4 kadencja, 13 posiedzenie, 3 dzień - Poseł Jerzy Czerwiński

4 kadencja, 13 posiedzenie, 3 dzień (15.02.2002)


15 punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie komisyjnego projektu ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych w Rzeczypospolitej Polskiej (druk nr 223).


Poseł Jerzy Czerwiński:

    Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! W imieniu klubu Ligi Polskich Rodzin mam zaszczyt przedstawić stanowisko wobec projektu ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych w Rzeczypospolitej Polskiej. Na początek cytat: W Polsce nie ma żadnych wewnętrznych konfliktów rasowych, narodowościowych czy religijnych. Jesteśmy jednolitym, zwartym krajem, pozbawionym waśni i niechęci regionalnych. Niewiele jest na świecie miejsc tak spokojnych, bezpiecznych i przyjaznych jak Polska. To nie jest bynajmniej cytat z jakiegoś dzieła narodowego idealisty. Tak w swoim exposé mówił o Polsce premier Leszek Miller. Pytanie: Jeśli jest tak dobrze, jak mówi premier, to po co to zmieniać, komu to przeszkadza? Po co naruszać stan pokoju narodowościowego w naszym kraju? A może komuś zależy na tym, aby skonfliktować nieliczne w Polsce mniejszości z większością? Może chodzi o to, aby przedstawić nasz kraj jako ognisko braku tolerancji dla mniejszości narodowych na zdrowym ciele Europy? Choć oczywiście w rzeczywistości jest akurat odwrotnie. Niejedna demokracja zachodnia mogłaby nam pozazdrościć poziomu ochrony praw mniejszości. Gdzież bowiem na przykład istnieją w Europie tak rozległe polityczne przywileje dla mniejszości w prawie wyborczym jak Polsce? Niestety jedyny realny efekt prac nad projektem ustawy, przedstawionym nam przez Komisję Mniejszości Narodowych i Etnicznych, to rozbudzenie niemożliwych do zaspokojenia aspiracji, postaw roszczeniowych wśród mniejszości, coraz częściej pojawiający się argument o ochronie praw Polaków na terenach zamieszkanych przez mniejszość, z powoływaniem organizacji polskiej mniejszości włącznie, niepokoje społeczne, wreszcie w dłuższej perspektywie dezintegracja państwa. (Oklaski) Nie skorzystają na tym ani mniejszości, ani większość. Skorzystają ci, którzy chcą destabilizacji sytuacji społecznej Polski i przedstawienia jej jako chorego człowieka Europy. Pytanie: Dlaczego w dwu poprzednich kadencjach parlamentu projekt ustawy pojawiał się w toku prac sejmowych i nigdy nie wyszedł poza wstępną fazę prac? Czego obawiali się posłowie poprzednich kadencji, że nie doprowadzili tych prac do końca? Czy ich wątpliwości, pojawiające się przy jego rozpatrywaniu, zostały rozwiane? Co się zmieniło w sytuacji politycznej i społecznej Polski, że tym razem chce się go tak szybko przeforsować? Czy oprócz słynnej rezolucji Bundestagu z 29 maja 1998 r., w której wyrażono zniecierpliwienie nieuregulowanym statusem mniejszości niemieckiej w Polsce, dodatkowym bodźcem staje się obecnie nasz marsz na kolanach do Unii Europejskiej? Czy ta ustawa jest potrzebna państwu polskiemu i wola polityczna jej uchwalenia jest suwerenną decyzją naszych elit politycznych, czy też jest wymuszona z zewnątrz? W poprzednich kadencjach najbardziej parli ku uchwaleniu ustawy politycy związani z Unią Wolności. Dziś nie ma ich wśród nas. Czy obecni promotorzy projektu z SLD chcą również podzielić ich los polityczny? Jako przyczynę konieczności uchwalenia ustawy o mniejszościach narodowych podaje się ratyfikowanie przez Polskę w roku 2000 europejskiej konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych. Tyle że nigdzie w tekście konwencji nie znajdujemy przymusu uchwalenia przez państwo, które do niej przystąpiło, specustawy o mniejszościach narodowych. Wręcz przeciwnie, art. 18 zachęca państwa - sygnatariuszy konwencji do zawierania dwustronnych i wielostronnych porozumień z innymi państwami w celu wypełnienia jej postanowień. Tak też stwierdził polski rząd, który w deklaracji interpretacyjnej dołączonej do dokumentu ratyfikacyjnego konwencji zapisał, że Rzeczpospolita Polska będzie realizowała konwencję ramową w trybie art. 18 konwencji, zawierając umowy międzynarodowe, których celem jest ochrona mniejszości narodowych w Polsce oraz mniejszości lub grup polskich w innych państwach. Niestety, jak na razie, co do ochrony mniejszości lub grup polskich w innych państwach zapis ten pozostaje martwą literą. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznało wprost na II Warszawskiej Konferencji Polonijnej w roku 2001, że ustalenia traktatów polsko-sąsiedzkich z początku lat 90. nie są w przypadku ochrony Polaków wystarczająco realizowane. Jeśli do chwili obecnej polski rząd jest bezsilny, to czy po uchwaleniu rozpatrywanej przez nas ustawy będzie miał jakikolwiek argument w rozmowach z państwami ościennymi w celu wymuszenia takich samych praw dla Polonii na przykład w Niemczech, na Litwie, na Białorusi, jakie mają Niemcy, Litwini, Białorusini w Polsce? Czy też wielomilionowa rzesza Polaków poza granicami naszego kraju zostanie złożona na ołtarzu dobrosąsiedzkich stosunków z naszym promotorem wejścia do Unii Europejskiej? Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można stwierdzić, że rozpatrywany projekt ustawy swym jednostronnym uprzywilejowaniem mniejszości w Polsce doprowadzi do ostatecznej legalizacji istniejącej asymetrii w tej sprawie na niekorzyść Polaków w krajach ościennych. Przed rozpoczęciem prac nad projektem ustawy trzeba bowiem dokonać przybliżonego choćby bilansu ochrony mniejszości narodowych w Polsce, zarówno w sensie prawnym, jak i faktycznym. Czy w chwili obecnej spotykamy się z przejawami nietolerancji, ograniczania praw, dyskryminacji polskich obywateli ze względu na narodowość? Nie. Czy przywileje, którymi cieszą się mniejszości narodowe w naszym kraju, w Polsce biedy i kryzysu, są wystarczające, czy za małe? Czy ponad 6 mln zł przeznaczonych z państwowej kasy na działalność kulturalną mniejszości w roku 2001 to niewiele? Czy to, że języka ojczystego dzieci z mniejszości mogą uczyć się w klasach 7-osobowych, korzystając z nieodpłatnych podręczników, jest jeszcze niewystarczające? A samorządy na utworzenie takich klas i szkół dostają subwencję oświatową zwiększoną o 20-50%. Kiedy rząd Leszka Millera doprowadzi do tego, że i polskie dzieci będą się mogły uczyć w 7-osobowej klasie z darmowych podręczników i wszystkim samorządom zwiększy subwencję oświatową o 50%? A może zadba o to, aby np. bogate państwo niemieckie stworzyło takie same warunki do nauki języka polskiego polskim dzieciom w Niemczech. Czy to, że komitety wyborcze mniejszości narodowych nie muszą przekraczać 5-procentowego progu poparcia w wyborach do Sejmu, przywilej niespotykany w innych systemach wyborczych, to za mało? Czy takie uprzywilejowanie polityczne mniejszości, o którym nie wspomina nasza konstytucja, jest jeszcze zgodne z zasadą równości? W którym z państw przedstawiciele Polonii mają w ten sposób zapewniony dostęp do parlamentu?

    Pytania można by mnożyć. Nie chcemy niczego odbierać mniejszościom narodowym. Polska zawsze była, jest i będzie dla Europy przykładem tolerancji. I nie potrzebujemy do tego specjalnych ustaw i pustego prawa, papierowych zapisów. Taka jest po prostu natura i kultura Polaków. I choćby nie wiem jak się starał SLD, tego nie zmieni, SLD teraz ubierający się w szaty obrońców praw mniejszości, a jeszcze niedawno jako PZPR odmawiający praw obywatelskich zarówno mniejszościom, jak i większości Polaków.

    Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Odnosząc się do tekstu projektu ustawy można stwierdzić tylko jedno: słaby prawniczo, niejasny, niekompletny, po prostu zły.

    Rozdział 1. zawiera m.in. przepisy zawarte w konstytucji. Większość to prawa i wolności obywateli należących do mniejszości, tu powtórzone z ogólnego katalogu praw i wolności gwarantowanych przez ustawę zasadniczą. Po co? Chyba tylko po to, aby obniżyć ich rangę. Część z nich przez swoją ogólnikowość jest niewykonalna w dosłownym brzmieniu. Jak bowiem efektywnie zapewnić członkom mniejszości dostęp do informacji w języku ojczystym?

    Rozdział 2 to przepisane nieudolnie z Konwencji ramowej zapisy o języku pomocniczym i podwójnym nazewnictwie miejscowości, ulic i organów władzy publicznej. Na to zgodzić się nie możemy, bo konwencja mówi wyraźnie o możliwości, a nie o konieczności używania języka mniejszości w stosunkach pomiędzy osobami należącymi do mniejszości a organami administracyjnymi. Po drugie, obwarowane jest to warunkiem rzeczywistej potrzeby. Pytanie: gdzie w Polsce zamieszkują członkowie mniejszości nieznający języka polskiego? I po trzecie, najważniejsze. Autorzy projektu ustawy raczą zapominać, że do tekstu konwencji został dołączony raport wyjaśniający, stanowiący jej integralną część, a w nim stwierdzono wyraźnie: ˝Zobowiązania Stron w odniesieniu do używania języków mniejszości w żaden sposób nie naruszają statusu języka oficjalnego zainteresowanego kraju˝.

    Przechodząc do praktyki, ciekawe, jak twórcy ustawy wyobrażają sobie wprowadzenie języka mniejszości do, jak zapisali w projekcie, organów władzy publicznej. Zatrudnią armię tłumaczy, oczywiście na koszt państwa, ale czy tłumaczenia chcą sfinansować z puli środków przeznaczonych na mniejszości, np. ograniczając finansowanie ich działalności kulturalnej, czy też mają to być ekstra środki wygospodarowane na ten cel. A może po prostu zacznie się proces zwalniania urzędników, nieznających odpowiedniego języka? Oczywiście w uzasadnieniu do projektu nie znajdujemy odpowiedzi na te pytania. Nie znajdziemy też odpowiedzi na pytanie znacznie bardziej zasadnicze. Ile te, jak i inne pomysły twórców ustawy będą kosztować? Ten brak oszacowania choćby kosztów finansowych koniecznych do wprowadzenia ustawy w życie dyskwalifikuje projekt pod względem formalnym. Dziwię się, że pan marszałek Borowski mógł w ogóle dopuścić do pierwszego czytania na dzisiejszym posiedzeniu Sejmu, bez spełnienia przez wnioskodawców tego podstawowego warunku regulaminowego. Projekt ten powinien być wycofany do uzupełnienia. (Oklaski)

    Nie jest to zresztą jedyna wada formalna. Większość np. zapisów, kluczowych dla zawartych w ustawie uprawnień mniejszości, została w samym tekście pominięta i ich regulację odesłano do rozporządzeń Rady Ministrów. Tak jest np. z określeniem wykazu gmin, w którym można by używać języka ojczystego mniejszości jako języka pomocniczego. Co ważne, odesłania te nie zawierają ani zakresu, ani kryteriów, ani wskazówek do realizacji. Oznacza to, że o najważniejszych kwestiach nie rozstrzyga tekst ustawy, ale ma rozstrzygnąć rząd. Np. faktycznie o tym, w których gminach będzie używany język pomocniczy, zdecyduje Rada Ministrów. To ona będzie ˝powoływać˝ mniejszości narodowe w Polsce. Podobnie ma się rzecz z podwójnym nazewnictwem miejscowości, ulic i urzędów. Brakuje określenia kosztów wprowadzenia pomysłu w życie, blankietowe odesłanie do rozporządzenia Rady Ministrów. Nawiasem mówiąc, ciekawe, jakie będą te obcojęzyczne nazwy, jeśli np. Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim uchwaliło w 1999 r., że na Opolszczyźnie należy walczyć nie o nazwy tradycyjne, o śląskim rodowodzie, ale o te wprowadzone przez administrację Trzeciej Rzeszy w latach 30. I to ma poprawić stosunki Ślązaków z ludnością napływową, szczególnie z tą, pamiętającą czasy hitlerowskiej okupacji? Na szczęście Ślązacy są rozsądni. Jak wynika z badań przeprowadzonych w 1999 r. na Opolszczyźnie ponad 60% z nich jest przeciwko niemieckojęzycznym nazwom i tablicom urzędowym. (Oklaski)

    Rozdział 3. poświęcono prawom edukacyjnym mniejszości. Te, jak wcześniej opisywałem, są już w polskim prawie. To jest zagwarantowane w sposób modelowy w ustawie o systemie oświaty i wydanym z jej upoważnienia rozporządzeniu ministra edukacji narodowej. Twórcy projektu przepisali więc treść rozporządzenia do swojej ustawy.

    Rozdział 4. powołuje specjalny Urząd do Spraw Mniejszości Narodowych. Za jakie pieniądze, nie wiemy. A co na to rząd? Też nie wiemy. Do dnia dzisiejszego nie zostało posłom dostarczone stanowisko rządu w sprawie projektu ustawy. Kolejny błąd dyskwalifikujący dzisiejszą debatę. A stanowisko rządu jest tu kluczowe. Po co bowiem tworzyć kolejny specurząd w dobie kryzysu finansowego? Czy do załatwienia ewentualnych problemów mniejszości nie wystarczy istniejący Międzyresortowy Zespół do Spraw Mniejszości Narodowych? Mamy utworzyć centralny organ administracji rządowej do obsługi uprzywilejowanych kilkuset tysięcy obywateli mniejszości narodowych. A gdzie jest urząd, który zająłby się problemami milionów Polaków, rozsianych po całym świecie, często bez żadnych praw do zachowania swojej tożsamości? Dlaczego do tej pory Polonia nie ma w macierzystym kraju swojego ministerstwa? Czy to są gorsi Polacy? (Oklaski)

    Na koniec o tym, czego nie ma w projekcie. O ile w uzasadnieniu czytamy, że celem ustawy jest określenie podstawowych praw i obowiązków osób nienależących do mniejszości, o tyle w samym tekście ustawy o obowiązkach mniejszości nie ma ani słowa. Dziwne to, bo przecież nawet Konwencja ramowa w art. 20 mówi o obowiązku respektowania przez członków mniejszości narodowych ustawodawstwa kraju, w którym żyją, w tym w szczególności konstytucji. Dlaczego twórcy ustawy tak wzbraniają się przed potwierdzeniem choćby tylko konstytucyjnych obowiązków mniejszości, jeśli tak szczodrze przepisują z konstytucji prawa i wolności? Może dzięki takim zapisom nie dochodziłoby do tego, że 1/4 poborowych Ślązaków z Opolszczyzny nie stawia się na komisje wojskowe. A może projektodawcy chcą uniknąć dyskusji o tym, że obowiązek przestrzegania prawa przez każdego obywatela, również członka mniejszości narodowej, to także akceptacja faktu, że obywatel polski, w myśl prawa polskiego nie może być równocześnie uznawany za obywatela innego państwa?

    Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Reasumując, projekt ustawy zawarty w druku nr 223, wadliwy formalnie, bez określenia kosztów wprowadzenia jej w życia, bez stanowiska rządu, z wieloma przepisami blankietowymi lub życzeniowymi, z przekazaniem najważniejszych rozstrzygnięć do decyzji Rady Ministrów, z demonstracyjnym pominięciem konstytucyjnych obowiązków członków mniejszości, z nakładaniem na państwo zobowiązań niemożliwych do zrealizowania, tak naprawdę może mniejszościom narodowym więcej zaszkodzić niż pomóc. Jest on może potrzebny niektórym funkcyjnym działaczom mniejszości, a także tym politykom, którym przeszkadza to, że Polska jest jednolitym, zwartym krajem, bez konfliktów i napięć narodowościowych. Nie służy ten projekt dobrze Polsce, polskiej racji stanu. Dlatego Liga Polskich Rodzin jest przeciwna projektowi ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych Rzeczypospolitej Polskiej.

    Składam wniosek o jego odrzucenie w pierwszym czytaniu. (Oklaski)

    (Przewodnictwo w obradach obejmuje wicemarszałek Sejmu Janusz Wojciechowski)


Powrót Przebieg posiedzenia
aczające nieprzyjęcie do akceptującej wiadomości -