5 kadencja, 33 posiedzenie, 2 dzień (25.01.2007)
13 punkt porządku dziennego:
Informacja Rządu na temat realizacji traktatu Polsko-Niemieckiego o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 czerwca 1991 roku (druk nr 1328).
Poseł Bronisław Komorowski:
Pani Marszałek! Pani Minister! Wysoka Izbo! Chciałem mówić o traktacie, ale oczywiście po wystąpieniu pana Karskiego trudno nie ustosunkować się do kompletnie bezsensownego ataku, panie pośle. Tak, słuchałem pani minister. Mówiła głosem kompromisu, mówiła głosem pojednania, konsensusu, a pan, panie pośle, zawsze wszystko musi zepsuć, zawsze i wszędzie.
(Poseł Marek Suski: To Śpiewak zepsuł.)
Chętnie bym oczywiście zapytał, jeśli państwo publicznie mówią o tym, że polska polityka zagraniczna musi być przedmiotem konsensusu... Ba, państwo mówili o tym, że każde posunięcie partii politycznej, nawet w ramach Parlamentu Europejskiego w stosunku do innych partii europejskich, musi być uzgadniane z polskim MSZ. To ja chciałbym państwa zapytać, jak państwo oceniają wyjazd pana posła Michała Kamińskiego, wyjazd pana marszałka Marka Jurka, wtedy posła AWS, do Londynu do pana Pinocheta.
(Poseł Jan Rzymełka: Skandal.)
Nie spytali pana ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka. Czy to hańba, czy norma? A jeśli norma, to dlaczego chcecie stosować podwójną ocenę tej normy: inną w stosunku do siebie i do konkurencji politycznej inną? (Oklaski)
Proszę państwa, historii nie da się przekreślić, o historii nie wolno zapominać, ale z historią trzeba umieć mądrze żyć. Żyć mądrze z historią to znaczy tak, aby historia nie przesłaniała horyzontów przyszłości w relacjach między ludźmi, między narodami i między państwami.
Niewiele jest przykładów większego obciążenia historią niż przykład stosunków między Polską a Niemcami. Każdy z nas dźwiga w sobie odziedziczony po rodzinie, po rodzicach, po dziadkach fragment dramatycznego polskiego losu z czasów II wojny światowej, bo nie ma prawie żadnej polskiej rodziny, która nie poniosłaby w tamtym czasie strat, nie przeżyłaby bólu, nie doświadczyłaby nieszczęścia.
To dlatego tak łatwo było w okresie PRL grać na antyniemieckich nastrojach w Polsce, tak łatwo było przedstawiać świat zachodni, świat całego Zachodu, całą Europę jako źródło potencjalnej opresji, jako źródło naszego strachu przed Niemcami. To dlatego także dzisiaj od czasu od czasu nawet poważni politycy albo poważne partie polityczne tak łatwo ulegają pokusie chęci odwoływania się do negatywnych skojarzeń, lęków, obciążeń z natury historii pomiędzy relacjami polsko-niemieckimi.
Warto jednak pamiętać, że nawet w PRL, panie pośle Karski - pan, zdaje się, coś tam robił, panie pośle, w tym czasie - byli ludzie, którzy w polityce polsko-niemieckiej starali się coś załatwić, starali się o normalizację relacji polsko-niemieckich, bo wtedy normalizacja oznaczała głównie potwierdzenie nienaruszalności polskiej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Fakt jest smutny: przez kilkadziesiąt powojennych lat Polska nie uczestniczyła w bardzo ważnym procesie zabliźniania ran przeszłości, nie uczestniczyła w europejskim procesie integracji, nie uczestniczyła w tych procesach, które tam na Zachodzie pozwalały na szybsze zabliźnienie ran wojennych, na szybsze przekraczanie barier historycznych uprzedzeń i negatywnych historycznych doświadczeń. Logika szukania tego, co zbliża, co przyspiesza proces zabliźniania się ran, przyświecała ojcom założycielom Unii Europejskiej. Ona także zaowocowała traktatami rzymskimi.
My Polacy mogliśmy w tę logikę włączyć się dopiero po przełomie roku 1989, ale pamiętajmy, że i byli wtedy, i są dzisiaj ludzie, którzy tej logice usiłują na każdym kroku zaprzeczać, którzy chętniej rozdrapują rany przeszłości, niż mówią o przyszłości.
To rządowi Tadeusza Mazowieckiego, to ministrowi Krzysztofowi Skubiszewskiemu, to całemu pokoleniu ludzi ˝Solidarności˝ udało się skutecznie przekroczyć bariery historycznej wrogości w relacjach z Niemcami. Udało się pomimo tego, że każdy z nas dźwiga ciężar rodzinnego doświadczenia, rodzinnego bólu, że każdy z nas wspomina tych, którzy stracili życie z rąk niemieckich. Udało się wtedy postawić słuszny krok w kierunku pojednania i partnerstwa, słuszny krok na drodze wyznaczonej między innymi przez polski Kościół, który w roku obchodów tysiąclecia chrztu Polski wypowiedział razem z biskupami niemieckimi słynne i mądre słowa ˝Przebaczamy i prosimy o przebaczenie˝. Ta droga wiodła do skutecznego wyrwania się Polski z kręgu zależności jałtańskich. Ta polska droga na Zachód wiodła przez Niemcy, wiodła przez Niemcy zjednoczone. Kto tego nie rozumie, ten nic nie rozumie z polityki.
To zjawisko oparte było na fundamencie wspólnoty interesu, bo my Polacy, zyskując szansę na skuteczną ucieczkę na Zachód i wyrwanie się z kręgu uzależnień wschodnich, jednocześnie pomogliśmy w zburzeniu muru berlińskiego i w procesie zjednoczenia Niemiec. Pamiętamy - mam nadzieję, że jeszcze pamiętamy - iż był to moment, w którym i na ziemiach polskich, i na wschodnich ziemiach niemieckich stacjonowały oddziały Armii Czerwonej. W takich okolicznościach, warunkach powstawał cały pakiet regulacji prawno-traktatowych. W jego skład weszły: traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, traktat graniczny, a oba były poprzedzone tą słynną konferencją 2 plus 4, która była ciężkim bojem nowej demokratycznej dyplomacji polskiej o to, aby siłami międzynarodowymi zagwarantować w przeddzień podpisania traktatów z Niemcami nasze granice polsko-niemieckie. Nie wszystkie kwestie sporne udało się wtedy rozwiązać. Dotyczy to niektórych kwestii majątkowych oraz praw Polaków mieszkających w Niemczech. Odrębnym problemem do dyskusji jest to, czy jest to problem mniejszości narodowych, czy problem polskiej emigracji. Na pewno jest to problem Polaków mieszkających w Niemczech. Stworzono wtedy jednak warunki w ramach traktatów, które dużo później przy umiejętności działania na zasadzie porozumienia, a nie jątrzenia, w relacjach polsko-niemieckich dało się wykorzystać dla załatwienia trudnych polskich spraw. Przecież w ramach traktatu rząd Jerzego Buzka uzyskał korzystne rozwiązania w zakresie problemu odszkodowań za pracę przymusową Polaków w III Rzeszy. Korzysta z tego ogromna liczba naszych obywateli do dnia dzisiejszego.
Ówczesny szef polskiej dyplomacji mówił o tych uwarunkowaniach wprost, nie ukrywał, że zawarcie kompromisu nie było takie proste. Pan Krzysztof Skubiszewski mówił wtedy tak: Nie chcemy destabilizacji i pomysłów bardziej przypominających fajerwerki, niż realne myślenie i działanie w polityce. Chcemy łączyć realizm z wizją przyszłości.
Chcemy łączyć realizm z wizją przyszłości - tę myśl chciałoby się zadedykować obecnej polskiej ekipie władzy kształtującej polską politykę zagraniczną, także politykę w stosunku do Niemiec.
Pojawiającym się stale krytykom - być może oni także zabiorą dzisiaj głos w tej debacie na temat traktatu - przypominam, że jedynym kryterium sprawdzania słuszności krytyki, pomijając często stosowaną tzw. gdybologię, jest pokazanie, że samemu potrafi się zrobić coś lepiej. Tym, którzy po latach mówią, że można było uzyskać coś więcej w drodze twardszej polityki, przypominam, że to gotowane jajko ocenia się po tym, czy jest miękkie, czy twarde, a politykę ocenia się po tym, czy jest ona skuteczna, czy nie.
Słuchałem pana posła Karskiego. Słusznie wspominał pan o problemie doktrynalnym w państwie niemieckim, o konstytucji, o prawach Polaków do rozmawiania z dziećmi w języku polskim, itd. Proszę państwa, mam nadzieję i szczerze tego państwu życzę, żebyście państwo dzisiaj, mając pełnię władzy w państwie polskim od prezydenta przez premiera, ministra spraw zagranicznych, po marszałków Sejmu i Senatu, potrafili choć jeden z tych problemów, a najlepiej wszystkie, rozwiązać. Powiem więcej, cieszę się z tego, że pan Karski mówi językiem ludzi Platformy Obywatelskiej, bo to my apelowaliśmy o to, żeby umiejętnie, bez jątrzenia, na zasadzie oddziaływania dyplomatycznego, oddziaływania na opinię publiczną w Niemczech, na elity polityczne w Niemczech, budzić potrzebę zmiany doktryny państwa niemieckiego, bo ona jest zła. Ci, którzy chcą krytykować tych, co zrobili tak dużo w ramach III Rzeczpospolitej, niech zrobią coś więcej w ramach IV.
Dzisiaj, proszę państwa, trzeba dokonywać pewnego rachunku. Do dzisiaj doskonale rozwijała się współpraca gospodarcza, w ciągu 15 lat wzajemne obroty handlowe wzrosły pięciokrotnie, blisko 30% naszego eksportu idzie na rynek niemiecki. Do dzisiaj świetnie rozwijała się wymiana młodzieży, w ciągu 15 lat zrealizowano 35 tys. projektów z udziałem 1,5 mln młodych Polaków i Niemców. Do dzisiaj wielkim beneficjentem współpracy były polskie samorządy - w ciągu 15 lat nawiązano 650 różnych partnerstw na poziomie samorządów lokalnych. Chciałbym bardzo, żeby państwo do tego mogli dopisać kolejne pozytywne zjawiska, sukcesy wynikające z dobrej współpracy polsko-niemieckiej.
W tym kontekście należy zapytać, jaką treścią obecna ekipa władzy zamierza wypełnić ramy traktatu sprzed 15 lat. Jak na razie jest to dorobek mizerny. Trudno dziwić się, gdyż zaledwie przed paroma tygodniami minister spraw zagranicznych zapowiadała renegocjację tego traktatu. Zdaje się, na szczęście, że pan premier zajął stanowisko zdecydowanie odmienne, ale fakt pozostał faktem. Dorobek jest mizerny, bo minister spraw zagranicznych nie chciała nawet tej debaty - od czerwca przesuwany jest jej termin, kolanem trzeba było wydusić stanowisko rządu w kwestiach oceny traktatu. Dostaliśmy je dopiero wczoraj, o czymś to świadczy. Niestety świadczy również o tym, że uzyskane w ten sposób w sumie racjonalne stanowisko, które zaprezentowała pani minister spraw zagranicznych tu w polskim Sejmie, de facto przyznania się do konieczności prowadzenia polityki kontynuacji w stosunkach polsko-niemieckich, zawarte w informacji, jest jeszcze nieprzemyślane. Mam nadzieję, że nie doczekamy się kolejnych groźnych fajerwerków ze strony koalicjantów współtworzących rząd, szkodzących relacjom polsko-niemieckim. Mam nadzieję, że doczekamy się czegoś, co wydawałoby się rzeczą naturalną - doczekamy się informacji o tym, co rząd zamierza zrobić, informacji napisanej ludzkim językiem. Nie ukrywam, że chwaliłbym to. Nie ma nic na temat tego, czym rząd Jarosława Kaczyńskiego chce wypełnić ramy traktatowe, które właściwie dopiero teraz uznał za słuszne, bo jeszcze miesiąc temu miały być renegocjowane.
Warto w kontekście tego, co dzisiaj się mówi, zadać też pytanie, czemu miało służyć to jątrzenie pana posła Karskiego, które miało miejsce przed chwilą. Czemu ma służyć, panie pośle, próba postawienia pod pręgierzem opinii publicznej, rozmawianie i współpracowanie z największą niemiecką partią, jaką jest chrześcijańska demokracja? Jaki to ma sens? Jaki ma sens stawianie pod znakiem zapytania, także przez panią minister, tego, że przewodniczący największej siły opozycyjnej w Polsce rozmawia z przewodniczącą największej partii chrześcijańsko-demokratycznej w Europie? Jaki to ma sens? Chyba że państwo w dalszym ciągu po cichu uważają, że jakakolwiek rozmowa z Angelą Merkel jest zbrodnią na narodzie polskim. Tylko proszę powiedzieć, czy przypadkiem ta zmiana, którą obserwujemy w informacji rządowej, w wypowiedzi pani minister nie jest spowodowana tym, że to właśnie pani Angela Merkel negocjuje z prezydentem Putinem, i to twardo negocjuje, problem eksportu polskiego mięsa do Rosji. Czy to przypadkiem nie jest główny powód waszej zmiany stanowiska, opinii i waszego języka? Jeśli tak miałoby być, że problem sprowadza się do mięsa, to powiem - ja tak polityki nie rozumiem, inaczej ją rozumiem.
Na koniec chciałem powiedzieć, że życzymy rządowi, żeby potrafił mówić językiem rozsądku i realizmu, a nie w dalszym ciągu językiem wrogości i jątrzenia, niezależnie od tego, jak zakończą się negocjacje w sprawie rosyjskiego embarga na polskie mięso. Życzę tego państwu i doradzam także zwrócenie większej uwagi na parę spraw.
Pierwsze. Stawianie na zmianą doktryny prawnej państwa niemieckiego - tu wszystkie siły polityczne powinny oddziaływać w sposób sensowny i skoordynowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Przebieg posiedzenia