4 kadencja, 40 posiedzenie, 2 dzień (22.01.2003)
10 punkt porządku dziennego:
Informacja rządu na temat polskiej polityki zagranicznej w 2003 roku.
Poseł Eugeniusz Czykwin:
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Przyłączam się do oceny mojego kolegi pana Chaładaja co do osoby pana ministra. Oczywiście rząd, w tym również polska dyplomacja, skupiając się na akcesji do Unii Europejskiej jako na najważniejszym zadaniu, deklarował też wolę dokonania przełomu w naszej polityce wschodniej. Konieczność utrzymywania bliskich, partnerskich stosunków ze wschodnimi sąsiadami była i pozostaje oczywista. Wynika to z naszego położenia, wielowiekowych historycznych więzi powstałych na przestrzeni wieków, gdy znacząca część obecnej Ukrainy i Białorusi znajdowała się wspólnie z Polską w państwie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, z całego kontekstu polsko-rosyjskich stosunków. Mimo tych oczywistych przesłanek jeszcze do niedawna stosunki Polski z Rosją były tak złe, że budziło to niepokój naszych zachodnich partnerów. Odreagowując okres politycznego i ekonomicznego uzależnienia od ZSRR, duża część polskich elit zaczęła w stosunkach ze Wschodem kierować się irracjonalną zasadą: czym gorzej, tym lepiej. Tyle tylko, że bardzo szybko skutki takiej właśnie polityki boleśnie odczuła polska gospodarka, a polskie rolnictwo w szczególności. Oczywiście wiele przyczyn, które doprowadziły do wycofania się Polski z rynków wschodnich, notabene bardzo szybko zajętych przez naszych zachodnich partnerów, miało obiektywny, niezależny od nas charakter. Wiele jednak uczyniono, by stosunki te celowo pogorszyć. Tu, w tej Izbie, są posłowie, którzy organizowali protesty i domagali się niewpuszczania przywożących, ich zdaniem, brud i przestępczość tzw. ruskich turystów. Chodzi oczywiście o ludzi przyjeżdżających do nas na handel. Ulegając tym naciskom, rząd Jerzego Buzka zaraz po objęciu władzy wprowadził ograniczenia w ruchu ludności. Ograniczenia te zbiegły się...
(Poseł Marian Piłka: Była ustawa już w Sejmie II kadencji.)
...w czasie z kryzysem rosyjskim, uderzyły właśnie w tę ˝turystykę˝; z potężnych nadwyżek dolarowych, z wielu miejsc pracy trzeba było zrezygnować, pozostaliśmy bez dolarów; a według szacunków - nie wiem, czy są prawdziwe - blisko 100 tys. ludzi straciło pracę. Dziś, w przededniu wprowadzenia dla obywateli Białorusi, Rosji i Ukrainy wiz, pojawia się realne zagrożenie dalszego ograniczenia tej ˝turystyki˝, co w pierwszej kolejności odczują przygraniczne i tak relatywnie biedniejsze regiony naszego kraju. Dobrze więc, że polski rząd, polska dyplomacja - mówił o tym minister Cimoszewicz - zamierzają tym zagrożeniom przeciwdziałać. Ani rząd, ani Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie mogą być w tych działaniach osamotnione. Szczególnie ważną rolę do odegrania mają tu samorządy, organizacje pozarządowe, a przede wszystkim media. Dotychczas każdy pojawiający się, wymagający rozwiązania w stosunkach polsko-rosyjskich problem wywoływał histerię tzw. niezależnych mediów i tzw. autorytetów. Jako przykłady przytoczę propozycję wybudowania łącznika stwarzającego alternatywę dla przebiegających przez Ukrainę gazociągów. Pod presją właśnie tych autorytetów w obronę ukraińskich interesów włączył się rząd, jego premier i prezydent. W końcu sami Ukraińcy oświadczyli, że nic przeciwko łącznikowi nie mają, a dziś Gazprom ujawnił plany budowy z firmami niemieckimi rurociągu przebiegającego po dnie Bałtyku, omijającego Polskę. Podobna sprawa to problem wiz dla mieszkańców Kaliningradu, kiedy to demonstrowaliśmy pryncypialne stanowisko, a ostatecznie Rosja porozumiała się bezpośrednio z Unią. Innym bardzo nagłaśnianym problemem, mogącym wpływać na stosunki ze wschodnimi sąsiadami, jest konflikt między rosyjską cerkwią prawosławną a Watykanem. Niezależnie od ocen i sympatii państwo polskie w tym konflikcie nie może odgrywać żadnej roli. Polska jako państwo już raz za czasów króla Zygmunta III Wazy włączyła się aktywnie w realizację watykańskiej polityki wschodniej. Skończyło się to dla Rzeczypospolitej tragicznie. Jeśli więc dziennikarze, w dużej mierze polskie elity w myśleniu o wschodnich sąsiadach kierują się fobiami, historycznymi resentymentami, a nie pragmatyczną kalkulacją interesów, to rząd wcale nie musi zbytnio wsłuchiwać się w ich głosy.
Chciałbym też powiedzieć kilka słów o Białorusi. Białoruś to jeden z najbliższych Polsce, w sensie historyczno-kulturowym, kraj. Naszych stosunków z Białorusią nie obciążają - dające się porównać z innymi, a nie tylko z Niemcami czy Ukraińcami, ale nawet z Litwinami czy Czechami - historyczne, tragiczne doświadczenia. Dziś Białorusini - takie są wyniki badań na Białorusi - na liście sympatii do innych narodów Polaków umieszczają na pierwszym miejscu. Jednocześnie w świadomości przeciętnego Polaka Białoruś jawi się jako najbardziej ponury kraj, mroczna dziura w Europie. Jako przyczynę takiego stanu wskazuje się autorytatywne zapędy prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. Jest prawdą, że na Białorusi istnieje wiele nierozwiązanych problemów, nie wyjaśniono losu kilku zaginionych polityków, a standardy demokratyczne odbiegają od tych obowiązujących w Europie Zachodniej. Niestety, i mówię to z głębokim żalem, bo bardzo chciałbym, żeby na Białorusi ludziom żyło się bezpiecznie i dostatnio. Białoruś nie stanowi w tym regionie wyjątku. Dziesięciolecie po upadku Związku Radzieckiego na całym tym obszarze było okresem poszukiwań nowych rozwiązań ustrojowych, z jednej strony adekwatnych do sytuacji geopolitycznej po upadku komunizmu i zwycięstwie idei demokracji oraz wolnego rynku, z drugiej zdolnych wydobyć społeczeństwa z ekonomicznego i moralnego kryzysu, ocalić państwa. Oceniając te procesy bez choćby próby ich zrozumienia - zachęcałbym krytyków do refleksji nad fenomenem popularności prezydenta Białorusi - niewiele osiągniemy, a już na pewno nie zdołamy wpływać na zachodzące tam procesy. W polskiej polityce zagranicznej w moim przekonaniu powinno się różnicować oceny sytuacji w państwach byłego ZSRR w zależności od ich historycznych i regionalno-kulturowych uwarunkowań.
Na marginesie, ciekawe byłoby porównanie ukształtowanych w tych państwach systemów władzy. W mojej ocenie istniejący na Białorusi system co do istoty, pomijając swoistą retorykę prezydenta, jest bardzo podobny do systemów innych sąsiednich państw słowiańskich. O specyficznej demokracji w byłych republikach azjatyckiej części byłego ZSRR, z którymi utrzymujemy bardzo dobre stosunki, nie będę tutaj mówił. Zasadne jest więc pytanie: Dlaczego jedynie Białoruś obłożono anatemą? Zasadne jest pytanie: Co osiągnęliśmy, izolując Białoruś, sprowadzając kontakty, jak uczynił to rząd Jerzego Buzka, do najniższego z możliwych szczebli? Kontakty z obecnym prezydentem czy jego następcą, kontakty oczywiście polityczne, w końcu dłużej klasztora niż przeora, łatwo się da odbudować. Trudniej zmienić sposób postrzegania przez Polaków zohydzanych niemal każdego dnia przez polskie media Białorusinów; tego odbudować się tak łatwo nie da. Dlatego dziękuję panu ministrowi Cimoszewiczowi za nieprzyłączenie się do bojkotu władz sąsiedniego państwa. Liczę też, że polska dyplomacja znajdzie sposoby rzeczywistego przełamania tej szkodzącej zarówno Polsce, jak i Białorusi sytuacji.
Wysoka Izbo! Ważną rolę w kształtowaniu stosunków ze wschodnimi sąsiadami, w tym z Białorusią, mogłyby odegrać nasze bilateralne grupy parlamentarne. Jako przewodniczący polsko-białoruskiej grupy w imieniu posłów i senatorów, jej członków, deklaruję taką gotowość, wciąż jednak oczekujemy na przyzwolenie pana marszałka. Oczywiście wiem, że polityki podwójnych standardów nie wymyślili ani polscy politycy, ani polscy parlamentarzyści, jednak we wszystkim należałoby zachowywać umiar.
Na koniec dwa słowa o ewentualności wojny z Irakiem, w której, jak słyszymy, może zginąć pół miliona cywili. Tak ochoczo wypowiadającym się w sprawie tej wojny posłom z prawej strony sali dedykuję ewangeliczne przesłanie, że błogosławieni będą ci, którzy pokój czynią. Chciałbym też podzielić się z państwem osobistą refleksją. Kilkakrotnie byłem w czasie wojny w Jugosławii. Gdy ostatnio na obelisku w Belgradzie, upamiętniającym ofiary bombardowań NATO, zobaczyłem w spisie państw, które zaatakowały Jugosławię, Polskę, poczułem wstyd. Polska kilkakrotnie wysyłała swoich żołnierzy poza granice kraju. Polacy ze smutkiem, ze wstydem wspominają udział polskich żołnierzy w walkach na Santo Domingo, w okresie peerelowskim polscy żołnierze raz uczestniczyli w interwencji w Czechosłowacji. Tak się składa, że w ostatnich latach kolejny raz mają być użyci w wojnie poza granicami, oczywiście nie w wojnie obronnej. To trudny problem, ale skłaniałbym i polityków, i Wysoką Izbę do refleksji na ten temat. Dziękuję za uwagę. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia