4 kadencja, 60 posiedzenie, 2 dzień (29.10.2003)
13 punkt porządku dziennego:
Wniosek o wyrażenie wotum nieufności ministrowi spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofowi Janikowi (druki nr 2058 i 2138).
Poseł Ludwik Dorn:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Mam zaszczyt w imieniu Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, wspartego przez naszych kolegów i sojuszników z Platformy Obywatelskiej, za co serdecznie dziękuję, przedstawić wniosek o wotum nieufności dla pana ministra spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofa Janika. Przedstawiam ten wniosek, czując, że jest możliwe, nawet jest prawdopodobne, że ten wniosek zostanie w głosowaniu odrzucony przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, Unię Pracę oraz koła i kółeczka i posłów niezrzeszonych, stowarzyszone. Ale mam też głęboką świadomość, że to głosowanie nie będzie tylko głosowaniem nad wotum nieufności dla ministra, że to będzie głosowanie nad tym, nie czy w Polsce, ale czy w Sejmie tej kadencji ma zastosowanie, obowiązuje w jakikolwiek sposób i w jakimkolwiek zakresie ta oto zasada - która powinna obowiązywać głęboko i w pełnym zakresie - że istnieje zdrowy rozsądek, że w działalności publicznej i wyciąganiu politycznych konsekwencji za błędy istotny jest zdrowy rozsądek, odpowiedzialność, poczucie przyzwoitości, uczciwość. (Oklaski)
Formułując tak przedmiot tej debaty, chciałbym od razu powiedzieć, iż ja nie twierdzę i nie zamierzam twierdzić, że pan minister Krzysztof Janik osobiście jest złodziejem, aferzystą, że osobiście, własnymi rękoma, własnym podpisem, dopuszczał się nadużyć, afer i przestępstw. Natomiast twierdzę, że tolerował on tworzenie systemu, a wręcz zachęcał do tego i nagradzał za tworzenie systemu i za awanse ludzi, i tego systemu konsekwentnie bronił. I jeżeli istnieje jakakolwiek odpowiedzialność nie karna, a polityczna ministra za to, co się dzieje w podległym mu resorcie, w podległych mu działach administracji rządowej, to pan Krzysztof Janik tę odpowiedzialność powinien ponieść. Jeśli jej nie poniesie, to będzie to najlepszy dowód, że w tym Sejmie jest większość, która tych zasad przyzwoitości, uczciwości, elementarnej odpowiedzialności politycznej, zdrowego rozsądku i logiki formalnej nie uznaje.
A teraz przechodząc, Wysoka Izbo, do faktograficznego uzasadnienia, ja bym chciał powiedzieć, że wywód mój ogranicza się do tych sfer działalności publicznej, za które minister Janik jest osobiście odpowiedzialny - osobiście odpowiedzialny, tak jak może być odpowiedzialny człowiek, który, wiadomo, nie ma możliwości wszechmocnych i nieograniczonych. Innymi słowy, nie zamierzam obarczać ministra Janika, który jest ministrem właściwym do spraw wewnętrznych i ministrem właściwym do spraw administracji publicznej, za pomyłki, nadużycia czy przestępstwa każdego funkcjonariusza służb mundurowych czy każdego urzędnika administracji rządowej. Nie. To jest tak, że to jest olbrzymia armia ludzi, a ludzie bywają różni, i że człowiek obdarzony najlepszą wiedzą i wolą do walki z nadużyciami, sprawnego wykonywania swoich obowiązków, sanacji złego, patologicznego stanu rzeczy, za wszystko odpowiadać nie może.
A za co może odpowiadać minister? Może odpowiadać w sensie politycznym za dobór swoich najbliższych, najbardziej zaufanych współpracowników. Może odpowiadać za to, czy wtedy kiedy dzieje się w sposób oczywisty zło, nieprawość, pojawiają się afery, patologie, nieudolność, szkodnictwo, reaguje od razu, ponieważ chce być dobrym ministrem, czy reaguje dopiero, kiedy prasa o tym napisze. Tak, za te kwestie minister może ponosić polityczną odpowiedzialność.
Jak ustalić ten zakres politycznej odpowiedzialności? Sięgnijmy do ustawy o rządzie - temu będzie poświęcona pierwsza część mego wystąpienia - do ustawy o Radzie Ministrów. Mamy art. 37. Ust. 1 głosi, że minister wykonuje swoje zadania przy pomocy sekretarza i podsekretarzy stanu oraz gabinetu politycznego ministra. Ust. 2 głosi, że zakres czynności sekretarza i podsekretarza stanu ustala właściwy minister, zawiadamiając o tym prezesa Rady Ministrów. Tak, za to, za sekretarza i podsekretarzy stanu i za swój gabinet polityczny, minister odpowiada bezpośrednio. Błędy popełnione w tym zakresie to jego błędy.
Przyjrzyjmy się teraz działalności pana ministra Janika w tym obszarze. Zacznijmy od sprawy bieżącej, najbardziej palącej i najgłośniejszej, od sprawy byłego sekretarza stanu, obecnego posła i podejrzanego Zbigniewa Sobotki. Nie będę tej całej sprawy w szczegółach opisywał, ta sprawa była debatowana w Izbie. Skupmy się na rudymentach, na sprawach podstawowych. Otóż po wybuchu afery starachowickiej - a może nie wybuchu, tylko po ujawnieniu, że coś wybuchło, bo afera starachowicka trwała, a w sensie działalności pana ministra Janika afery starachowickiej nie było, póki o tym nie napisała prasa; wtedy zrobiła się afera - od czasu opisania przez prasę, przez środki masowego przekazu afery starachowickiej pan minister Janik wielokrotnie deklarował swoje najwyższe zaufanie do pana sekretarza stanu Zbigniewa Sobotki. Co więcej, tuż przed sformułowaniem przez prokuraturę wniosku o uchylenie immunitetu panu Sobotce podjął próbę przywrócenia go do pełnienia obowiązków.
Pozwolę sobie zacytować wypowiedź pana ministra Janika z 30 września. Na pytanie dziennikarza, dlaczego po ujawnieniu przecieku nie odsunął pan Zbigniewa Sobotki od nadzorowania Policji i wyjaśniania sprawy starachowickiej, pan minister Janik odpowiedział: Bo w moim przekonaniu nie ma sprawy Sobotki.
Otóż pan minister Janik się myli. Sejm uznał, że istnieje sprawa pana Zbigniewa Sobotki. Nie przesądzam tutaj o karze, o tym, czy sąd uzna pana Sobotkę za winnego, niemniej jeżeli mamy sekretarza stanu odpowiedzialnego za Policję i prokuratura decyduje się na postawiene mu zarzutów, to istnieje sprawa Zbigniewa Sobotki. Takiego zdania była prokuratura i takiego zdania na podstawie tego, czego Wysoka Izba się dowiedziała, była Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich i Wysoka Izba, która zadeklarowała ustami przedstawicieli klubów, że będzie głosować za uchyleniem immunitetu. Pan Zbigniew Sobotka tego immunitetu się zrzekł. Tak więc istniała sprawa. A pan minister Janik 30 września twierdził, że sprawa Zbigniewa Sobotki nie istnieje. I to by wystarczyło. I można powiedzieć, że to by wystarczyło do pełnego, merytorycznego, bezstronnego, pozbawionego polemik politycznych uzasadnienia tego wniosku. I Ja się bardzo dziwię panu premierowi Millerowi, że po takich a nie innych decyzjach prokuratury w sprawie Zbigniewa Sobotki, po takich a nie innych znanych panu premierowi wypowiedziach pana ministra Janika nie poprosił na przykład pana ministra Janika, nie zasugerował mu, a sugestia premiera ma swoją moc, że popełnił błąd - błąd u polityka na tym szczeblu i w tej skali niewybaczalny - może miał dobre intencje, może źle ulokował swoje zaufanie, ale popełnił błąd i może by wszystkim ułatwił sytuację i podał się do dymisji, a pan premier by tę dymisję przyjął. Nie. Takiej reakcji nie było. Minister się straszliwe, w sposób kompromitujący dla siebie, dla premiera, dla rządu pomylił i nadal jest ministrem.
Ale, Wysoka Izbo, to pozostawienie ministrowi Sobotce w okresie, kiedy był jeszcze sekretarzem stanu, zakresu obowiązków, o którym przesądza właściwy minister, nieodsunięcie go od nadzoru nad Policją i wyjaśniania sprawy starachowickiej miały swoje konsekwencje, a część tych konsekwencji ujawnił w swoim wystąpieniu minister sprawiedliwości prokurator generalny pan Grzegorz Kurczuk. Cóż on bowiem powiedział? Jakie fakty opisał, podał, zacytował?
Mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy nadzorujący sprawę przecieku starachowickiego pan Sobotka, wymieniony w nagranej rozmowie telefonicznej jako źródło tego przecieku - tutaj zacytuję ministra Kurczuka - ˝Na piśmie gen. Antoniego Kowalczyka z dnia 1 kwietnia, ciągle wtedy nie jest odsunięty, nie jest urlopowany, napisał: Skierowano do Antoniego Kowalczyka dyspozycję datowaną 2 kwietnia 2003 r. Jej treść pan Krzysztof Janik, minister spraw wewnętrznych i administracji, ujawnił w dniu 10 lipca˝. Odpowiedni fragment brzmi następująco: ˝Kategorycznie stwierdzam, jak panu komendantowi wiadomo, że do chwili realizacji sprawy nie byłem w posiadaniu jakiejkolwiek informacji - powtarzam te słowa: jakiejkolwiek informacji - na temat przedłożonej sprawy˝.
I jaką mamy późniejszą sekwencję wydarzeń? Późniejszą sekwencję wydarzeń mamy taką oto, że były gen. Policji Antoni Kowalczyk, były już komendant główny Policji w prokuraturze podczas dwóch pierwszych zeznań powtarza to, co sugerował mu minister Sobotko - że on nie przekazywał jakichkolwiek informacji. Istnieje pewna zależność polityczno-służbowa. Skoro nadzorujący Policję sekretarz stanu, nieodsunięty przez ministra Janika od nadzoru nad Policją i wyjaśniania sprawy starachowickiej, napisał w adnotacji, że: jak panu komendantowi wiadomo, nie miałem żadnych informacji na temat tej sprawy, to komendant główny Policji służbiście stwierdził, że wiadomo mu jest, że nie przekazywał żadnych informacji. Dopiero później dla przyczyn, które będzie można poznać, jeżeli kiedykolwiek będzie można poznać, po przestudiowaniu całości akt sprawy, komendant główny Policji, być może dlatego że pojawili się też inni świadkowie, w tej sprawie radykalnie zmienił zdanie. To znaczy, stwierdził że w pewnym i to dość istotnym zakresie panu Sobotce te informacje przekazywał. Tak więc poza tym błędem, jakim było twierdzenie przez ministra, że nie ma sprawy Sobotki, kiedy wszyscy uznali, łącznie z Wysoką Izbą, że ona jest, mamy błąd następny, to znaczy nieodsunięcie w odpowiednim momencie pana Sobotki od nadzoru nad Policją i od wyjaśniania afery starachowickiej. Do tego dochodzi błąd ogólniejszy, ale większość w Wysokiej Izbie jest niesłychanie liberalna i może to uznać za jakiś eksces - że jednak politycznie i moralnie ponosi się odpowiedzialność za tych współpracowników, których przedstawiło się do powołania premierowi. To jednak premier powołuje sekretarza stanu i podsekretarzy stanu na wniosek właściwego ministra. Ja przypominam, bo tutaj wielokrotnie było podnoszone, także w wypowiedziach publicznych przez pana ministra Janika, że przecież obowiązuje zasada domniemania niewinności, ale zasada domniemania niewinności obowiązuje w procesie karnym, wtedy kiedy chodzi o pozbawienie obywatela wolności, a nie wtedy kiedy chodzi o pełnienie przez danego obywatela wysokiej funkcji publicznej. (Oklaski) Wtedy obowiązuje zasada zdrowego rozsądku, ostrożności i tak jak przy prowadzeniu samochodu - ograniczonego zaufania. Otóż, Wysoka Izbo, tutaj pan minister Janik jednak poza odpowiedzialnością za swoje zupełnie niesłychane postępowanie już po wybuchu afery starachowickiej, jeśli chodzi o stosunki z byłym ministrem Sobotką, ponosi też w gruncie rzeczy odpowiedzialność za to, że tę kandydaturę przedstawił do nominacji. I to jest tak, Wysoka Izbo, że taką odpowiedzialność ponosi każdy, o ile się nie przyjmuje zasady domniemania niewinności, czyli w tym bardzo konkretnym przypadku zasady, że wysoko postawionym działaczom partyjnym Sojuszu Lewicy Demokratycznej wysokie funkcje publiczne należą się tak samo jak obywatelom wolność do przebywania poza kratkami. Przecież tutaj mamy do czynienia z wyznawaniem i eksponowaniem takiej oto zasady, że ma się pewne uroszczenie, pewne uprawnienie.
Wysoka Izbo! Odwołajmy się tutaj do pewnych utrwalonych zasad w demokracjach stabilnych, sprawdzonych, ucywilizowanych. Przecież kiedy aresztowano pod zarzutem szpiegostwa osobistego sekretarza kanclerza Niemiec Willy'ego Brandta, to Willy Brandt nie mówił, że obowiązuje zasada domniemania niewinności, nie mówił, że on w ogóle jest znakomitym kanclerzem, a to jest taki przypadek, który każdemu może się trafić. Uznał, że ponosi polityczną odpowiedzialność za swoją błędną personalną nominację, podał się do dymisji i trzeba było przeprowadzać nowe wybory. Przypomnę sytuację wcześniejszą, sprzed paru lat, kiedy znany pedofil belgijski Marc Dutroux uciekł z aresztu, to choć winnych temu było paru policjantów i żandarmów, to jednak stosowny minister uznał, że odpowiada za ten skandaliczny fakt, odpowiada, bo ponosi odpowiedzialność nie służbową, ale polityczną, bo w jego resorcie w tak skandalicznej sprawie coś źle się działo. Nie, jakby te reguły może nie tyle nie obowiązują w Polsce, co nie obowiązują w rządzie Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Tutaj nadal można twierdzić, że minister Janik dobrze wypełnia swoje konstytucyjne obowiązki.
No przejdźmy dalej na poziom osobistych nominatów ministra Janika, do dobrego wykonywania przezeń swoich konstytucyjnych obowiązków. Zajmijmy się jego gabinetem politycznym. Przy czym trzeba tutaj od razu wyjaśnić: w myśl ustawy o Radzie Ministrów odpowiedzialność polityczną za swój gabinet polityczny ponosi minister i tylko minister. Niemniej, kiedy pojawiła się sprawa naruszeń ustawy antykorupcyjnej i odpowiedzialności za - jak to określił minister Janik - esbeckie metody panów Semika i Kurnika, bardzo mocno umocowanych, jeśli chodzi o przeszłość, w Służbie Bezpieczeństwa (zwłaszcza jeśli chodzi o pana Kurnika), to w wywiadach prasowych pan minister Janik mówił w sposób następujący: To nie ja, to nie ja, to minister Sobotka, ja odpowiadam tylko za podsekretarzy stanu, sekretarza stanu i szefa Gabinetu Politycznego, to byli doradcy ministra Sobotki, on za to odpowiada. Nieprawda, panie ministrze, w świetle ustawy o Radzie Ministrów pan i tylko pan odpowiada za członków swego Gabinetu Politycznego. Tak że zachował się pan tutaj z jakby pewnym oportunizmem i bojaźliwością. Jak się jest ministrem, to trzeba brać odpowiedzialność na siebie, a nie mówić, jak za PRL bywało w środowiskach kelnerskich: To nie ja, to kolega. (Oklaski)
I tutaj, Wysoka Izbo, mamy kolejną sprzeczność czy nawet dwie sprzeczności: z jednej strony pan minister Janik, jeśli mowa o działalności panów Kurnika i Semika w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, jego osobistych doradców, stwierdza, że za nich to odpowiada minister Sobotka, z drugiej zaś strony jest tak, że opisując ich działalność, minister Janik twierdzi, że miał dosyć ubeckich metod w resorcie. To zbieranie ploteczek, różnych kwitów i papierów, żądanie informacji, do których nie ma się prawa, to klasyczne ubeckie zachowanie. Tak minister Janik opisywał działalność swoich doradców. Zostawmy na boku ploteczki, różne kwity i papiery, ale jednak sam pan minister Janik mówił tutaj, że żądano informacji - a w innych wywiadach, że dostarczano informacje, co do których cywilni funkcjonariusze w resorcie spraw wewnętrznych nie mieli prawa. No to zadajmy panu ministrowi Janikowi pytanie: A czy pan minister Janik wszczął w tej sprawie jakieś postępowanie wyjaśniające, czy wszczął w tej sprawie jakieś postępowanie dyscyplinarne? Czy wiadomo, kto bez podstawy prawnej żądał zastrzeżonych informacji? Czy wiadomo, kto i bez podstawy prawnej tych informacji udzielał? Pani ministrze, słowo się rzekło, kobyłka u płota. A raczej jeśli powiedziało się ˝a˝, to należy powiedzieć ˝b˝. To znaczy, jeżeli mowa była o wyciekach informacji, o przekazywaniu informacji w sposób sprzeczny z prawem, to gdzie są wyniki postępowania wyjaśniającego? Czy je wszczęto, czy go nie wszczęto? Na razie wiemy tylko, że tym osobom, które mogłyby być podejrzewane o te esbeckie metody, czy tej osobie pan minister udziela hojnej nagrody. W związku z tym jak to jest? W słowach się potępia, a w czynach, tych najbardziej konkretnych, w czynach wyliczanych na 5 lub 6 tys. zł, nagradza się i pochwala? To jest kolejny powód do żądania dymisji pana ministra Janika.
Powtarzam, sprawa tych przecieków, o których mówił pan minister, musi zostać wyjaśniona niezależnie od tego głosowania. Ona pojawi się w Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Bo to nie może być tak, że się mówi o esbeckich metodach, o nieuprawnionym obiegu informacji - mówi to minister, a potem sprawa się rozpływa, sprawy nie ma.
Przejdźmy, Wysoka Izbo, do innych osób i innych zjawisk w Gabinecie Politycznym pana ministra Janika. Nagminne było w tym gabinecie łamanie ustawy antykorupcyjnej, przy czym łamaniu tej ustawy oddawali się kolejni dyrektorzy Gabinetu Politycznego pana ministra. Najpierw pan Białoruski, a potem pan Ocipka. Sprawa pana Białoruskiego jest znana. Przypomnę tylko, że złamał ustawę antykorupcyjną, bowiem zasiadał w radzie nadzorczej spółki Biatel, udziałowca firmy Poldok, mającej zajmować się produkcją nowych dowodów osobistych na zamówienie resortu, którym kieruje pan Janik. Po ujawnieniu tej sprawy pan Grzegorz Białoruski zrezygnował z posady w Gabinecie Politycznym pana ministra, ale znowu jest tutaj pewna niejasność, znowu o czymś mówiono i nie ma następstw, znowu pewne wyjaśnienia zapowiedział pan minister i tych wyjaśnień nie było. A co mówiono? Nie jest przecież tak, że spółka Biatel, mająca udziały w spółce Poldok, to była spółka obojętna z punktu widzenia interesów, z punktu widzenia zamówień publicznych składanych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Przecież było też tak, mówiono o tym i pisano, zaprzeczenia się nie pojawiły, że pan Białoruski, spółka Biatel, różne osoby miały zabiegać o wycofanie się firmy z... że osoby z MSWiA miały zabiegać o wycofanie się firmy Multipolaris z przetargu, a konkretniej - ze spółki Poldok, a firmę Multipolaris zastąpiła firma Biatel.
A kiedy była o tym mowa w Wysokiej Izbie, bo była o tym mowa, pan minister stwierdził, że po pierwsze, wszczął postępowanie dyscyplinarne. Bardzo byśmy prosili o informacje, czy to postępowanie dyscyplinarne wobec pana Białoruskiego się zakończyło, on bowiem złożył rezygnację, pan minister umożliwił mu odejście na własną prośbę, co w takiej sytuacji wobec pracownika jest gestem niesłychanie łaskawym. Pozostaje pytanie, jak zakończyło się to postępowanie dyscyplinarne. Jest też ważniejsze pytanie. Mianowicie pan minister stwierdził, że poprosił Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego o zbadanie sprawy rzekomych nacisków MSWiA, aby zmienić udziałowców Poldoku. Nie dowiedzieliśmy się w Wysokiej Izbie, czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zakończyła badania, jakie były ich wyniki, czy zdaniem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego były naciski, czy też ich nie było. Może dowiemy się przy okazji wniosku o wotum nieufności, bo pan minister zapowiadał wyjaśnienia, po czym tego nie wyjaśnił. Tyle w sprawie byłego szefa gabinetu politycznego pana ministra, pana Białoruskiego, firmy Biatel i firmy Poldok.
Teraz należy się zająć wspomnianym już panem ministrem Kurnikiem, przepraszam, panem Romanem Kurnikiem, kiedyś szefem kadr Służby Bezpieczeństwa, później szefem kadr Policji, dobrym znajomym pana Edwarda Mazura, wobec którego zostały sformułowane nie zarzuty, nie podejrzenia, ale który pojawia się w wątku dotyczącym sprawy gen. Papały jako z jeden z ewentualnych zleceniodawców jego zabójstwa, osoby, z którą pan minister dzięki panu Romanowi Kurnikowi zabawiał się wspólnie, także z ministrem Sobotką, w restauracji Belvedere. Tutaj problem jest taki. Ja rozumiem, że pan minister deklaruje niechęć do ubeckich czy esbeckich metod, ale bardzo chętnie widział w swoim gabinecie ostatniego szefa kadr Służby Bezpieczeństwa, bo - można powiedzieć - politycznie, kulturowo i organizacyjnie taka osoba panu ministrowi tutaj pasowała.
Jest także problem spółek, w których radach nadzorczych zasiadał pan Kurnik, którego to zasiadania nie ujawnił, chociażby spółki Megagaz, w której zasiadał obecny wiceprzewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, pan Andrzej Celiński, a także były skarbnik poprzedniczki Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, pan Wiesław Huszcza, znany ponadto z udziału w planie budowy Las Vegas w Białej Podlaskiej. Była to sprawa w swoim czasie szeroko omawiana, po Las Vegas w Białej Podlaskiej pozostał wielki symboliczny i moralny smród oraz olbrzymie długi.
Pojawia się pytanie: Kiedy pan minister powoływał w skład swego gabinetu politycznego szefa kadr Służby Bezpieczeństwa - znając krytyczną ocenę Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa wielokrotnie wypowiadaną przez pana ministra - dlaczego nie zdecydował się pan minister ze szczególną wnikliwością pochylić się chociażby nad biznesowym funkcjonowaniem pana Kurnika? Może dlatego, że - jak pan minister deklaruje - jest osobą niesłychanie ufną i to jest hipoteza najżyczliwsza dla pana ministra, ale osoba niesłychanie ufna nie powinna być ministrem spraw wewnętrznych i administracji.
Panie ministrze, kolejny dyrektor gabinetu politycznego pana ministra, pan Janusza Ocipka, który także złamał ustawę antykorupcyjną, który także został zwolniony z pracy. Z tym, że tutaj poza tym, że złamał ustawę antykorupcyjną, zrezygnował z pracy czy został zdymisjonowany, pojawia się kolejny wątek, który charakteryzuje sylwetkę pana ministra. Mianowicie, pan Janusz Ocipka był współwłaścicielem firm, które w połowie lat 90. zajmowały się handlem węglem. Pan minister Janik zasiadał, a nawet był wiceprzewodniczącym w radzie nadzorczej jednej z tych firm. Na czym polegała działalność firm pana Ocipki? Z działalnością tą przez fakt zasiadania w radzie nadzorczej, bycia jej wiceprzewodniczącym związany był pan minister Janik. Chodziło m.in. o takie firmy, jak Agrokompleks i Ciechbud; właśnie w Ciechbudzie pan minister Janik był wiceprzewodniczącym rady nadzorczej. Polegało to na tworzeniu łańcuszka wydmuszek, to znaczy Agrokompleks - firma pana Ocipki - kupował węgiel w kopalniach, ale nie płacił za niego, bo był odroczony termin płatności. Zanim za niego zapłacił, sprzedawał węgiel firmie Ciechbud, w której w radzie nadzorczej zasiadał minister Janik, a ten sprzedawał innym firmom, ale wszystkie należały do tych samych osób, m.in. pana Ocipki, byłego szefa gabinetu politycznego pana Janika. Po kilku takich transakcjach węgiel sprzedawano na wolnym rynku i ostatnia firma z łańcucha inkasowała pieniądze. Kopalnie, które sprzedały węgiel Agrokompleksowi, domagały się od niego pieniędzy, ale wówczas okazywało się, że Agrokompleks jest niewypłacalny.
Jeżeli spojrzeć na ten łańcuszek firm, a przecież w połowie lat 90. to był proceder, jeśli chodzi o handel węglem, powszechny i nie twierdzę, że tylko pan Ocipka i pan Janik w nim uczestniczyli, to mamy w efekcie doprowadzanie do upadłości firm państwowych, kopalni węgla. Jeżeli zajrzymy do rejestrów sądowych, by zobaczyć, które firmy usiłowały ściągnąć płatności z Agrokompleksu - pierwszej firmy w łańcuchu, w którym drugą firmą był Ciechbud z udziałem ministra Janika - to wygląda to następująco: Przedsiębiorstwo Transportu Kolejowego i Gospodarki Kamieniem ˝Gliwice˝ SA - w upadłości, m.in. dzięki działalności Agrokompleksu i Ciechbudu; Kopalnia Węgla Kamiennego Niwka-Modrzejów Sp. z o.o. - w upadłości, m.in. dzięki działalności Agrokompleksu i Ciechbudu; Nadwiślańska Spółka Węglowa SA i Kopalnia Węgla Kamiennego Czeczot, też z olbrzymimi trudnościami finansowymi.
Chciałbym, żeby zwrócili uwagę na to, co mówię, już nie posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ale Ślązacy, górnicy, właściciele i pracownicy tych dziesiątek czy setek drobnych firm kooperujących z kopalniami, które w wyniku zawieszenia płatności przez kopalnie są zagrożone. To właśnie dzięki działalności takich firm, jak Agrokompleks i Ciechbud, i takich ludzi, jak pan Ocipka i pan Janik, mamy do czynienia na Śląsku, mamy do czynienia w górnictwie węgla kamiennego z taką oto sytuacją. W związku z tym, jeżeli pan wicepremier Hausner naprawdę chce mieć - a rząd także - pewną społeczną i moralną wiarygodność w restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego, to może niech by najpierw zrestrukturyzował takich panów, jak panowie Ocipka i Janik. (Oklaski) Wtedy bowiem pewną wiarygodność uzyska.
Otóż wczoraj, Wysoka Izbo, na posiedzeniu komisji pan minister Janik mówił, że po ujawnieniu przez prasę tych faktów zarządził w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji...
(Głos z sali: Kontrolę.)
...kontrolę i w wyniku tej kontroli okazało się, że 7 osób złamało ustawę antykorupcyjną. Minister Janik argumentował... i to jest argumentacja słuszna. Uznaję, że w tak olbrzymim resorcie zawsze znajdą się jakieś czarne owce, że nie ma takiego systemu kontroli. Tak, panie ministrze, to prawda. Tylko jak to jest, że spośród tych 7 osób blisko 50% to członkowie pańskiego gabinetu politycznego? Dlaczego tak jest, że te czarne owce skupiły się w stadko, którego pan osobiście był pasterzem? (Oklaski) Za to ponosi się polityczną odpowiedzialność, za to powinno ponosić się polityczną odpowiedzialność.
Ale teraz, Wysoka Izbo, przejdźmy od działalności pana ministra Janika jako ministra właściwego do spraw administracji publicznej do problemu służby cywilnej, już nie gabinetu politycznego. Mieliśmy do czynienia z faktem, że pan minister Janik - wedle jego wypowiedzi na wczorajszym posiedzeniu komisji - nie miał z tym nic wspólnego. Ale wedle wcześniejszych wypowiedzi prasowych wydał w tej sprawie polecenie. W każdym razie jest tak, że zastępca dyrektora generalnego MSWiA pan Zaczyński pojechał na wyjazd sponsorowany do RPA; wyjazd sponsorowany przez firmę, która sprzedawała zamawiane przez niego kserokopiarki MSWiA. Można powiedzieć tak: Minister Janik dowiedział się i zarządził czy przedstawił sugestię dyrektorowi generalnemu rozwiązania stosunku pracy. Wszystko jest w porządku. Pomijając już szczególny ciąg tego typu dżentelmenów mających tendencję do tego typu zachowań na resort kierowany przez ministra Janika, jednak nie wszystko jest w porządku; nie wszystko jest w porządku, ponieważ po zrekonstruowaniu kalendarium wydarzeń mamy sytuację taką: kwestia jest ujawniana, pisze o tym ˝Rzeczpospolita˝, znowu - nie ma kwestii, póki prasa nie napisze. Jeśli prasa napisze, to trzeba niestety coś zrobić. Pan minister Janik rozmawia z dyrektorem generalnym panem Bartem i okazuje się, że pan Bart o wszystkim widział. Jest pytanie: Dlaczego w takim razie w kwestii sponsorowanych podróży pana Zaczyńskiego musiała napisać prasa i dlaczego pan dyrektor Bart, kiedy tylko powziął informację o takich wojażach pana Zaczyńskiego, natychmiast o tym nie powiadomił ministra Janika i nie zwolnił pana Zaczyńskiego? Zdrowy rozsądek i doświadczenie pokazuje - dlatego że wtedy jeszcze prasa nie pisała. To jest niesłychanie charakterystyczne. Póki to afery, patologie, łamanie prawa, które - można powiedzieć - wręcz nagminnie dzieją się w kręgu najbliższych współpracowników ministra Janika, nie zostaną opisane przez środki masowego przekazu, póty sprawy nie ma. Kiedy zostają opisane, mamy do czynienia z wolniejszą bądź szybszą reakcją.
Ale przejdźmy teraz do sprawy dyrektora Barta i służby cywilnej. Jest tak, że to pan minister Janik z tej trybuny popierał dwóch posłów z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy zgłosili poprawkę do ustawy o służbie cywilnej; sławetny art. 144a, który pozwalał aparatczykom SLD mianować do służby cywilnej na wysokie stanowiska swoich kolegów z kalendarzyka. Ten artykuł został uznany za niekonstytucyjny przez Trybunał Konstytucyjny. I co się dzieje? Ano 11 dyrektorów generalnych, w tym dyrektor generalny w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji pan Bart, nadal funkcjonuje bez konkursów, które stały się, można powiedzieć, wymagalne. Jest też tak, że minister Janik znowu prowadzi działania całkowicie sprzeczne. Zdrowy rozsądek nakazuje uznać jedne działania za fasadę, drugie działania za nurt działań realnych. Ta fasada to pismo do wojewodów, w którym wojewodów się napomina, żeby doprowadzili do sanacji sytuację. Ale działania realne stanowiące istotny sygnał to skierowanie dyrektora generalnego - skierowanie przez pana premiera, pan premier też ma tutaj swój udział - dyrektora generalnego w MSWiA pana Barta, który funkcjonuje niezgodnie z ustawą o służbie cywilnej, do Rady Służby Cywilnej, w której jakby jako nominat pana premiera zabiera głos i się wypowiada. Dlaczego dokonano czegoś takie? To jest dość oczywisty sygnał. Decyzje kadrowe są decyzjami poważnymi i one wyznaczają linię. A to, co tam się napisze, żeby zacytowali dziennikarze, że mamy starania o służbę cywilną, to się napisze i tym wojewodowie mają się nie przejmować.
Oczywiście, Wysoka Izbo, po pewnym przeglądzie dotyczącym służby cywilnej... Przy czym chciałbym tutaj dodać: wczoraj na posiedzeniu komisji administracji pan minister Janik mówił o tym, ile to on konkursów przeprowadził i jakie ma tutaj osiągnięcia. Ciągle powoływał się na to, że działa lepiej i sprawniej niż ministrowie spraw wewnętrznych i administracji za rządów Jerzego Buzka; i to okazuje się ciekawe. To jest taki realny punkt odniesienia. To jest mówienie: jesteśmy dobrzy, bo jesteśmy lepsi niż ministrowie rządu Jerzego Buzka. Gdyby brać poważnie to, co pan Leszek Miller mówił najpierw jako szef opozycji, a następnie jako premier, to wynikałoby z tego, że każda niedojda będzie lepsza niż ministrowie rządu Jerzego Buzka. (Oklaski) A tutaj, proszę bardzo, tytuł do chwały ministra Janika.
Ale, Wysoka Izbo, jest tak, że istotą rzeczy są dyrektorzy generalni, bo to jest grupa kilkudziesięciu osób, które na co dzień administrują najważniejszymi instytucjami rządowymi. I w tej grupie istnieje zaciekły opór przed poddaniem się wymogom ustawy o służbie cywilnej, a na czele tego oddziału, który stawia tutaj opór, i to stawia skutecznie, stoi pan minister Janik. I to jest, Wysoka Izbo, kolejny powód, aby żądać wotum nieufności dla niego. (Oklaski)
A teraz, Wysoka Izbo, trzymajmy się nadal działalności pana ministra Janika jako ministra właściwego do spraw administracji publicznej. Przyjrzyjmy się jego decyzjom kadrowym, jeśli chodzi o wojewodów i wicewojewodów. Jest tak, że nie jest to grupa szalenie liczna. To są przedstawiciele rządu w terenie. Województw mamy 16. Jest tak, że nawet w formacji najbardziej spatologizowanej, skorumpowanej, formacji wręcz zahaczającej czy podpadającej pod...
(Głos z sali: SLD.)
(Głos z sali: Telegraf.)
...definicję grupy przestępczej nie powinno być jednak trudności ze znalezieniem 16 ludzi uczciwych.
(Głos z sali: To panu przeszkadza?)
Kontynuujmy, jak tutaj dobierają. Wymieńmy trzy nazwiska. Sądzę, że za jakieś pół roku, bo istnieją pewne wątki rozwojowe, tych nazwisk będzie można wymienić więcej. Pan Mirosław Marcisz, wicewojewoda łódzki, były wicewojewoda łódzki, Wysoka Izbo, skarbnik Sojuszu Lewicy Demokratycznej w woj. łódzkim - w pewnym okresie, przed 1997 r., wojewoda łódzki, ale skupiamy się na działalności pana ministra Janika - aresztowany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zarzuca mu się kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Tak, skarbnik Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wicewojewoda z ramienia i poręki tej partii, zarzuca mu się kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.
Na czym to kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą polegało? Mianowicie na tym, że pan były wicewojewoda i skarbnik, bo nie wiem, czy z funkcji skarbnika Sojuszu Lewicy Demokratycznej został odwołany, w tej sprawie nie mam jasności, może pan przewodniczący Miller by to wyjaśnił... (Oklaski) Pan Marcisz był prezesem firmy Aflopa, hurtowni farmaceutyków. Wiadomo, że różne rzeczy w obszarze handlu farmaceutykami, lekarstwami się dzieją. Otóż hurtownie, aby uzyskać zbyt, bo na tym zarabiają, kupowały sobie wierność u odbiorców, czyli u aptekarzy, oferując im rabaty. Potem Ministerstwo Finansów uznało, że rabaty stanowią dochód aptek i należy od nich płacić podatek, ale wtedy wymyślono inny sposób. To znaczy, wtedy płacono premię kierowcy, który dowoził lekarstwa, uwzględniającą łapówkę. I wtedy przekazywano pieniądze aptece po to, aby dołożyć niewielką górkę, by kierowca miał na podatek.
W zakresie tej przestępczej działalności skarbnik Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wicewojewoda z poręki tej partii oraz ministra Janika, powiedzmy, rozwinął skrzydła szeroko i wzleciał wysoko. Wzleciał tak wysoko, że chyba z tego powodu upadł. Mianowicie śledztwo wykazało, że dyrektorzy Aflopy przyznawali współpracującym z firmą kierowcom niebotyczne pieniądze, między innymi za gotowość do pracy, dyspozycyjność bądź porządny wygląd. To były tzw. premie transportowe. I nawet w przypadku jednego kierowcy wypłacono jednorazowo milion złotych premii za dyspozycyjność i porządny wygląd.
Na czym polegał mechanizm? Część kierowców ujawniła, że całe premie przynosili w walizkach przełożonym, między innymi panu Marciszowi, i potem następował podział lewej kasy dla aptek, dla właścicieli hurtowni, kierowcy mieli na podatek plus pewne wynagrodzenie za udział w przestępczym procederze. Tylko w ciągu dwóch lat, wedle oceny Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jeśli chodzi o Aflopę, przekazano kierowcom co najmniej 10 mln zł, a można się domyślać, że było to 20 mln zł, co wiąże się z wyłudzeniem tych pieniędzy od firmy, bo je z firmy wyprowadzono na prywatne rachunki, i także z narażeniem skarbu państwa na stratę milionów przy okazji nieodprowadzonego podatku VAT i podatku dochodowego od osób prawnych, nie mówiąc już o podatku dochodowym od osób fizycznych. Taki był ten jeden z wybranych, bo, powtarzam, jeśli chodzi o wojewodów i wicewojewodów, to powinni być wybrani.
Wysoka Izbo, przejdźmy do następnego nominata pana ministra Janika w obszarze administracji rządowej w województwie, do kolejnego przedstawiciela rządu w terenie, szefa administracji zespolonej, do pana Nawrata, byłego wojewody dolnośląskiego, który złożył rezygnację ze stanowiska wojewody w tym samym dniu, w którym Centralne Biuro Śledcze skierowało do prokuratury wniosek o postawienie mu zarzutów.
Z wywiadów, których minister Janik może nazbyt nieopatrznie udziela, wynika, że pan premier dowiedział się o tej sprawie, o której wiedziało wiele osób, jako ostatni. Sytuacja, w której ustawowy zwierzchnik wojewodów - bo to jednak pan premier jest zwierzchnikiem wojewodów - dowiaduje się jako ostatni o tym, że Centralne Biuro Śledcze kieruje wniosek do prokuratury o postawienie zarzutów wobec przedstawiciela rządu w terenie, jest sytuacją niezwyczajną. Ja bym się, panie premierze, zastanowił nad tym, czy pańskie otoczenie nie izoluje pana aby od różnych informacji i czy, powiedzmy, nie znalazł się pan w szklanej pułapce (Oklaski) i czy nie powinien pan rozliczyć winnych za ten stan rzeczy, bo może pan jest człowiekiem zacnym, poczciwym i pełnym dobrych chęci, tylko nie wie pan, jak w kraju, w którym pan rządzi, i w partii, którą pan kieruje, jest naprawdę. (Oklaski) To jest dość szczególna relacja.
Przejdźmy do pana Nawrata. Tu jest rzecz niesłychanie charakterystyczna. Dlaczego pan Nawrat został wojewodą dolnośląskim z poręki pana Janika? Przypominam ustawę o administracji rządowej w województwie. To prezes Rady Ministrów powołuje i odwołuje wojewodów na wniosek ministra właściwego do spraw administracji publicznej, czyli nie może sam, ktoś musi mu kandydaturę przedstawić. Otóż pan minister Janik, doświadczony działacz gospodarczy w firmie Ciechbud pana Ocipki, szukał kogoś, kto zna się na gospodarce. Nawet ze wzruszającą szczerością to powiedział, uzasadniając mianowanie pana Nawrata na wojewodę. Znamy się jeszcze z lat 80. - mówił minister Janik nieopatrznie - szukaliśmy na stanowisko wojewody dolnośląskiego człowieka, który zna się na gospodarce, ponieważ wojewoda sprawuje nadzór właścicielski nad spółkami skarbu państwa. Nawrat najlepiej spełniał te oczekiwania.
No, dobrze, ale jakie były fakty, które powinien znać pan minister Janik w zakresie spełniania oczekiwań przez pana Nawrata? Dwa największe osiągnięcia pana Nawrata to spółka TGG współpracująca z inną spółką - Code. Najpierw zajmijmy się firmą TGG, obecnie w upadłości. Rzecz ciekawa, że zanim ogłoszono upadłość firmy TGG, to pan Nawrat, jej współudziałowiec szybko sprzedał jej udziały.
A na czym rzecz polegała? Rzecz polegała na tym, że wedle raportu firmy audytorskiej firma została przeinwestowana i nastąpił z niej potem nagły odpływ pieniędzy. Generalnym wykonawcą centrum TGG, które budowała firma pana Nawrata, była firma AKME. I właśnie rozliczenia między firmą TGG a firmą AKME zostały zakwestionowane przez syndyka masy upadłościowej firmy TGG, gdzie najpierw pan Nawrat sprzedał swoje udziały, a potem firma znalazła się w stanie upadłości. Między innymi zostały zakwestionowane z tego powodu, że kwoty wypłacane AKME w stosunku do ceny rynkowej były przeszacowane, a niektóre umowy były nawet dublowane, czyli dwa razy płacono za to samo, i płacono za to samo, za co zapłacono powyżej cen rynkowych. I to była wybitna działalność działacza gospodarczego pana Nawrata, zanim został wojewodą.
Działalność ta wiązała się też ze spółką Code, której PZU Życie, kierowane przez pana Wieczerzaka, udzielało niesłychanie wysokich i korzystnych kredytów. Zdaniem znawców rynku nieruchomości we Wrocławiu sytuacja przedstawiała się następująco. Za pożyczone od PZU Życie, czyli Wieczerzaka, pieniądze Code kupiła upadającą cukrownię i wynajęła firmę Nawrata do wyburzenia niszczejących budynków i zrobienia porządku na tym terenie. Potem krakowska firma chciała sprzedać teren pod budowę hipermarketu. No ale tak się stało w międzyczasie, że spadły ceny nieruchomości, inwestorzy, jeśli chodzi o hipermarkety, mieli lepsze lokalizacje i, jak twierdzi ów znawca, Code się ˝ugotowała˝, a wraz z nią ˝ugotował˝ się Nawrat. No, zaiste, jak ktoś tak nadzoruje i prowadzi spółki, w których ma udziały, to spełnia wszystkie oczekiwania pana ministra Janika, jeśli chodzi o nadzór właścicielski nad spółkami skarbu państwa, może spełnia nawet z nadwyżką. W tych moich słowach nie ma żadnej ironii, jest odniesienie się do pewnego realnego procesu.
(Głos z sali: Taki jest nadzór.)
Tak, tak. Przy tym rządzie tak trzeba sprawować nadzór nad spółkami skarbu państwa.
No i przejdźmy teraz do kolejnego reprezentanta rządu w terenie, nominata ministra Janika, już w szczególnym, niesłychanie ścisłym sensie, byłego wojewody opolskiego, pana Pogana, wobec którego toczy się postępowanie prawnokarne, już postawiono zarzuty, był aresztowany, choć wyszedł za kaucją. Chodzi o tzw. aferę Dobrych Domów, czyli aferę, która się rozwinęła i miała początek w okresie, kiedy pan Pogan, były wojewoda opolski, był prezydentem Opola. W wyniku tej afery miasto poniosło bardzo duże straty. 100 ludzi, którzy zaufali miastu, dającemu gwarancje prywatnej firmie, pozostało bez domów, a jednak pan Pogan i paru dobrych towarzyszy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej się pobudowało. Tu jest problem szczególnie jaskrawy, bo polega na tym, Wysoka Izbo, że o tym, iż panu Poganowi mogą i powinny być postawione zarzuty, wiedziano powszechnie, bo cała afera była ze szczegółami opisywana przez środki masowego przekazu i była dyskutowana w radzie miejskiej. Nic tu nie było ukryte. Kto miał oczy do patrzenia, ten widział, a kto miał uszy do słuchania, ten słuchał. Pan minister Janik nie miał takich oczu albo na co innego zwracał uwagę. Być może zwracał uwagę na to, że to są dobre rekomendacje do tego, żeby być przedstawicielem w terenie rządu Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
W tej sprawie mamy jednoznaczne relacje. Pytany tuż po wyborze pan Pogan - obecnie były wojewoda z zarzutami prokuratorskimi - kto go zaproponował na funkcję wojewody, odpowiadał tak: Krzysztof Janik, minister MSWiA; moje nazwisko funkcjonowało zresztą od dawna, ale nie było brane pod uwagę już w końcowym etapie. Natomiast sam pan minister Janik, w owym okresie nie tylko szef MSWiA, ale także sekretarz generalny Sojuszu Lewicy Demokratycznej, mówił tak: W sprawach powoływania wojewodów umowa była taka, że koledzy z województw przedstawiają kilka kandydatur, a ja wybieram spośród nich osobę, którą przedstawiam premierowi do akceptacji. Tak było też w przypadku woj. opolskiego. Spośród różnych zaproponowanych mi kandydatów wybrałem Leszka Pogana.
Pan minister wybrał pana Leszka Pogana, choć już wiedział - to powiedział wczoraj na posiedzeniu Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych - że, jeśli chodzi o Dobre Domy, toczy się śledztwo w sprawie. A jak toczy się śledztwo w sprawie, to w każdej chwili może się przerodzić w śledztwo przeciw osobie. Zresztą wszystkie materiały wskazywały na to, że to śledztwo w sprawie zmieni się w śledztwo przeciw osobie, a także na przykład alarmował go w związku z tym, i mówił to publicznie, poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej z woj. opolskiego, pan poseł Szteliga, który mówił, że będzie niedobrze. Ale coś w odczuciu pana ministra Janika przeważyło. Czy przeważyły osiągnięcia pana Pogana, jeśli chodzi o jego działalność jako prezydenta Opola? Osiągnięcia polegające między innymi na tym, że zarówno znaczna część czołówki SLD, jak i dzieci czołówki SLD w woj. opolskim się pobudowały i uzyskały prawo do lokali handlowych położonych w galerii nowopowstałego hipermarketu, a prawo to przyznawała działaczka SLD, sprawująca ówcześnie funkcję architekta miejskiego. Czy też może zadecydowało zdanie pani Aleksandry Jakubowskiej (stałej klientki Komisji Śledczej powołanej przez Wysoką Izbę), która o panu Poganie wypowiadała się w sposób następujący: To szanowany samorządowiec. Będzie dobrym urzędnikiem administracji. Będzie współpracował z sejmikiem wojewódzkim. (Wesołość na sali) Mam nadzieję, że pan Pogan jako podejrzany także dobrze współpracuje z przesłuchującymi go prokuratorami. (Oklaski)
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Tyle, jeśli chodzi o działalność pana ministra Janika w obszarze administracji rządowej i powoływanie wojewodów. No ale tutaj jest tak: co członek gabinetu politycznego, to łamie prawo. Co wojewoda bądź wicewojewoda - nie twierdzę, że wszyscy - no to też. Boję się wobec tego o nowo powołanego komendanta Policji, pana Szredera, przeciwko któremu nic nie mam, ale odnoszę takie nieprzeparte wrażenie, że nominacja przez pana ministra Janika to jakiś pocałunek śmierci. (Oklaski)
Teraz, Wysoka Izbo, przejdźmy do działalności pana ministra Janika w innym podległym mu obszarze, to znaczy jako ministra spraw wewnętrznych, i nadzoru nad służbami mundurowymi, a zwłaszcza nad Policją i Państwową Strażą Pożarną. Tu formułujemy zarzut swego rodzaju czystek politycznych, motywowanych przetasowań kadrowych.
(Poseł Marian Janicki: O czystkach będzie mowa za chwilę, ale w Warszawie.)
Panie marszałku, no...
Panie pośle Janicki, który twierdził, że powiemy zaraz o czystkach, ja rozumiem, że pańska partia teraz skłóciła się z SLD, bo kolejne afery pan ujawni. Ja wiem, że pan jest do tego pierwszy. (Oklaski)
Otóż, Wysoka Izbo, pan minister Janik w okresie 2 lat wymienił 13 komendantów wojewódzkich Policji państwowej i 13 komendantów wojewódzkich Państwowej Straży Pożarnej. Jak wiemy, mamy 16 komendantów wojewódzkich. Przy czym jest tak, że większość tych zmian koncentrowała się w pierwszym roku. To jest niesłychanie znamienne, chociażby ze względu na zmiany w Państwowej Straży Pożarnej, gdzie wymieniono właściwie wszystkich komendantów, którzy sprawdzili się podczas powodzi w 2001 r. Jednak pan minister Janik mówił wczoraj na posiedzeniu Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, że to są naturalne ruchy kadrowe i że część idzie na emeryturę, część otrzymuje awanse. No, ale zaraz do tego przejdziemy. Moim zdaniem lis, który dławi kury w kurniku, też mógłby mówić z równym przekonaniem jak pan minister Janik, że on kur nie dławi, tylko po prostu uczestniczy w naturalnym obiegu materii w przyrodzie.
Wysoka Izbo! Przyjrzyjmy się bliżej i bardziej dokładnie dwóm szczegółom - tych szczegółów mogłoby być więcej - związanym z tym, do czego doprowadza działalność kadrowa i awansowa pana ministra Janika. Najpierw zajmijmy się Policją państwową. Tu rzecz jest niesłychanie znamienna. Awanse dostaje się, jeśli nie za działania przestępcze, to za nieudolność w nadzorze i nieudolność w zapobieganiu przestępstwom. (Oklaski)
Jest bowiem tak, że w tym roku wykryto, określając rzecz enigmatycznie, niedociągnięcia związane z inwestycją dotyczącą rozbudowy Komendy Powiatowej Policji w Sanoku, na sumę, ach, bagatela, 1400 tys. zł, a sprawę badał na miejscu jeden z zastępców komendanta głównego Policji. Otóż w tej sprawie toczy się postępowanie prokuratorskie wobec zastępcy komendanta wojewódzkiego Policji w Rzeszowie oraz wobec dwóch inspektorów nadzoru postawiono już zarzuty. I co się dzieje w takiej sytuacji? Otóż podczas święta Policji podkarpacki komendant wojewódzki Policji otrzymuje awans na generała. Nie twierdzę, że to jemu postawiono zarzuty, że to on był osobą prowadzącą w aferze, ale jeśli ktoś jest komendantem i pod jego nosem rozkwita afera na 1400 tys. zł, to na miłość boską, jest to kwestia zdrowego rozsądku, by tego człowieka nie awansować, przynajmniej w tym momencie. Być może będzie go można awansować w przyszłości, jeżeli się zrehabilituje, w tym sensie, że owszem, zawalił sprawę nadzoru nad swoimi podwładnymi, ale po roku, po pięciu, sześciu latach coś dobrego zrobił, zmazał tę plamę. A tutaj mamy awans, co więcej, nagrody pieniężne. I to jest, można powiedzieć, w pigułce sens przemian kadrowych, jakie wprowadza w Policji minister Janik.
Ta sprawa, oprócz awersu, Wysoka Izbo, ma także swój rewers. Przywołam bardzo drobną sprawę, która osobiście nie obciąża ministra Janika ani nawet komendanta głównego, ale która pokazuje, jak działa Policja, do jakiego stopnia politycznej dyspozycyjności dochodzi w sprawach drobnych, wręcz ją ośmieszających. Mieliśmy niedawno w Lublinie taką sytuację: ktoś zadzwonił na Policję i stwierdził, iż ma podejrzenie, że prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego pracuje w swoim biurze i jest pod wpływem alkoholu, innymi słowy, że jest pijany.
(Głos z sali: W godzinach pracy.)
W godzinach pracy, tak. Może doniesienie jest prawdziwe. I co się dzieje, Wysoka Izbo? Kto podejmuje decyzję o tym, żeby wysłać policjantów z alkomatem? Oficer dyżurny? Nie, komendant wojewódzki Policji w stopniu inspektora. Kto następnie idzie z alkomatem do biura? Czy zasuwa tam jakiś sierżant z porucznikiem? Nie, idą dwaj naczelnicy wydziałów w stopniu podinspektora. Dwaj podinspektorzy Policji - przecież jest to ośmieszanie tej służby - podtykają od nos i pod usta prezesowi Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego alkomat. Prezes był trzeźwy, mógł się nie zgodzić, ale na szczęście - także dla mnie, bo mogę o tym mówić - dmuchnął. Co się okazało? Wyszło 0,0. Co robią dwaj podinspektorzy? Mówią, że głupia sytuacja, że sprawy nie było, w ogóle ją zakończmy. I odmawiają spisania protokołu. Trzeba było dopiero wołać szefa firmy ochroniarskiej i brać go na świadka, aby wymusić spisanie protokołu.
Wysoka Izbo! To jest taka sytuacja, że w sprawie... Tak się składa, że komendant wojewódzki jest z ręki ministra Janika z SLD, a układ samorządowy nie jest SLD-owski, ale to nie powinno mieć znaczenia. Minister Janik nie osobiście, ale decyzjami kadrowymi, wprowadzeniem pewnej atmosfery moralno-polityczej doprowadził do tego, że komendant wojewódzki Policji podejmuje decyzję, aby dwaj wysocy oficerowie funkcjonariusze Policji lecieli z alkomatem do jakiegoś dżentelmena, który nie jest z opcji, jaka się podoba ministrowi Janikowi, wojewodzie czy miejscowemu szefowi SLD. To jest ośmieszanie Policji. Pomijam już efekt barbarzyński, który w tej sprawie - bo ma ona wydźwięk komiczny i ośmieszający Policję - nie jest tak widoczny, ale to też jest istotne. Takich faktów jest multum; przywołuję tylko dwa, mógłbym ich przytaczać dziesiątki.
Wysoka Izbo! Jako minister odpowiedzialny za sprawy wewnętrzne, także realizator rządowej strategii antykorupcyjnej, minister Janik w konstytucyjnie przypisanej mu roli - bo to on wydaje rozporządzenia, akty wykonawcze do ustaw czy też przedkłada je Radzie Ministrów w celu przekazania ich Sejmowi - zajmuje się w tym obszarze jedną rzeczą: stwarzaniem rozwiązań, które zachęcają do korupcji bądź ją wręcz wymuszają. Przecież niedawno Wysoka Izba odrzuciła powstały z inicjatywy rządu, ministra Janika przepis w ustawie o Policji, który umożliwiał każdemu sponsorowanie tej służby. Sprawa poszła do Senatu. Z radością przyjąłem zapewnienie, że rząd zgłosi sensowną poprawkę, to znaczy porozmawia z senatorami, żeby poprawka była sensowna, tak by przepis dotyczył tylko sponsorowania Policji przez samorządy, banki i instytucje ubezpieczeniowe. I co wróciło z Senatu? To jest tak, Wysoka Izbo, że w tym obszarze istnieje jakiś zespół interesów związanych z korupcją, bo poprawka wróciła w takiej formie, że sponsorować mogą samorządy, banki, instytucje ubezpieczeniowe - i to jest w absolutnym porządku, to jest potrzebne - oraz fundacje i stowarzyszenia. Przecież to wszystko jedno, czy grupka szemranych dilerów samochodów sponsoruje Policję indywidualnie, czy założy stowarzyszenie. Wystarczy poczytać cokolwiek z obfitej literatury światowej dotyczącej procesu korumpowania i patologii w Policji w różnych krajach - bo z tym się stale walczy, to wciąż występuje, wszędzie, nie tylko w Polsce - by wiedzieć, że fundacje i stowarzyszenia są niesłychanie poręcznym kanałem selektywnego i nakierowanego na określone cele sponsoringu.
Wysoka Izbo, to jeszcze nie wszystko. Mówiliśmy o Policji państwowej, a teraz powiedzmy o Państwowej Straży Pożarnej. W 1997 r. komendant główny Państwowej Straży Pożarnej - był to okres rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej - pan Ryszard Korzeniewski wydał instrukcję zarządzania, wzorową, w pełni się pod nią podpisuję. Rzecz dotyczy ograniczeń w pełnieniu funkcji rzeczoznawcy przeciwpożarowego przez komendantów wojewódzkich, zastępców komendantów wojewódzkich oraz osób pełniących służbę w komórkach kontrolno-rozpoznawczych w komendach wojewódzkich straży pożarnej. Chodzi o takie ograniczenie, by zakazane im było uzgadnianie projektów budowlanych inwestycji zlokalizowanych na terenie województwa, a w przypadku strażaków zajmujących stanowisko komendanta rejonowego straży pożarnej lub zastępcy komendanta rejonowego, ewentualnie pełniących służbę w komórce kontrolno-rozpoznawczej - uzgadnianie projektów budowlanych w inwestycjach zlokalizowanych na terenie działania komendy rejonowej. Wysoka Izbo, nic dodać, nic ująć. Tak powinno być.
(Głos z sali: Tak.)
Tak powinno być, ale w związku z tym, że weszła w życie konstytucja, musi to być ujęte w przepisie obowiązującego prawa, czyli w rozporządzeniu, zatem do akcji wkracza pan minister Janik. Zostaje wydane rozporządzenie z dnia 16 czerwca 2003 r. w sprawie uzgadniania projektu budowlanego pod względem ochrony przeciwpożarowej, w którym wszystkie te restrykcje i ograniczenia znikają. Co czytamy? Komendantom wojewódzkim i zastępcom komendantów wolno pełnić funkcję rzeczoznawców, a ponieważ oni nadzorują rzeczoznawców, wobec tego nadzorują samych siebie. I zostaje wprowadzona garść niesłychanie korupcjogennnych przepisów, co widać na pierwszy rzut oka, opracowanych przez, można powiedzieć, twórcę i realizatora strategii antykorupcyjnej rządu, pana ministra Janika.
Rozporządzenie głosi, że komendant główny Państwowej Straży Pożarnej sprawuje nadzór nad rzeczoznawcami zajmującymi stanowisko komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej oraz nad rzeczoznawcami zatrudnionymi w Komendzie Głównej Państwowej Straży Pożarnej. Następnie jest tak, że np. uzgodnienie dokonane przez rzeczoznawcę z rażącym naruszeniem prawa podlega unieważnieniu przez komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej. Wysoka Izbo, skoro komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej jest rzeczoznawcą, to wydaje na obszarze działania swojej jednostki opinię w związku z uzgadnianiem inwestycji i ktoś, komu to się nie podoba, kieruje na niego skargę do komendy głównej, oczywiście za pośrednictwem komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej, czyli tego rzeczoznawcy. A co ma być, Wysoka Izbo, kiedy uzgodnienie zostanie przez rzeczoznawcę dokonane z rażącym naruszeniem prawa? Co ma być wtedy, kiedy tym uzgadniającym jest komendant wojewódzki Policji, który także w myśl tego rozporządzenia ma prawo być rzeczoznawcą. W tym zakresie pan minister Janik jako minister odpowiedzialny za dział administracji rządowej, upoważniony do wydawania rozporządzeń zafundował nam sytuację już skrajnie korupcyjną. Można powiedzieć, że działalność pana ministra Janika na tym obszarze stanowi kolejny bardzo istotny powód, by żądać jego dymisji.
Pan minister Janik wczoraj na posiedzeniu Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych chwalił się, że ruszyły różne sprawy, że zakończono przetarg na CEPiK. Ja nie chcę podnosić tej sprawy w uzasadnieniu, bo ten przetarg jest oprotestowany, pojawiają się różne artykuły prasowe, ale w środowisku firm ubiegających się o tego typu przetargi szalenie trudno znaleźć aniołów. Ja z ostrożności, żeby kogoś nie skrzywdzić, i z ostrożności, żeby nie skrzywdzić siebie i mojej partii, nie chcę w tej sprawie zajmować ostatecznego stanowiska, ale jest tak, że nie w trybie tej dyskusji, może w trybie jakiegoś posiedzenia Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych pewne bliższe informacje można uzyskać. Ja bym pana ministra namawiał, by z ostrożności procesowej był rozsądny w chwaleniu się zakończeniem tego przetargu.
Wysoka Izbo! Konkludując, istnieją wszystkie z punktu widzenia logiki odpowiedzialności politycznej i logiki formalnej, zdrowego rozsądku, przyzwoitości i uczciwości powody po temu, by uchwalić wotum nieufności dla ministra Janika. Jeżeli to wotum nieufności w Wysokiej Izbie nie zostanie uchwalone, to nie będzie to szczególnym zaskoczeniem, bo chyba dla nikogo w tej Wysokiej Izbie, a także poza nią nie będzie szczególnym zaskoczeniem, że przywiązanie do logiki zdrowego rozsądku, przyzwoitości i uczciwości nie jest, powiedzmy, wybijającą się cechą formacji, która ma w tej Izbie większość. Jest natomiast tak, że istnieją w tej formacji, w tym klubie ludzie, jak np. pan poseł Kalisz, który tutaj zbłądził (Wesołość na sali), którzy niesłychanie lubią w różnych programach publicystycznych, zwłaszcza telewizyjnych, powoływać się na swoje przywiązanie do tych zasad.
(Poseł Ryszard Kalisz: Słusznie.)
No to, panie pośle Kalisz, aut, aut, albo tak, albo tak, albo jest się przywiązanym do tych zasad, albo do pana ministra Janika. (Oklaski) Ja specjalnie na pana posła Kalisza nie liczę, ale może, Wysoka Izbo, należało spróbować.
Składam ten wniosek, bo dość już w niesłychanie ważnych dla państwa działach administracji destrukcji i szkodnictwa, tolerancji dla destrukcji i szkodnictwa, patologii i afer, nagradzania za destrukcję, szkodnictwo, patologię i afery, nagradzania, jak mieliśmy okazję wczoraj się przekonać, konkretnymi i całkiem wymiernymi sumami pieniędzy.
Aha, na koniec jeszcze jedno odniesienie. Pan minister Janik bronił się, że regulamin, który on stworzył bądź zatwierdził, uniemożliwia odebranie premii czy nagrody bez wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Otóż, panie ministrze, to też jest kolejny powód, by domagać się pańskiego odwołania, bo pan nie widział potrzeby zmiany bądź stworzenia takiego regulaminu, który nie czyniłby z premii i nagrody uprawnienia, to znaczy który funkcjonuje tak, że można być szkodnikiem, niedojdą, człowiekiem całkowicie zdyskwalifikowanym pod względem zawodowym i moralnym, ale byleby nie wszczęto postępowania dyscyplinarnego, to kwartalnie 5 tys. zł nagrody się należy. To tak pan chce rządzić resortem i Policją? Gratuluję. To jest jakby ostatni gwóźdź do trumny i ostatni powód, który wymieniam, apelując do Wysokiej Izby o głosowanie za wotum nieufności wobec pana ministra. Dziękuję. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia