4 kadencja, 67 posiedzenie, 2 dzień (21.01.2004)
10 punkt porządku dziennego:
Informacja ministra spraw zagranicznych o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w 2004 roku.
Poseł Jarosław Kaczyński:
Tak, szanowni państwo, Prawo i Sprawiedliwość właśnie. (Wesołość na sali, oklaski)
Panie Prezydencie! Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Zacznę od słów radości. Dowiedzieliśmy się, że w jakiejś ważnej dziedzinie - bo to dzisiaj jest ważna dziedzina: oddziały specjalne - jesteśmy w ekstraklasie. Bardzo się ucieszyłem z tej informacji i proszę tego nie traktować jako żart. Dobrze, że jesteśmy w ekstraklasie w czymś ważnym. Ale mamy także i inne pytania, na które powinniśmy tutaj odpowiedzieć.
Ta debata jest szczególnego rodzaju, chociaż jak dotąd, zdaje się, nie zostało to zauważone. To jest ostatnia debata o polskiej polityce zagranicznej przed wejściem do Unii Europejskiej; ostatnia debata przed sytuacją nową, i to nową nie tylko w skali 14- czy 15-lecia III Rzeczypospolitej, ale nową w skali polskiej historii. To jest moment, w którym powinniśmy dokonać pewnych podsumowań i odpowiedzieć na pewne bardzo ważne pytania. Żałuję, że ten moment nie został w sprawozdaniu i w wystąpieniu pana ministra Cimoszewicza wykorzystany, bo warto było. Ale zaniechania MSZ czy nawet zaniechania rządu w żadnym razie nie powinny ograniczać opozycji. W związku z tym pozwolę sobie te najbardziej zasadnicze pytania dotyczące naszej kondycji postawić.
W ciągu ostatnich trzech wieków Polacy musieli sobie stawiać pytanie o niepodległość. Dziś także musimy zadać sobie to pytanie. Jest to pytanie oczywiście stawiane w zupełnie innym kontekście niż choćby 20 lat temu, ale pytanie w dalszym ciągu aktualne, pytanie już nie o fakt niepodległości, a o kondycję niepodległości. Przy czym wyjaśnię, że niepodległość to sytuacja, w której państwo w żadnej sprawie nie musi podejmować decyzji czy podlegać decyzjom, na które nie ma wpływu, w których nie uczestniczy w jakichś określonych procedurach. Otóż jeśli właśnie tak niepodległość będziemy rozumieli, to najpierw trzeba, jak sądzę, zapytać o to, co nam pozostało, czy może już nic nie pozostało, z tego czasu, który w sensie historycznym skończył się bardzo niedawno - z okresu PRL-u; czy ostatecznie wyzwoliliśmy się z tego wszystkiego, co wtedy tworzyło radykalne, znoszące naszą niepodległość ograniczenia. Wydawałoby się, że tak. Sądzę, że w potocznym myśleniu Polaków, w mediach, które to myślenie określają, takie przekonanie dominuje. Ale jeśli przyjrzeć się bliżej faktom, to niestety tak nie jest.
Wspomnę tu kilka wydarzeń, kilka faktów właśnie opisywanych przez media. Niektóre z nich mają znaczenie zasadnicze, inne może bardziej symboliczne, chociaż też niepozbawione są aspektów praktycznych. Weźmy choćby sprawę własności rosyjskiej w Polsce, własności różnych nieruchomości, gmachów, w tym także położonych obok bardzo ważnych obiektów państwa polskiego; sprawę do dziś dnia nierozwiązaną, bo przecież nie mamy tutaj do czynienia z sytuacją symetryczną, my tego rodzaju własności w Rosji nie posiadamy; sprawę, która się wlecze, i która - trzeba to bardzo wyraźnie podkreślić - do pewnego stopnia określa polski status, bo jeśli Polska tego rodzaju kwestii nie potrafi rozwiązać, to jest to element statusu. Jest to element naszego statusu zauważalny w Moskwie, ale, pamiętajmy o tym, zauważalny także na Zachodzie. To jest kwestia, w której funkcjonuje jakaś szczególna, niezrozumiała nieśmiałość czy wręcz lękliwość. Ale ta nieśmiałość i lękliwość ma miejsce także w innych sprawach. Dowiadujemy się od czasu do czasu - niestety nie z rządowych raportów, i dotyczy to nie tylko tego rządu, ale z mediów - o różnego rodzaju niejasnych sytuacjach w sprawach, które mają strategiczne znaczenie dla Polski, w sprawach związanych z paliwami, z energetyką, z łącznością. Te kwestie mogą pewnego dnia stać się niesłychanie aktualne, w momencie kryzysu, a polityka zagraniczna, która musi w wypadku Polski być także polityką bezpieczeństwa, kryzysy brać pod uwagę powinna. Powtórzę jeszcze raz te słowa: kryzysy brać pod uwagę musi. (Oklaski) Ale to także - jeszcze raz wrócę do tego wątku - kwestia naszego statusu. Powtarzam: to kwestia zauważalna w relacjach ze Wschodem i w relacjach z Zachodem. Jeżeli ze Wschodu spotykamy się bardzo często z sytuacjami, choćby na granicach, bardzo wyraźnego lekceważenia, bardzo wyraźnej jednostronności, przekonania, że można podejmować decyzje jednostronne i mimo wszystko nie będzie to miało żadnych negatywnych konsekwencji, to jest to wynik tolerancji dla tej sytuacji. I ta sytuacja w polskim interesie na wszystkich azymutach, a już w szczególności na azymucie wschodnim, musi być zmieniona. (Oklaski) Póki w Moskwie nie zrozumieją, że idea przywrócenia dominacji w tej części Europy, także dominacji wobec Polski, to jest niebezpieczna także dla Rosji imaginacja, nasz status jako państwa niepodległego, jako podmiotu polityki międzynarodowej nie zostanie do końca wyjaśniony. Tu mamy kwestię pewnego remanentu, remanentu, którego należy dokonać i który należy rozliczyć, czyli, krótko mówiąc, sprawy te w sposób zdecydowany i jednoznaczny należy załatwić.
Powtarzam: To nie tylko historia. To także sytuacja obecna. To także sytuacja, która odnosi się do drugiego wielkiego wyzwania, już całkowicie aktualnego i zwróconego ku przyszłości, wyzwania odnoszącego się do sprawy zasadniczej, do polskiej niepodległości, wyzwania, które związane jest z naszym wchodzeniem do Unii Europejskiej. Tu mamy naprawdę bardzo, bardzo wiele problemów.
Unia Europejska oznacza oddanie pewnego zakresu suwerenności. To dotyczy wszystkich członków Unii Europejskiej. Czy jednak ktokolwiek rozsądny powie dzisiaj w świecie, w Europie, że Francja nie jest państwem niepodległym? Sądzę, że nikogo takiego wśród rozsądnych nie znajdziemy. Francja jest państwem niepodległym. Co tedy należy uczynić, żeby nikt nie miał takich wątpliwości zarówno wewnątrz Polski, jak i na zewnątrz Polski co do naszego kraju? Co uczynić, by ci, którzy traktują owe ustępstwo, konieczne ustępstwo związane z naszym wejściem do struktur europejskich, jako zapowiedź końca Polski, w sposób oczywisty przekonali się, jeśli w ogóle się potrafią do tego rodzaju rzeczy przekonać, jeżeli argumenty do nich przemawiają, że nie mają racji. Sądzę, że są trzy warunki doprowadzenia do tego rodzaju sytuacji.
Warunek pierwszy został już omówiony. To ten remanent. Warunek drugi to polska polityka zagraniczna; polityka energiczna, odważna, zauważająca niebezpieczeństwa i potrafiąca je uchylać, zauważająca, co jest bardzo ważne, szanse i potrafiąca te szanse wykorzystywać; polityka, tu odwołam się do mojego przedmówcy, bez lęku; polityka prowadzona wedle słów Ojca Świętego, bo sądzę, że Jan Rokita do nich nawiązywał: nie lękajcie się. (Oklaski) To dzisiaj szczególnie ważne sprawy. No i wreszcie jest wymóg trzeci, wymóg narodowej solidarności, wymóg narodowej spójności, a w szczególności spójności elit, jeśli chodzi o tę politykę.
W tym miejscu, jestem o tym głęboko przekonany, mam obowiązek powiedzieć kilka słów, które rzadko wypowiadane są przez przedstawicieli opozycji. Otóż chciałbym wyrazić uznanie, więcej: podziękowanie, nieobecnemu tutaj premierowi Leszkowi Millerowi i Włodzimierzowi Cimoszewiczowi, ministrowi spraw zagranicznych, za ich postawę w Brukseli (Oklaski), za ich twardość - w wypadku Leszka Millera także za twardość osobistą związaną z chorobą, z ciężkimi dolegliwościami. Przysłużyliście się panowie Polsce i trzeba, także jeżeli się jest w zdecydowanej opozycji, o tym powiedzieć. (Oklaski)
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Polska polityka europejska w sposób naturalny i oczywisty musi być dzisiaj skupiona wokół sprawy konstytucji europejskiej. I cieszymy się, że jest skupiona. Trzeba przy tym pamiętać, że sprawa tej konstytucji dalece przekracza kwestię głosowania, kwestię sposobów głosowania, która dzisiaj w naturalny sposób, temu nie przeczymy, wysunęła się na plan pierwszy. To, co otrzymaliśmy w Nicei, było wyrazem historycznej sprawiedliwości, było swego rodzaju zadośćuczynieniem za to wszystko, co spotkało nasz kraj w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, co stało się przy końcu II wojny światowej. To była decyzja sprawiedliwa. Ta kategoria nieczęsto występuje w polityce zagranicznej, ale tutaj możemy i powinniśmy się do tej kategorii odwołać. Ale to była także decyzja racjonalna, racjonalna z punktu widzenia dotychczasowych dziejów Unii. To była decyzja na korzyść Polski, ale także na korzyść wszystkich państw, które do Unii wchodzą i które, generalnie rzecz biorąc, są słabsze, przede wszystkim w sensie ekonomicznym, od tych, które w Unii są od dawna. To była decyzja na korzyść wszystkich mniejszych, słabszych państw Unii Europejskiej. To była decyzja na korzyść europejskiej solidarności, czyli tej zasady, dzięki której w ciągu 46 lat udało się zbudować ten wielki i niezwykły, wziąwszy pod uwagę dzieje Europy i dzieje ludzkości, gmach. Broniąc tej decyzji, bronimy nie tylko własnego interesu narodowego, choć mamy do tego prawo, bo wszyscy w Europie to robią, bronimy także przyszłości Europy. (Oklaski)
Ci, którzy grożą nam dzisiaj Europą dwóch prędkości, w istocie chcą tę budowlę zniszczyć. (Oklaski) Bo nie da się w ramach traktatu z Maastricht i traktatu amsterdamskiego podjąć tego rodzaju działania. To wymaga w istocie w praktyce odrzucenia tych traktatów. Te groźby, mam nadzieję, mają charakter tylko taktyczny. Bo gdyby były groźbami realnymi, to odsłaniałyby spoza zasłony słów rzeczywistość, rzeczywistość dążenia do złamania europejskiej solidarności, do rozbicia Unii w imię jakiegoś innego politycznego planu. (Oklaski)
Mam nadzieję, że tak nie jest. Ale w żadnym razie nie możemy się tym naciskom poddawać. Musimy się im zdecydowanie opierać. Musimy o ich istocie bardzo wyraźnie w Europie mówić.
Jak już wspominałem, kwestia konstytucji przekracza dalece sprawy głosowania. Są też sprawy duchowej rzeczywistości Europy, polityki ekonomicznej, polityki zagranicznej, polityki obronnej. Jest zresztą wiele innych spraw. Nie o wszystkich jestem w stanie tutaj powiedzieć.
W sferze duchowej, która najbardziej bezpośrednio, choć nie tylko, wyraża się w preambule, decydują się w gruncie rzeczy kwestie dla przyszłości Europy zasadnicze. W tej subtelnej sferze rozstrzyga się to, czym ma być w istocie Europa przyszłości, czym ma być Unia Europejska przyszłości - czy terenem współpracy europejskich narodów i europejskich państw, z których każde oparte jest na swojej szczególnej tradycji, współpracy opartej o jedyną realnie istniejącą tradycję europejską, a więc tradycję chrześcijańską, chrześcijańską w najgłębszym tego słowa znaczeniu, czy też terenem wielkiego konstruktywistycznego eksperymentu - eksperymentu postulowanego, o tym trzeba pamiętać, przez wielu dzisiejszych przedstawicieli europejskich elit, którego istotą będzie odrzucenie tej tradycji; eksperymentu, w ramach którego już dzisiaj padają głosy wyrażające zamiar podważenia już nie tylko państwowych, ale także narodowych odmienności, podważenia i odrzucenia tradycji, konstruowania tożsamości nowej, opartej o swego rodzaju cywilną czy świecką europejską religię, odwołującą się do bardzo ważkiego, ale jednak partykularnego, a jednocześnie bardzo ekskluzywistycznie pojmowanego doświadczenia; doświadczenia, które zapoznaje nasze doświadczenie historyczne, które zapoznaje doświadczenie historyczne Europy Wschodniej, które unieważnia wielkie ofiary tego wszystkiego, co w tej części Europy się działo - ofiary z rąk niemieckiego nazizmu, ale także ofiary z rąk sowieckiego komunizmu, które są tutaj szczególnie unieważniane. Nie możemy się na to zgodzić. (Oklaski)
Gdyby przyjąć tego rodzaju koncepcję, gdyby przyjąć tego rodzaju furię konstruktywistyczną obecną dzisiaj w Europie, to musielibyśmy uznać, że rację mają ci, którzy uważają, że wejście do Unii Europejskiej zagraża nie tylko polskiej niepodległości, ale po prostu zagraża istnieniu polskiego narodu. I zagraża polskiej demokracji, bo w ramach tego myślenia także idea demokracji jest podważana i to podważana wprost. Mówi się o fetyszyzmie konstytucyjnym, przy czym chodzi o konstytucję poszczególnych państw europejskich. Mówi się o odrzuceniu tego fetyszyzmu. Mówi się w gruncie rzeczy, a niekiedy wprost, o odrzuceniu demokracji jako instytucji czy zespołu instytucji, który grozi tym wartościom, które są forsowane w ramach tej koncepcji. Musimy to wszystko zdecydowanie odrzucić. (Oklaski) Musimy bronić w Europie sprawy preambuły, sprawy zawarcia tam w sposób wyraźny i bezpośredni odwołania się do tradycji chrześcijańskiej. Musimy bronić zasady zwierzchnictwa, pozycji dominującej narodowych, w tym w szczególności polskiej, konstytucji. (Oklaski) I musimy wreszcie prowadzić zdecydowaną politykę historyczną, która będzie przekazywała Europie polskie doświadczenie, która będzie go broniła, która będzie broniła polskiej ofiary, która będzie odrzucała zasadę wspólnej winy, wspólnoty winy, którą próbuje się narzucić wszystkim europejskim narodom. (Oklaski) Polska nie odpowiada za holocaust, Polska nie odpowiada za kolonializm (Oklaski) i nie ma żadnego powodu, byśmy tę odpowiedzialność na siebie brali.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Kolejne sprawy, których nie można tutaj pominąć, to sprawy związane z przechodzeniem od wspólnego rynku do wspólnej polityki gospodarczej. Tu nasze weto, nasze ˝nie˝ musi być bardzo zdecydowane. Są w tej konstytucji pewne niewielkie na razie przesłanki, można powiedzieć: asumpty do tworzenia takiej wspólnej polityki. My na to się zgodzić nie możemy. (Oklaski) Nasz rozwój nie może być rozwojem regulowanym z zewnątrz. (Oklaski) My musimy się rozwijać szybciej niż Europa. (Oklaski) Jeśli się nie będziemy szybciej rozwijać, to będziemy petryfikować stan naszej drugorzędności, naszego swego rodzaju nieistnienia. Nie możemy w żadnym wypadku się na to zgodzić.
Nie możemy się zgodzić także na wspólną politykę zagraniczną i obronną, jeżeli ma ona wyglądać tak, jak to się w tej chwili postuluje, to znaczy jako podporządkowanie tej polityki kompleksom niektórych dużych europejskich państw. Jest to sprzeczne z naszym oczywistym, narodowym interesem i do niczego nie prowadzi. Oczywiście byłoby dobrze - i Prawo i Sprawiedliwość taki bieg wydarzeń by popierało - gdyby Europa zdecydowała się na budowę przesłanek realnej polityki zagranicznej Unii Europejskiej. A taką realną przesłanką byłaby budowa realnych sił zbrojnych, które byłyby, przynajmniej do pewnego stopnia, równoważne wobec sił Stanów Zjednoczonych. (Oklaski) Biorąc pod uwagę potencjał Europy, zbliżony do potencjału amerykańskiego, to jest możliwe, ale to by wymagało zasadniczej weryfikacji europejskiej polityki w różnych dziedzinach, z ostatecznym skupieniem się na polityce ekonomicznej i budżetowej. Nie ma najmniejszych zapowiedzi tego rodzaju zmiany. Jeśli tak, to wchodzenie w owe wspólnoty jest wchodzeniem w sferę fikcji i podważaniem NATO, czyli jedynej w istocie gwarancji bezpieczeństwa (Oklaski) i podważaniem naszych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. To po prostu nie ma żadnego sensu. To nie ma żadnego sensu z punktu widzenia naszych najbardziej elementarnych interesów i dlatego nie możemy się na to zgodzić. (Oklaski)
Musimy być w Unii Europejskiej. Mamy w Unii Europejskiej bardzo mocną broń w postaci prawa weta, jeśli chodzi o podejmowanie tych najbardziej zasadniczych decyzji. W żadnym razie nie wzywamy do tego, żeby tego prawa nadużywać. Musimy prowadzić energiczną politykę. I tu słów kilka, jeśli chodzi o ocenę tej polityki. Przed chwilą dziękowałem i chwaliłem rząd, premiera, ministra spraw zagranicznych za ich postawę w Brukseli i przed Brukselą. Ale jeśli chodzi o politykę pobrukselską, to niestety trzeba tu sformułować kilka słów, które wyrażają co najmniej niepokój. Jest coś takiego jak architektura polityki europejskiej. Otóż ta architektura w tej chwili sprowadza się do próby rewitalizacji Trójkąta Weimairskiego. Czy jest to wyjście dobre? Czy nie zapominamy tutaj, nie zapoznajemy możliwości polityki znacznie szerszej, odwołującej się także do państw, które leżą na skraju Unii Europejskiej, a które bardzo często - Hiszpania nie jest tutaj jedynym przykładem - mają inne zdanie niż te dwa państwa, które tworzą wraz z nami Trójkąt. Sądzę, że mamy tutaj do czynienia z poważnym błędem. Poważnym błędem jest także pośpiech, a już w szczególności mówienie o jakichś terminach zakończenia rokowań odnoszących się do konstytucji. (Oklaski) Tutaj Prawo i Sprawiedliwość wzywa do zmiany, do bardziej bogatej - i mogę chyba powiedzieć: bardziej rozsądnej polityki zagranicznej, polityki, która bierze pod uwagę wiele różnych wariantów i wiele różnych możliwości, które z całą pewnością istnieją, i która przede wszystkim pamięta o tym, że to nie my jesteśmy w sytuacji przymusu, w sytuacji pośpiechu. My możemy spokojnie zaczekać. (Oklaski) Traktaty z Maastricht i amsterdamski obowiązują, Unia Europejska może sobie spokojnie na ich podstawie działać. Obowiązuje także Nicea.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! W polskiej polityce, także tej związanej ze sprawą najważniejszą, o której tu mówię, sprawą niepodległości szczególne znaczenie mają stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Nikt temu nie jest w stanie zaprzeczyć. I wielkim osiągnięciem naszej polityki, zarówno zagranicznej, jak i wewnętrznej, jest bardzo daleko posunięta zgoda co do tej sprawy.
Musimy też brać pod uwagę to, że owa polityka w stosunku do Stanów Zjednoczonych znajduje się w innej jakby relacji, jeśli chodzi o sprawę niepodległości, niż polityka europejska. Tutaj z niczego rezygnować, jeśli chodzi o suwerenność, nie musimy. Podjęliśmy tę politykę energicznie i odważnie. To też kwestia, w której trzeba mówić o pochwałach i trzeba chwalić obecny rząd. Mówię przede wszystkim o sprawie Iraku.
Jeśli jednak chodzi o ważne, bardzo ważne kwestie z tego wynikające, to nie można uniknąć słów krytyki. Nie uzyskaliśmy tyle, ile powinniśmy uzyskać, i mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju niebezpieczeństwem. Z niebezpieczeństwem tym większym, że przed nami jeszcze sprawa niesłychanej wagi, mianowicie bazy amerykańskie w Polsce. Bazy amerykańskie w Polsce to nowa gwarancja naszej pozycji i naszej niepodległości. (Oklaski) I nie wolno tego celu poświęcać dla innych ważnych celów.
Nie można też jednak zapominać, że jeżeli w relacjach polsko-amerykańskich będziemy mieli ciągle do czynienia z sytuacją niekiedy niedobrą, a bywa, że upokarzającą, to symetria między stosunkiem do Stanów Zjednoczonych polskiego rządu - tego i, jak sądzę, następnego - a stosunkiem społeczeństwa, ta symetria, która dzisiaj, można powiedzieć, jest pełna i stanowi ewenement w skali europejskiej, może się zacząć zmieniać. To jest kwestia polskiej odwagi i zdecydowania w prowadzeniu polityki zagranicznej, ale to jest także - i o tym też trzeba powiedzieć - kwestia wyobraźni naszych amerykańskich sojuszników. Trzeba do tej wyobraźni wyraźnie apelować. Czasem wydaje się, że ta wyobraźnia zawodzi.
Stany Zjednoczone są dzisiaj bardzo, bardzo potężnym państwem, są jedynym supermocarstwem, ale Stany Zjednoczone powinny szanować swoich, nie tak bardzo licznych w świecie, autentycznych przyjaciół. (Oklaski)
Polityka Polski w swoich wymiarach strategicznych odnosi się przede wszystkim do spraw Unii Europejskiej i stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, ale ma ona także inne wymiary, niesłychanie w istocie ważne i mające także autonomiczne znaczenie, a jednocześnie związane z tymi wymiarami, o których wspominałem. Przede wszystkim chodzi o politykę regionalną, politykę wobec naszych sąsiadów na wschodzie - Rosja to odrębny problem - i sąsiadów na południu. Można o tym przeczytać w sprawozdaniu. Mieliśmy do czynienia z pewnymi niepowodzeniami. Nie będę przedstawiał ich ewidencji. Trzeba powiedzieć jedno: Ta polityka wymaga głębokiego zastanowienia. Jeśli pewne rzeczy nie wychodzą, jeśli w naszych stosunkach z niektórymi naszymi, bardzo cennymi, sąsiadami dochodzi do wydarzeń niedobrych - choćby postawa sąsiadów południowych w Brukseli czy niezbyt korzystna ewolucja sytuacji na Ukrainie - to nie można zbywać tego kilkoma gładkimi, okrągłymi zdaniami. (Oklaski) Potrzebna jest refleksja. Nie dlatego, żeby z tej polityki rezygnować - jest ona oczywista i absolutnie konieczna - ale po to, żeby być może wystąpić z innymi inicjatywami, być może uznać coś za realne, a coś innego za nierealne, być może z pewnych rzeczy zrezygnować, a inne zainicjować. Niestety w sprawozdaniu tego rodzaju refleksji zabrakło.
Zabrakło także refleksji, jeśli chodzi o nasze stosunki z Rosją. To jest sprawa dla polskiej polityki ważna. Jej fragmenty, bardzo ważne fragmenty, zostały omówione we wstępnej części przemówienia, ale mamy także kwestie inne. Mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich lat z pewnego rodzaju ofensywą Polski wobec Rosji. Liczne wizyty prezydenta Rzeczypospolitej w Rosji są tego dobrym przykładem. My w żadnym razie tej ofensywy nie chcemy potępiać, bo, powtarzam, sprawa jest ważna. Trzeba jednak też sobie jasno powiedzieć, że ta ofensywa się nie udała. I tutaj potrzebna jest refleksja, potrzebny jest realizm, jeśli chodzi o zaplanowanie tego, co być może jest już możliwe, tego, co dojrzeje z czasem - ale mówię tutaj o czasie, na który można planować - i wreszcie tego, co pewnie w tym pokoleniu się nie zdarzy.
Jeszcze raz podkreślę: Moskwa musi uznać autonomię, suwerenność, niepodległość, odrębność Polski. (Oklaski) Musi ostatecznie uświadomić sobie, że o powrocie, w jakiejkolwiek formie (mówię tu także o formach nieporównanie łagodniejszych niż ta z lat 1944-1989), do jakiejkolwiek formy dominacji nie ma już mowy. Ale to jest proces długotrwały. Trzeba to rozumieć, trzeba też jednak z tego wyciągać wnioski. Asymetryczne stosunki, które tutaj budujemy - zresztą to nie jest jedyna relacja, w której budujemy asymetryczne stosunki - powinny zostać zlikwidowane. Nic nie dają, do niczego nie prowadzą, a w istocie degradują. I, powtarzam, także w stosunkach z Zachodem, bo tam też są dostrzegane.
Warto, jeśli chodzi o inne kwestie, wspomnieć jeszcze o dwóch sprawach dotyczących relacji z poszczególnymi państwami.
(Przewodnictwo w obradach obejmuje wicemarszałek Sejmu Janusz Wojciechowski)
Przebieg posiedzenia