma możliwości funkcjonowania demokracji. (Oklaski) Jeżeli mamy przyjąć zasady pani de Barbaro, specjalistki od socjotechniki, o której głośno było w roku 2005, te słynne wypowiedzi mówiące o tym, że z najuczciwszego człowieka można zrobić kanalię, a z kanalii - uczciwego człowieka, jeśli ktoś stosuje odpowiednią socjotechnikę... Widzę, że panu Niesiołowskiemu się to podoba.
(Poseł Stefan Niesiołowski: Odczep się ode mnie.)
Jeszcze raz przypominam panu, że my nie jesteśmy po imieniu.
(Poseł Stefan Niesiołowski: Ale byliśmy.)
Kiedyś byliśmy, rzeczywiście, ale później się pan stoczył. (Wesołość na sali, oklaski)
(Poseł Stanisław Wziątek: Zmieńcie język.)
Otóż te zasady, proszę państwa, godzą bezpośrednio w wartość, która dla demokracji jest całkowicie podstawowa. Powtarzam, w samych założeniach funkcjonowania mechanizmu demokratycznego jest to, że funkcjonuje prawda i pewien mechanizm kontrolowania prawdy, że kłamstwo nie może triumfować.
(Poseł Małgorzata Kidawa-Błońska: To prawda.)
Otóż przypomnijmy sobie to, co działo się w związku z obchodami półrocza czy 6 miesięcy od chwili katastrofy. Doszło wtedy do demonstracji, jak co miesiąc zresztą, na której czele stali księża, były modlitwy, pieśni religijne. (Dzwonek) Ta demonstracja została określona przez część mediów, przez niektórych intelektualistów, tutaj trzeba użyć cudzysłowu, jako faszystowska, 1933 r., zagrożenie demokracji, były żądania Trybunału Stanu, a nawet wyjścia poza metody demokratyczne - właśnie pan C. wyszedł poza metody demokratyczne - żeby tylko tym strasznym rzeczom zapobiec. A o co chodzi? O ten potworny lęk przed katastrofą smoleńską, która była gigantyczną kompromitacją III Rzeczypospolitej, niezależnie od tego, jakie były jej szczegóły. (Oklaski) Ta furia, która wybuchła w związku z tą demonstracją, ta próba uniemożliwienia, zastraszenia, żeby takie demonstracje nie powtarzały się, to był wielki atak na prawdę, to znane w Polsce przeprowadzenie kampanii przeciwko mnie z tego powodu, że rzekomo mówiłem o prawdziwych Polakach. Nie mówiłem o prawdziwych Polakach, wszystko od początku do końca było kłamstwem. A ileż było oświadczeń, w tym skrajnie obraźliwych - szambo. Ja nie mówię o ludziach, którzy wywodzili się ze środowisk inteligenckich, a kiedy przyszła wojna, nie byli w AK, kiedy zaś przyszedł stalinizm, byli na klęczkach. Ja takich ludzi mam za nic, niezależnie od ich talentów. Nie będę z nimi polemizował.
Natomiast chcę jasno powiedzieć, że ta sprawa prawdy jest - jeżeli chcemy rzeczywiście doprowadzić do zmiany w naszym kraju - zupełnie elementarna. I tutaj trzeba mówić nie tylko o politykach, trzeba mówić także o środkach masowego przekazu, o ˝szkłach kontaktowych˝, o tym wszystkim...
(Poseł Teresa Piotrowska: I o Telewizji Trwam.)
...co budowało kłamstwo i przemysł nienawiści. (Oklaski) Jeżeli tego nie wycofamy, jeżeli tego nie zlikwidujemy, to nie ma mowy o tym, żeby Polska mogła wyglądać normalnie.
Próby porównywania religijnej Telewizji Trwam i ˝Szkła kontaktowego˝ to jedno z tych najbardziej drastycznych nadużyć odnoszących się właśnie do prawdy. Swego czasu byłem w Komisji Etyki Poselskiej i tam często przedstawiciele nieistniejącego w tej chwili, przynajmniej w parlamencie, LPR-u zgłaszali wnioski zmierzające do ukarania tych, którzy atakowali Radio Maryja. I za każdym razem to był atak, w którym chodziło o antysemityzm. Wielokrotnie domagałem się przedstawienia taśm z nagraniami, które pokazują ten antysemityzm. Jakoś nigdy mi ich nie pokazano. Po prostu dlatego, że ich nie ma. Apeluję do państwa, którzy w tej chwili podnoszą tę sprawę tutaj, wznoszą te okrzyki przeciwko Radiu Maryja, żeby może przez kilka dni posłuchali. Możecie się radykalnie nie zgadzać z narodową postawą. Wiem, że pojęcie ˝naród˝ jest dla was trudne. (Poruszenie na sali) Ale... (Oklaski)
(Poseł Teresa Piotrowska: To jest skandal.)
(Poseł Tomasz Kulesza: Ohyda.)
Ale, proszę państwa, tam nic poza tym nie ma. Ostatnio ukazała się analiza człowieka, który na pewno nie jest zwolennikiem tego radia, a który to wyraźnie powiedział, znanego socjologa, radykalnego przeciwnika naszej formacji politycznej i naprawdę niemającego nic wspólnego z tą stroną, po której występuje Radio Maryja: po prostu to jest kłamstwo. Jeszcze raz wzywam państwa do tego, żeby tym kłamstwem się nie posługiwać, bo kłamstwo prowadzi właśnie do tego, o czym tutaj dzisiaj dyskutujemy.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Wiem, że przekroczyłem czas, ale sprawa jest taka, że naprawdę warto mi to wybaczyć. Proszę o jeszcze jedną minutę, tylko jedną minutę.
Nie uciekniecie państwo przed odpowiedzialnością. Można oczywiście opowiadać bajki o zdefiniowanym podziale politycznym w Polsce, bo nasze partie mają radykalnie odmienny pogląd na Polskę i trzeba się z tym zgodzić. Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska to są partie o radykalnie odmiennych programach. Zdefiniowanie tego jako podział na Polskę solidarną i liberalną naprawdę, panie pośle, nie ma nic wspólnego z początkiem wojny. To jest po prostu zwykłe określenie sytuacji politycznej, podziału politycznego w Polsce, nazwanie tego podziału politycznego. Taki podział w Polsce istnieje. Taki podział w Polsce istnieje i co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Czy ten podział musi prowadzić do takich napięć, które kończą się katastrofami, kończą się wystawianiem prezydenta na niebezpieczny lot, zamiast wspólnego lotu, wspólnego wystąpienia w tej sprawie prezydenta i premiera, czy tym mordem? Nie musi, proszę państwa, ten podział nie musi tak wyglądać. Ale to wymaga przede wszystkim przyjęcia, że to bici i atakowani powinni być traktowani jako ci, których należy przepraszać, a przede wszystkim należy przestać ich bić i atakować. Niestety nie widzę w najmniejszym stopniu tej tendencji. Pierwsze wystąpienie pani poseł Kidawy-Błońskiej zaraz po tym wydarzeniu było w innym tonie niż wystąpienie premiera Tuska czy później wystąpienie marszałka Komorowskiego. Niestety okazało się, kiedy dzisiaj słuchałem wystąpienia pani poseł, że to jest tendencja trwała. Nadziei niewiele, ale mimo wszystko próbujmy jednak zmienić Polskę. Dziękuję bardzo. (Długotrwałe oklaski)
(Poseł Stefan Niesiołowski: Hańba.)
Przebieg posiedzenia