4 kadencja, 105 posiedzenie, 2 dzień - Poseł Piotr Smolana

4 kadencja, 105 posiedzenie, 2 dzień (16.06.2005)


31 punkt porządku dziennego:
Sprawozdanie Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich w sprawie wniosku Prokuratora Okręgowego w Bielsku-Białej z dnia 15 lutego 2005 r., działającego za pośrednictwem Prokuratora Generalnego, o wyrażenie przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej posła Piotra Smolany (druk nr 4027).


Poseł Piotr Smolana:

    I doprowadziła do wydania poza moimi plecami, abym nie zdążył się odwołać, wyroku sądowego od początku dotkniętego wadą nieważności, na skutek zapisania w protokole fałszywych zeznań, ograbiającego mnie z budżetu rodzinnego na sumę 41 tys. Oto jest zemsta w pełnym wydaniu. Ta sędzia nadużyła swojej władzy sędziowskiej, nadużyła zasady tzw. niezawisłości sędziowskiej, traktując ją... uzurpując sobie właściwości i przymioty niemalże jak należne jej atrybuty papieskiej nieomylności.

    W dniu 1 września 2004 r. byłem najbiedniejszym posłem w Polsce ze stanem zerowym na moim koncie prywatnym, z długami czynszowymi i innymi, za pozostałe rachunki osobiste. To zadłużenie zapowiedział mi jeden z prokuratorów bielskich, prokurator Jacek Filipek w dniu 4 lutego 2004 r., na 20 dni przed zapadnięciem bezprawnego wyroku następującymi słowami: No, panie pośle, kadencja się kończy, a panu długi wzrastają. Okazuje się, że prokuratorzy już są jasnowidzami i prorokami znającymi wyroki sądowe na wiele dni wcześniej, podczas gdy ja o tym wyroku dowiedziałem się dopiero w dniu 7 kwietnia 2004 r. za pośrednictwem telefonicznego zawiadomienia z Banku Śląskiego o zajęciu komorniczym.

    Żywiłem głęboką nadzieję, że po tak długim czasie mojego dochodzenia sprawiedliwości najważniejsze osoby w państwie: prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, marszałek Sejmu RP Józef Oleksy, premier rządu RP Marek Belka, rzecznik praw obywatelskich Andrzej Zoll, które otrzymały do rąk własnych informację o tej sprawie, uwierzą mi, że padłem ofiarą mistyfikacji, co przedstawiłem w akcie oskarżenia z dnia 6 września 2004 r. skierowanym do prokuratora generalnego Rzeczypospolitej Polskiej.

    Panie Marszałku! Panie i Panowie Posłowie! Przebieg procesu, prowadzonego w sposób tendencyjny i przewlekły, na którym zeznania składali świadkowie strony powodowej najczęściej pod moją usprawiedliwioną nieobecność z racji obrad Sejmu - a wszystkie zeznania były z gruntu fałszywe - zakończył się wyrokiem skazującym mnie bezpodstawnie na utratę ok. 41 tys. zł. Najbardziej przykre w tej sprawie jest to, że wyrok sądowy został wydany poza moimi plecami, nie zostałem powiadomiony ani o terminie następnego procesu po dniu 10 lutego 2004 r., na którym byłem nieobecny z powodu złego stanu zdrowia, ani nie został wyznaczony nowy termin celem zakończenia procesu końcowym przesłuchaniem stron. W tej sprawie na dzień dzisiejszy toczy się procedura odwoławcza przed Sądem Najwyższym na skutek zażalenia wniesionego przez mojego adwokata.

    Nie została mi stworzona żadna możliwość obrony; nie miałem możliwości wypowiedzenia ani jednego słowa na swoją obronę. Sąd rejonowy dał wiarę kłamliwym zeznaniom strony przeciwnej - fałszywym świadkom, byłym już członkom Samoobrony, a nie dał wiary zeznaniom tak wiarygodnych osób, jak była dyrektor społeczna i radczyni prawna mojego biura poselskiego (po wydaleniu Jana Muchy) pani mgr Rozalia Cisło czy pełniący funkcję mojego doradcy, później również dyrektor społeczny pan mgr Jerzy Radoń-Tanewski.

    Jan Mucha, który wykorzystał swoje wcześniejsze koneksje z posłem Andrzejem Lepperem i jego sekretarzem Januszem Maksymiukiem, jako były dyrektor mojego biura poselskiego od 1 stycznia 2002 r. do 28 lutego 2002 r. (dnia odebrania mu kluczy od biura poselskiego), został również zwolniony dyscyplinarnie w dniu 4 marca 2002 r. Zdążył wcześniej wykraść teczkę personalną Krzysztofa Dolińskiego, pomiędzy 21 lutego a 27 lutego 2002 r. Dowodem na to jest fakt, że w dniu 28 lutego 2002 r. Jan Mucha, mając już przeze mnie zablokowany dostęp do mojego biura poselskiego, poprzez odebranie mu kluczy, napisał do policji pismo i dołączył w nim jeden z dokumentów z teczki personalnej Krzysztofa Dolińskiego; a więc dysponował po tym fakcie dokumentami z teczki personalnej Krzysztofa Dolińskiego wykradzionymi z biura poselskiego.

    Za sfałszowanie listy płac oraz innych dokumentów finansowych biura poselskiego Jan Mucha został skazany wyrokiem sądu karnego w dniu 29 stycznia 2003 r., sygn. akt III K 1952/02/G, podtrzymanym wyrokiem sądu apelacyjnego w dniu 19 listopada 2003 r., sygn. akt III 1Ka 218/03, podtrzymanym również wyrokiem Sądu Najwyższego w dniu 23 września 2004 r., sygn akt IV K 40/04.

    Na dzień dzisiejszy oskarżony były dyrektor mojego biura Jan Mucha ma w swoim życiorysie kilka wyroków karnych i dwa prokuratorskie akty oskarżenia z oskarżenia publicznego, które znajdują się w Sądzie Rejonowym w Bielsku-Białej pod sygn. akt III K 1324/04/AK, z oskarżenia z art. 233 § 1 Kodeksu karnego, oraz w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu pod sygn. akt II K 33/05, z oskarżenia z art. 191 § 1 Kodeksu karnego, art. 197 § 1 Kodeksu karnego, art. 197 § 2 Kodeksu karnego oraz art. 275 § 1 Kodeksu karnego.

    Ten świadek, opisany już w notatce prasowej: ˝Skłamał na posła˝ - proszę bardzo, ukazało się to w ˝Kronice Beskidzkiej˝ - był najbardziej wiarygodnym świadkiem dla sędzi Marioli Adamiec-Witek z Sądu Pracy w Bielsku-Białej.

    A zatem na dzień 4 marca 2002 r. stan faktyczny był następujący: Nie zdawałem sobie sprawy przez dwa pierwsze miesiące 2002 r., że przyjąłem do pracy dwóch nieodpowiedzialnych ludzi, którzy jedynie przebywali sporadycznie w moim biurze poselskim przez całe dwa miesiące stycznia i lutego 2002 r. i de facto nie świadczyli żadnej pracy. Korespondencję i pisma poselskie w tym czasie w zasadzie pisałem samodzielnie, nawet w soboty i niedziele, gdyż Doliński nie przychodził do pracy przez wiele dni, pomimo mojego upominania, ponieważ pracował w tym czasie w innej firmie - powstaje więc pytanie, jak mógł pracować w dwóch firmach naraz - Jan Mucha zaś ciągle widział siebie przy mojej osobie, nawet w Warszawie.

    Zatem nieprawdą jest, jakoby zarówno Krzysztof Doliński, jak i Jan Mucha byli pracownikami nieistniejącego jeszcze de facto biura poselskiego między październikiem a grudniem 2001 r.

    Przepraszam, muszę się napić...


Powrót Przebieg posiedzenia