4 kadencja, 77 posiedzenie, 2 dzień - Poseł Marek Jurek

4 kadencja, 77 posiedzenie, 2 dzień (16.06.2004)


10 punkt porządku dziennego:
Sprawozdanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z rocznego okresu działalności wraz z informacją o podstawowych problemach radiofonii i telewizji (druk nr 2760) oraz komisyjnym projektem uchwały (druk nr 2959).


Poseł Marek Jurek:

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Wolne media to krwiobieg demokracji. Tę prostą, oczywistą zasadę uznaje konstytucja, kiedy nakłada na Rzeczpospolitą i jej władze obowiązek ochrony wolności mediów. Nie tylko obowiązek respektowania tej wolności, ale po prostu czynnej ochrony. I gdyby ktoś nie wiedział, jaka jest zależność między demokracją a mediami, to niech spojrzy na wschód od Polski. I to niekoniecznie na tak modną i często przywoływaną Białoruś w tym kontekście. Można spojrzeć na Rosję, na Ukrainę i warto zadać sobie pytanie, dlaczego Rada Europy tak często wyraża publiczne zmartwienie stanem demokracji tam, na wschodzie. Przecież oni tam, na przykład w Rosji, mają prezydenta, który się cieszy ogromną popularnością w społeczeństwie. Ale czego nie dostaje demokracji? Demokracji nie dostaje wolności mediów, bo demokracja sterowana, w odróżnieniu od totalitaryzmu, nie polega na tym, że się ludziom knebluje usta, tylko na tym, że się wyłącza mikrofony. Otóż tam opinia publiczna, we wszystkich swoich odłamach, tych mikrofonów nie ma.

    W Polsce nam, Wysoka Izbo, groziła sytuacja podobna. Bo na czym polegało to straszliwe zło afery Rywina, tak niechętnie i ironicznie tutaj wspominanej przez pana posła Cieślaka? Nie tylko na tym, że ktoś chciał zastosować korzystne finansowo wymuszenie, nie tylko na bardzo dziwnych splotach władzy, na tym, że w imieniu Krajowej Rady można było obiecywać z góry decyzję koncesyjną. Zło afery Rywina polegało na tym, że w sposób zupełnie otwarty mówiono o ujarzmieniu i uzależnieniu mediów prywatnych, mediów formalnie niezależnych, od władzy państwowej, i to nie o uzależnieniu opartym na prawie, takim na przykład, które się wyraża w formie wyboru rady nadzorczej przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, ale uzależnieniu potajemnym, polegającym na tym, że się z politycznie wyznaczonymi kierownictwami mediów mówi, kogo należy atakować, a kogo nie wolno krytykować. To był, proszę państwa, ten formalny zamach na konstytucję. To był ten formalny zamach na demokrację. I panu posłowi Cieślakowi radziłbym, żeby świeżo nawróceni demokraci, którzy o demokrację specjalnie nie walczyli, przynajmniej trochę więcej szacunku dla demokracji demonstrowali w momencie, kiedy mamy do czynienia z otwartym zamachem na zasady demokratycznego państwa. (Oklaski)

    Proszę państwa, w tej samej kategorii co propozycja Rywina mieszczą się jednak i inne działania, może mniej znane i przyćmione przez sprawę Rywina. Takie na przykład jak słynne objazdy pana ministra Czarzastego po kraju, to - jak to określił autor słynnych SMS-ów - ˝znaczenie terenu˝, to odwiedzanie i nawiedzanie stacji publicznych. Tu się mieści nieprawdopodobna swego czasu skuteczność w obsadzaniu ludźmi związanymi z SLD, a także z ówczesnym czy późniejszym Stowarzyszeniem Ordynacka, pana Roberta Kwiatkowskiego, (jeszcze kiedy był aktywnym członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, zanim został prezesem TVP). To są te słynne wybory 1997 r. i 2000 r. do rad nadzorczych.

    W gruncie rzeczy, jeżeli spojrzymy na rady nadzorcze radiofonii publicznej, a bardzo trafnie pan poseł Wołowicz mówił, żebyśmy większą uwagę zwrócili na radio publiczne, to 2003 r. nie bardzo się różni od 1997 r. i 2000 r., jeżeli chodzi o charakter tych wyborów i obsad rad nadzorczych radiofonii publicznej. To wszystko były działania, które w istocie są antykonstytucyjne, dlatego że zmierzają nie do tego, żeby media miały charakter otwarty, różnorodny i żeby były wolne, i żeby ta wolność była chroniona, ale do budowania wpływu jednej siły politycznej na media. To jest bardzo chore. Ale jeszcze chwilę zastanówmy się nad tym, w jaki sposób ten wpływ jest używany.

    Wysoka Izbo! Jeżeli dla nas wartością jest Rzeczpospolita, to będzie dla nas również wartością wolna debata polityczna. Problem polega jednak na tym, że przy całej wielkiej wartości - tak niemodnej dzisiaj wartości - spraw publicznych znaczenie mediów masowych w czasach kultury masowej daleko wykracza poza samą politykę. W czasach, kiedy ogromna większość społeczeństwa uczestniczy w kulturze przede wszystkim przez kontakt z kulturą masową, tak naprawdę media i kultura masowa gwarantują, że albo ludzie mają kontakt z kulturą narodową, albo nie.

    Jeżeli mamy do czynienia, tak jak poprzednimi laty, z wielkimi ekranizacjami literatury narodowej, to większość ludzi, zapomniawszy lektury szkolne albo nie zawsze je dokładnie czytając, przynajmniej kojarzy tytuły, o których mowa. A jeżeli na przykład w ten sposób nie pokazuje się historii Polski, to wiedza historyczna, świadomość historyczna, a w konsekwencji świadomość narodowa (bo, jak mówił generał de Gaulle, naród to jest wspólna pamięć przeszłości, wspólna nadzieja na przyszłość), słabnie i zanika.

    Wysoka Izbo! Tak naprawdę to od mediów masowych i w konsekwencji kultury masowej zależy to, czy naród rozpoznaje się jako naród w swoim życiu społecznym, w swojej kulturze, czy naród zamienia się w bezkształtną masę konsumentów. To jest ta wielka odpowiedzialność kultury masowej i to jest ta wielka odpowiedzialność mediów. Doświadczenie uczy, że przy dobrej woli, przy odpowiedzialności społecznej nie ma żadnej sprzeczności między wartościami kultury wysokiej, między wartościami cywilizacyjnymi a kulturą masową. Tu można wskazać przykład mediów katolickich, ale nie tylko.

    Wysoka Izbo! Spójrzmy na Hollywood. Niedawno były obchody 50-lecia lądowania aliantów w Normandii. Zupełnie inna byłaby recepcja tego wydarzenia, gdyby nie takie filmy jak ˝Szeregowiec Ryan˝. Ale problem polega na tym, że w naszej kulturze masowej przez 15 lat niepodległości my nie doczekaliśmy się ani jednego praktycznie filmu pokazującego epopeję walki o niepodległość Polski, wierności niepodległościowej po 1944 r., po 1945 r. I tutaj nie chodzi, Wysoka Izbo, o żadne lansowanie przeszłości politycznej jednego obozu politycznego. Chodzi o to, że naród musi mieć tradycję, a tradycja właśnie jest czymś takim, że w każdym społeczeństwie są bohaterowie, są oportuniści, są ludzie, którzy się splamili, ale do dobrej tradycji afiliować może się każdy, bo tradycja jest własnością całego narodu. Tradycja jest tych, którzy walczyli o niepodległość i którzy nie walczyli o niepodległość. Przez szacunek wszyscy mogą do niej się afiliować. Ona służy wszystkim. Ale jeżeli narodowi odbierze się tradycję, jeżeli się mu powie, że tradycja to prehistoria, że tradycja to retro, tak jak 11 listopada pokazuje się marszałka Piłsudskiego, a nie zawsze księdza Jerzego Popiełuszkę, to po prostu ludzie stracą własną zbiorową historię, tracą własną wspólnotę.

    Wysoka Izbo! Dlaczego o tym mówię? Mówię o tym dlatego, że powinnością Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jest prowadzenie polityki audiowizualnej państwa. To konstytucja i ustawa o radiofonii i telewizji tę powinność nakładają. I bardzo trafnie tutaj mówiono, że Krajowa Rada nie ma i nie powinna mieć żadnych kompetencji, jeżeli chodzi o wpływanie na program na przykład mediów publicznych. Ale Krajowa Rada w momencie, kiedy wybiera władze tych mediów, na tym pierwszym etapie, tzn. wyboru rady nadzorczej, na tym etapie towarzyszącym, wyboru rady programowej, powinna mieć wizję, czego oczekuje od mediów publicznych, jaką korektę media publiczne powinny wnosić do zainteresowań, charakteru kultury masowej, jakie standardy powinny tworzyć, dlatego że ze standardów mediów publicznych powinni korzystać wszyscy.

    A jak to dzisiaj wygląda, Wysoka Izbo? Wrócę na chwilę do debaty publicznej. Chciałbym panią prezes, minister zapytać: Pani prezes, jak pani ocenia to, co się stało parę dni temu w wieczór wyborczy? Po raz pierwszy po upadku żelaznej kurtyny, po raz pierwszy po decyzji w referendach narodowych podjętej odbywało się głosowanie, wybory do parlamentu Unii Europejskiej w krajach kiedyś siłą włączonych do Wschodu, które powróciły do Zachodu, i w krajach starego Zachodu. Co zobaczyliśmy? Jak porównałaby pani to, co widzieliśmy w prywatnej stacji, rzekomo komercyjnej, która przedstawiła dobre analizy, potwierdzone potem przez realne wyniki badań sondażowych prognozy wyborczej, dobre dyskusje zarówno eksperckie, jak i polityczne, i z drugiej strony to, co zobaczyliśmy w telewizji publicznej?

    Telewizja publiczna obiecywała nam, że Program III Telewizji Polskiej będzie konkurował z prywatnymi stacjami informacyjnymi, konkretnie z TVN 24. Takie miało być uzasadnienie tworzenia tej sieci. A co się stało? Myślałem, że ostatnim ostrzeżeniem było to, kiedy zwróciłem uwagę, że na okładce jednego z kolorowych tygodników pokazano, jak przyłapano kiedyś poprzedniego premiera, pana Millera, jak siedzi w swoim gabinecie i ma włączony telewizor, i to wcale nie jest Program III Telewizji Polskiej. Mimo że to mógł być ten program informacyjny, premier w pracy oglądał stację komercyjną. Ale nie ganię go za to. Może gdyby oglądał ją częściej, to prowadziłby trochę lepszą politykę. Nie ganię go za to, bo stacja robi program w znacznym stopniu publiczny. Ale, pani minister, jak pani porównałaby te wieczory wyborcze w stacji rzekomo komercyjnej i w stacji publicznej?

    Wysoka Izbo! Pora postawić parę kropek końcowym zdaniom i pora sformułować konkluzję. Widzimy, że Krajowa Rada jest taka, jaka była przez ostatnie lata, kiedy ocenialiśmy bardzo negatywnie jej politykę, rezultaty jej działań. W Krajowej Radzie polityka personalna jest bez zmian. Departamentem prawnym kieruje pani dyrektor Sokołowska, sekretarzuje Krajowej Radzie pan Włodzimierz Czarzasty. Krytyka publiczna na decyzje i na życie towarzyskie oraz publiczne Krajowej Rady wielkiego wpływu nie ma. Krajowa Rada - tutaj sprawozdanie nie pozostawia żadnych wątpliwości - nie interesuje się ani odbiorem, ani przekazem mediów. Nie ma żadnego śladu tego rodzaju zainteresowań. Jakie jest właśnie oddziaływanie społeczne mediów? Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie dała żadnej uogólnionej oceny telewizji prezesa Kwiatkowskiego, bo nie sądzę, żeby pani prezes czy kolegium KRRiT chcieli autoryzować jako własną słynną wypowiedź pana Czarzastego: Robert Kwiatkowski moim przyjacielem jest i będzie (może to jest ocena jego telewizji, ale raczej w planie osobistym, myślę więc, że chyba to nie jest ta konkluzja). Państwa obowiązkiem było, przynajmniej przed tym nadającym orientację telewizji publicznej kolejnym procesem wyborczym, ocenić to, co się w tej telewizji dzieje, czy to jest misja publiczna, czy nie jest.

    Wysoka Izbo, dzieje się tak, że KRRiT, nawet kiedy podejmuje decyzje dobre i konieczne, nie potrafi ich dobrze uzasadnić. Pani prezes mówiła o demoralizacji, ale tutaj potrzebne są nie tyle badania, ile oczy i reagowanie na to, co widać, roztropność reagowania na to, czego w sposób oczywisty się trzeba spodziewać.

    Od 1995 r. kolejni przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wydali sekwencje decyzji chroniących Polskę przed pornograficznymi stacjami telewizyjnymi. Wielu tego typu stacjom zakazano emisji, powołując się w sposób bardzo prosty na art. 18 ustawy, który mówi o tym, że telewizja nie może być ośrodkiem demoralizacji. Wszystkie procesy tego tyczące w Najwyższym Sądzie Administracyjnym zostały wygrane. NSA za każdym razem przyznawało rację przewodniczącym KRRiT. I nagle się dowiaduję, że teraz KRRiT ma proces z Polsatem o emisję na platformach cyfrowych Polsatu ˝Playboya˝. Okazuje się, Wysoka Izbo, że koncesji odmówiono nie ze względu na porno-erotyczny program stacji, ale odmówiono dlatego, że zainteresowani członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie dostali szczegółowej ramówki tego programu, nie mogli się szczegółowo zapoznać z tym, jak ten program będzie wyglądał, no i ciekawość nie została zaspokojona, więc koncesji nie ma. A jak będzie ramówka, to co będzie? Mam nadzieję, że nic nie będzie. Mam nadzieję, że zgody na coś takiego nie będzie, bo nie po to - jeszcze raz powtórzę - przez 10 lat kolejni przewodniczący KRRiT jednomyślnie wydawali decyzje chroniące polską publiczność i polską kulturę masową przed czymś takim, żeby KRRiT nie potrafiła po prostu standardowo przedstawić tego samego uzasadnienia prawnego, które wielokrotnie wydawano wcześniej.

    Wysoka Izbo! Dlatego, przy ciągle podtrzymującej się nadziei na to, że zmiana władz telewizji publicznej przyniesie dobre rezultaty społeczne, przy nadziei na to, że prezesowi Dworakowi uda się przekształcić trudny zarząd w zgodnie pracujący zespół, przy wszystkich obawach, które odczuwamy, widząc, że dziennikarzy ciągle pozytywnie weryfikują ludzie, którzy byli najbliższymi współpracownikami prezesa Kwiatkowskiego, przy przerażeniu, kiedy słyszymy o awansach ludzi, którzy zasłynęli takimi skandalami, jak publiczne manifestowanie lekceważenia dla papieża - mówię o dyrektorze Sławińskim - ale ciągle zajmują wybitne pozycje w telewizji publicznej, nie możemy głosować pozytywnie za tym sprawozdaniem. Będziemy głosować oczywiście za jego odrzuceniem. Będziemy głosować dlatego, że tak nam dyktuje...


Powrót Przebieg posiedzenia