4 kadencja, 96 posiedzenie, 3 dzień (21.01.2005)
28 punkt porządku dziennego:
Informacja Ministra Spraw Zagranicznych o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w 2005 roku.
Poseł Józef Oleksy:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Zarówno w sprawozdaniu udostępnionym wcześniej, jak i w dzisiejszym wystąpieniu ministra zawarte jest dobre zestawienie założeń i tego, jak w faktycznych działaniach były one realizowane. Chcę to skwitować na samym początku, podkreślając konsekwencje linii polityki zagranicznej Polski w kolejnych latach, tak jak sam minister to podkreślił, od czasu przełomu dziejów do dziś. Było w tym czasie wartością w Polsce to, co nazywało się wspólną zgodą na strategiczne preferencje w polskiej polityce zagranicznej, skutecznie osiągane cele strategiczne.
Dziś powstaje pytanie po różnych enuncjacjach ze strony opozycji, tonach i skłonnościach rewizji tego konsensusu, który legł u podstaw pomyślnej sytuacji, w jakiej Polska dziś się znajduje, ciekaw jestem dzisiejszej debaty, na co opozycja postawi akcenty i na ile będzie zdolna wyrazić uznanie dla rządu, prezydenta kraju za kierowaną i realizowaną politykę zagraniczną, a jednocześnie w jaki sposób sformułuje swoje uwagi i zastrzeżenia, by sygnał płynący z tej debaty niósł jednoznaczną informację o tym, że po osiągnięciu głównych celów tej strategii zagranicznej nadal rozumujemy wspólnie, żeby jak najlepiej wykorzystać rezultaty osiągniętych celów.
Dawny konsensus w sprawie polityki zagranicznej nie powinien dziś podlegać erozji, nawet jeśli są tematy, które incydentalnie wzburzają i wywołują emocje czy skłonność do powrotu do historycznego tła niektórych decyzji. Pytanie zasadnicze jest bowiem takie, czy coś się zmieniło w identyfikowaniu polskich interesów i w tym, co określa i określać powinno polską wyobraźnię przyszłości wobec okoliczności, które przecież na naszych oczach i z naszym udziałem nieustannie się zmieniają.
Te pobrzmiewające wśród opozycji nuty i zapowiedzi niezadowolenia bądź braku dobrej oceny tego, co udaje się osiągać, powinny przynajmniej zaowocować alternatywnymi pomysłami, które mieściłyby się w uzgodnionych przed laty i realizowanych celach i wzbogacałyby politykę zagraniczną.
Pozwolę sobie w imieniu Sojuszu Lewicy Demokratycznej złożyć na ręce pana ministra Rotfelda uznanie dla rządu za to, że udaje się pielęgnować wyrazistość celów i założeń, i za aktywność, jaka jest we wszystkich kierunkach geograficznych przez polską służbę zagraniczną realizowana.
Chcę bardzo wyraźnie podkreślić wielką rolę prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który ma swoje osobiste zasługi w tej aktywnej obecności Polski na różnych kontynentach, a w szczególności w odniesieniu do bezdyskusyjnego sukcesu, jakim była umiejętna rola Polski w rozwiązywaniu problemu na Ukrainie, który rzeczywiście, jak pan minister mówi, rozwiązali sami Ukraińcy, ale ta wspólna z Unią Europejska pomoc z wyrazistą rolą Aleksandra Kwaśniewskiego, myślę, na długo zapisze się w to, co rząd nazywa w swoim programie trwałą optyką i nowym otwarciem na aspiracje Ukrainy w stosunku do NATO i Unii Europejskiej. Nie tylko w tej sprawie prezydent nadzorujący stosunki Polski z innymi krajami zaznaczył swoją rolę i warto, by także opozycja zechciała to dzisiaj dostrzec i skwitować pozytywnie, nawet jeśli mogłyby się tu nasuwać pojedyncze uwagi.
Rola polskiej dyplomacji na arenie międzynarodowej - nieraz o tym mówiliśmy, dorocznie o tym dyskutujemy - musi być kreatywna. Okoliczności, które zastajemy, nie pozwalają na rolę, która byłaby nawet najaktywniejszą obecnością, ale jednak jedynie obecnością w tych procesach. Mówię to szczególnie w odniesieniu do funkcji pełnionych aktualnie przez Polskę, czyli i funkcji przewodniczącego Rady Europy, i funkcji przewodniczącego Rady Państw Morza Bałtyckiego, i funkcji przewodniczącego Grupy Wyszehradzkiej.
Myślę, że za mało MSZ zaznaczył, iż nie jest to tylko rola przewodzenia zebraniom i zwoływania zebrań, ale powinna to być rola, w której wskazane byłyby: poprawianie nowych rozwiązań, reforma skostniałych struktur tych organizacji, ekonomizacja ich działania, poprawa skuteczności. Polska w swojej ambicji powinna więc być bardziej kreatywna, a w tej kwestii widzę dość klasyczne podejście do spełniania akurat w tym czasie ról, które Polsce wobec organizacji międzynarodowych przypadły.
Myślę też, że sama koordynacja to za mało, potrzebne są inicjatywy. Po coś powołane były te ciała i instytucje i moim zdaniem, w mojej ocenie spełniają one bardzo formalną rolę, zarówno jeśli chodzi o przegląd aktywności państw Morza Bałtyckiego - jest ona dużo większa wśród krajów nordyckich aniżeli ze strony Polski, która jest także krajem bałtyckimi - jak i o Inicjatywę Środkowoeuropejską, która stała się ceremonialnym miejscem spotkań od czasu do czasu, czy też o kwestię Grupy Wyszehradzkiej, w przypadku której głos tej grupy z inicjatywy Polski mógłby brzmieć wyraźnie i bardziej konkretnie i zachęcać do poszukiwania rozwiązań dających lepszą skuteczność tym właśnie stosunkom.
Pan minister przedstawił układ bilateralny stosunków i preferencji w tej dziedzinie. Trochę mnie zdziwiło, że wśród wszystkich bilateralnych spraw Białoruś i Mołdowa wysunęły się na plan pierwszy przed Rosją. Być może nie mamy pomysłu na zaradzenie pogorszeniu stosunków z Rosją, ale musimy tego nieustannie poszukiwać, i to wcale nie dlatego, że jesteśmy wielkim odbiorcą surowców rosyjskich, z czym wiążą się różne także i konfliktowe sytuacje, ale dlatego, że cała Europa nastawia się na współpracę z Rosją i byłoby dla mnie mało zrozumiałe, a myślę, że i dla wielu innych, gdybyśmy stosunki Polski z Rosją mieli kwitować tak jak dzisiaj, czyli tylko stwierdzeniem, że Rosja istnieje i dostarcza nam surowce. To jest trochę za mało wobec jasno określonych kryteriów przy innych kierunkach.
Liczę, że Rok Polski w Niemczech będzie źródłem nowych motywacji i inspiracji, tak samo jak poparcie dla Ukrainy przemieni się w konkretne formy współdziałania, wspólnych inicjatyw i myślę, że nikt nie odbierze Polsce tego pionierstwa i konsekwencji w tym, co nazywa się promowaniem i wsparciem dla międzynarodowych aspiracji Ukrainy.
Chcę też złożyć rządowi na ręce premiera i ministra uznanie za aktywność poza Europą. Dla Polski świat nie może kończyć się na Brukseli, mówię to nieustannie, przy całym przyjętym i realizowanym priorytecie. Świat jest większy, interesy, o które chodzi w uprawianiu stosunków z innymi krajami, można realizować wszędzie, nie tylko w Unii Europejskiej, i dobrze, że rząd polski bardzo aktywnie podjął odbudowę stosunków, pobudzenie stosunków z Chinami, z Japonią, z Koreą, nawet z Wietnamem czy Singapurem. To jest pole poszukiwań dobrych interesów, długofalowych interesów, a w końcu ta sprawa, o której od lat mówimy, o podporządkowaniu służby zagranicznej interesom gospodarczym kraju, wciąż szwankuje i nie został w sprawozdaniu ministra ukazany postęp w dziedzinie przejmowania przez służbę zagraniczną funkcji promocji gospodarczej i nawet cichego, dyskretnego, ale skutecznego, wspierania interesów krótkofalowych i długofalowych. Chciałbym więc, składając rządowi te gratulacje za aktywność w innych kierunkach niż tylko Europa, powiedzieć, że to także element nowej aktywności.
Polska jest dziś bezpieczna, wszyscy co do tego się zgodzą, Polska może dziś czuć szanse rozwojowe, których jeszcze niedawno nie było. Jest to zasługa wszystkich ekip po 1989 r., ale to szczególne ożywienie trzeba oddać obecnemu rządowi popieranemu przez Sojusz Lewicy Demokratycznej i Socjaldemokrację, rządowi, który powoduje, że Polacy mogą być spokojni, bo Polska jest bezpieczna, i mogą liczyć na to, że budowane są nieustannie i żmudnie stosunki zagraniczne, które na pewno dadzą szansę następnemu pokoleniu na lepszy start i lepsze spełnienie własnych aspiracji.
Wizerunek i pozycja Polski w Europie, w oczach partnerów to nieustanne zadanie, które realizujemy przy znikomych lub zerowych środkach, nieustannie obcinanych. Ale 80-procentowe poparcie dla Unii, szczególnie wśród młodego pokolenia, nakazuje działać dziś bardziej dynamicznie już nie w załatwionych procesach traktatowych, nie w sprawach budżetowych, w których trzeba umiejętnie poruszać się podczas negocjacji, żeby jak najwięcej zyskać, już nie w obsłudze procesu legislacyjnego, bo jest to oczywisty imperatyw, i nie w kwestii swobody i otwartości, bo jest już powszechnie przesądzona. Dziś kreślenie wizerunku Polski we Wspólnocie Europejskiej jest ciężkim wysiłkiem w reagowaniu nawet na incydentalne sytuacje, w rozszyfrowywaniu schematów myślenia i zachowań, w unikaniu sytuacji, które są inaczej niż u nas odbierane, a dotyczą Polski w stosunku do kogoś, w wystrzeganiu się swoistego polskiego krzykliwego tonu, który nic nie daje, a wywołuje podejrzliwość i niechęć do dobrego układania stosunków, czyli jednym słowem dotyczy obyczajów w stosunkach Polski wobec partnerów, z którymi jesteśmy i chcemy załatwiać wiele własnych spraw. To jest to, czego, myślę, długo będziemy się jeszcze uczyć. Niektóre sprawy z ostatniego roku pokazały wyraźnie, że kult siły głosu, tupnięcia i ostrego tonu miałby rzekomo coś załatwiać w kwestiach, które na świecie prowadzi się inaczej w normalnym trybie.
Przy okazji trzeba pamiętać, że nie ma - niektórzy ulegają temu schematowi myślowemu - automatycznego sprawstwa, samego członkostwa w Unii dla dobra Polski. Otóż ta prawda bardzo słabo przebija się. To magiczne myślenie, że samo wejście do Unii załatwia dla Polski wszystko, jest nieporozumieniem. Unia Europejska to jest pole gry interesów. Przy całym solidaryzmie, o który wołamy, przy całym poparciu dla polityki spójności, dla polityki regionalizmu, wyrównywania dysproporcji, Unia nadal pozostaje polem gry interesów, w której silniejsi mają skłonność do dominowania nad słabszymi, a słabsi muszą grupować się lub umiejętnie prowadzić własne sprawy, żeby je wygrywać. Widać, że to nie jest sielanka, jak przeanalizuje się różne kierunki tej gry interesów, która odbywa się wewnątrz Unii Europejskiej. Dlatego stosunek do traktatu konstytucyjnego dla Europy jest testem polskiej woli i sposobu działania wewnątrz Wspólnoty Europejskiej.
Chciałbym usłyszeć dziś, że mimo wszystkich uwag, łącznie z nieprecyzyjnym tłumaczeniem... Od razu chcę wytknąć rządowi to, że aż redakcji ˝Rzeczpospolitej˝ trzeba było, żeby odkryć te błędy i mankamenty tłumaczenia, tak jakby służba zagraniczna nie powinna...
(Głos z sali: Komorowski.)
Słucham?
(Głos z sali: To Bronisław Komorowski.)
Chwała posłowi Komorowskiemu z Platformy, że był tak dociekliwy, bardziej dociekliwy niż ministerstwo. W przyszłości powinno to być na czas dostrzegane przez służby, bo przecież chyba nikt nie chce, żeby proces ratyfikacji przedłużał się, poza tymi, którzy go w ogóle nie chcą.
Otóż ten traktat konstytucyjny dla Europy, którego czuję się poniekąd cząstkowym współautorem jako uczestnik konwentu - co zresztą na tej sali zostało odebrane na pograniczu zdrady narodowej, myślę, że się to już nie powtórzy - niechby nawet niezaspokajając wszystkich oczekiwań, był potraktowany jako traktat poważnie opracowany i poważnie podpisany.
Na nic kombinowanie, wzywam zwłaszcza Platformę Obywatelską do tego, by skończyć z taktyką kombinowania polegającą na tym, że może ktoś inny obali ten traktat, a my będziemy mieli czyste sumienie, bo chcąc go, też go nie chcemy specjalnie. (Oklaski)
Uważam, że w Europie panuje pewna transparentność zachowań. Nie wiem, dlaczego Polska miałaby nie chcieć być tym partnerem wewnątrz Wspólnoty, który poważnie mówiąc o zastrzeżeniach i wątpliwościach, uznaje nadrzędną wagę tego traktatu. Inaczej, koleżanki i koledzy z Platformy Obywatelskiej, wiem, co może wami powodować. Gdyby jak było hasło ˝Nicea albo śmierć˝, padła Nicea, to cóż by pozostało? (Oklaski) Przecież nie pójdziecie na takie rozwiązanie. Rozumiem to, ale niech was to nie skłania do kombinowania w sprawie terminu. Niech to referendum odbędzie się w czasie, który proponujemy, czyli z pierwszą turą wyborów prezydenckich, bo wtedy będzie największa możliwa frekwencja, albo zdecydujmy się na dokonanie ratyfikacji poprzez parlament. Podjęcie decyzji o ratyfikowaniu przez parlament jest cały czas możliwe, ale zgodnie uznaliśmy, że formuła referendum jest niemal konieczna jako analogia do referendum akcesyjnego.
Bardzo chcę podkreślić, że polityka zagraniczna państwa - trzymam się mocno tezy, że nie jest jeszcze doskonale rozwiązana sprawa służby w dyplomacji polskiej w interesach gospodarczych Polski, to jest czynione, ale trzeba więcej wysiłku - ta cała polityka musi toczyć się w kontekście bardzo ważnym od wczoraj, w kontekście Narodowego Planu Rozwoju. Otóż, niech to akurat w moich ustach nie zabrzmi banalnie, ale powiedziałbym: chwała rządowi za dwie sprawy z tym związane. Po pierwsze, że umiał przełamać skłonność do księgowego jedynie opracowania koncepcji wydatkowania pieniędzy pod fundusze strukturalne, tak jak robią to inne kraje, i zdobył się na to, żeby określić strategiczne podejście do rozwoju Polski w całokształcie wyzwań tego rozwoju. Myślę, że takie właśnie podejście jest dobre, ponieważ może pobudzić myślenie środowisk polskich, zachęcić do dyskusji z partnerami w Unii Europejskiej, bo wyzwania rozwojowe Polski ujęte w tym planie są częściowo wyzwaniami dla całej Unii Europejskiej i nie tylko w tej jej nowej części, która obejmuje 10 krajów.
Druga sprawa, za którą chcę rządowi złożyć wyrazy uznania, to sformułowanie na samym początku zaproszenia dla opozycji, przyjętego zresztą, z czego się cieszę, do wspólnej rozmowy o tym narodowym planie. Jeżeli wspólnie ustalimy i priorytety, i osie, wokół których ta działalność w państwie ma koncentrować się, i wspólnie zidentyfikujemy wyzwania przyszłości, to przecież korzyść z tego będzie dla wszystkich. Jeśli rząd zmieni się, to będzie miał już przedyskutowaną ważną sprawę dotyczącą rozwoju i dobrą bazę do kończenia dyskusji budżetowych w Unii Europejskiej. Jeśli rząd nie zmieni się, to też będzie korzyść, bo Polska będzie miała przedyskutowaną strategię rozwojową dobrego kalibru.
Niechby ta zgoda w sprawie Narodowego Planu Rozwoju i dyskusji... On nie jest przesądzony, ale mieści się w optyce dyskusji o naszej obecności w Unii i o sposobie wykorzystania szans dla Polski, które to członkostwo w Unii Europejskiej daje. Bardzo mnie bowiem martwi, że od maja panuje cisza w dyskusjach dotyczących spraw europejskich w Polsce. Gdyby nie spór o traktat i z Josepem Borrellem, to właściwie nic by się nie działo w kwestii dyskusji publicznej, środowiskowej, politycznej o pierwszym okresie naszej obecności w Unii. To pewnie także wynik bezszmerowej skuteczności działań rządu w tym, co nazywało się początkiem naszej obecności w instytucjach europejskich.
Bardzo stanowczo chcę powiedzieć, że hasło Aleksandra Kwaśniewskiego, dezawuowane w niektórych publikacjach, o tym, iż celem naszym musi być silna Polska w silnej Europie, jest aktualne. Uznajmy jego aktualność, nie dlatego że chodzi tylko o realizację polskich celów poprzez instrument obecności w Unii Europejskiej, ale dlatego że polskie cele zrealizujemy dobrze, jeżeli przyczynimy się do wzmocnienia Unii Europejskiej. Tylko silna Unia Europejska może dawać nam lepsze możliwości budowania silnej Polski. Myślę, że jest to na tyle obiektywne i logiczne, że warto się do tego odnieść i uczynić z tego jakąś zachętę do dialogu trudnego w innych dziedzinach.
To, co musi jednak mocno tu zabrzmieć, to jest sprawa odpowiedzialnej postawy Polski w negocjacjach nad budżetem Unii Europejskiej przy silnym pilnowaniu naszego interesu w tym przetargu, co jest oczywiste, oraz kwestia odpowiedzi na pytanie, jak sama Polska ma się zmieniać w wyniku wejścia do Unii Europejskiej. Otóż, proszę państwa, źródłem mojego niepokoju, jest to, że dyskusja na temat tego, co w samej Polsce przez najbliższe 10 lat musi się zmienić, jest niesłychanie nikła. Od modernizacji państwa i przemian radykalnych w administracji państwowej, jej funkcjach, poprzez nową obsługę strumieni finansowych, edukację europejską i budowanie zrębów mentalności europejskiej, po pilnowanie tożsamości narodowej wewnątrz Wspólnoty - to wszystko wymienia się jako ważne kwestie i wartości, ale dialog na ten temat toczy się w ramach przetargu politycznego. To, jak Polska ma zmieniać się stopniowo w różnych segmentach kraju i państwa, i społeczeństwa, w wyniku faktu, że już jesteśmy we Wspólnocie, powinno to być lepszym tematem do dyskusji niż delegalizacja takiej czy innej partii, bo z takiego hasła nic nie wynika dla wykorzystania szans polskich w Unii, ale może to jedynie budzić zdziwienie i niepokój w całej Unii Europejskiej.
Otóż musimy się wyzwolić od kompleksów i nie kierować się emocjami - mówi minister w swoim wystąpieniu. Całkowicie podzielam tę myśl. Nawet jak się nie chcemy do tego przyznać, te kompleksy, historyczne zaszłości i emocje nam charakterystyczne dają coraz to znać o sobie. Jesteśmy wciąż uwrażliwieni, wyczuleni na skutki przeszłości, choćby w ocenie wojny i próbach zacierania prawidłowego wizerunku tej wojny i skutków dla Polski. To wszystko trzeba - moim zdaniem - czynić razem, odpowiadając sobie także na pytanie, czy i kiedy Polska będzie orędownikiem wspólnej polityki zagranicznej w Unii Europejskiej i polityki obronnej. Bowiem Unia Europejska jest już partnerem globalnym, ponosić będzie globalną odpowiedzialność, a nie mówi jednym głosem wobec reszty świata. I to jest pytanie, o które warto w takiej debacie także się pokusić, precyzując, a nie tylko ogólnie wartościując tę sytuację. A więc wspólna polityka obronna i wspólna polityka zagraniczna powinny być celem polskich zabiegów i udziału w dialogu ogólnoeuropejskim z racji odpowiedzialności Unii Europejskiej o charakterze globalnym.
Chciałbym postawić pytanie do tej dyskusji także rządowi, który o tym nie wspomniał, czy możemy zgodzić się z poglądem, że strategia lizbońska już przegrała? W publicystyce coraz częściej się tę sprawę podnosi. Nie jest tak, że nie ma powodu do tego typu ocen. No, ale jeśli związaliśmy się z ideami strategii lizbońskiej i w edukacji, i w badaniach naukowych, i w poszukiwaniu wzrostu gospodarczego, i w skłonności do przestawienia się na innowacyjny charakter rozwoju i postępu, to musi nas obchodzić, czy te zamysły Wspólnoty, w której jesteśmy, zawarte w strategii lizbońskiej, tak jak politycy i publicyści głoszą, są przegrane już w 2005 r., czy my jednak jako kraj wierzymy, że w ramach strategii lizbońskiej można jeszcze wiele dokonać. A jeśli nie, to warto, żeby Polska miała propozycje i pomysły, jak restytuować założenia generalne strategii lizbońskiej, żebyśmy mogli w nich widzieć także własne cele rozwojowe dla kraju.
Nie chcąc przedłużać, koledzy z klubu będą jeszcze się wypowiadać w zupełnie konkretnych już sprawach, chcę podkreślić, że nigdy za dużo wypowiedzi na temat możliwej roli Polski w przywracaniu jedności euroatlantyckiej, w znajdywaniu tej równowagi, która mogłaby wynikać z faktu, że świetne polsko-amerykańskie stosunki nie są już dwustronną tylko kategorią, ale mogą być wartością dla całej Europy. Tylko to my musimy powiedzieć, jak moglibyśmy przemieniać tę dwustronną wartość polsko-amerykańskich stosunków na kategorie poprawiania stosunków wewnętrznych w Europie i euroatlantyckich. Myślę, że dla nikogo wśród polskich elit nie może być wątpliwością, że relacje transatlantyckie to jest sprawa, w której Polska może odegrać ważną rolę.
Zgadzam się z tezą rządową o potrzebie redefinicji globalnego ładu. Dziś już o tym wszyscy mówią, ale chcę to widzieć troszkę szerzej. Otóż w naszych dyskusjach w Polsce, i przy okazji polityki zagranicznej, i przy innych okazjach, wciąż nieobecny jest kontekst globalny. My go pozostawiamy niejako jako coś z zewnątrz, coś, co dopiero kiedyś, kiedyś może nas dotyczyć. I to nie jest dobrze. Globalizacji - wszyscy wiemy - nie można ani uniknąć, ani przeczekać. Globalizacja dziś oznacza konkretny pakiet zjawisk, które w Polsce już występują. A więc pytania o ład globalny to pytania o bezpieczeństwo globalne, o system bezpieczeństwa globalnego, o sprawność czy niesprawność instytucji, nie tylko ONZ-tu, gdzie jakże długo ślimaczy się reforma, ale także globalny system obsługi finansów gospodarki światowej, także problem sprzeczności pomiędzy globalizacją gospodarki a demokracją, która generuje regulacje. Dziś nie ma światowej demokracji, która by wytwarzała regulacje dające ramy dla tego żywiołu globalizacji. To jest przecież kwestia naszej dyskusji o tym, jak na Polskę może oddziaływać strumień kapitału spekulacyjnego w świecie, co z inwestycjami bezpośrednimi, jaka jest w Polsce taktyka i strategia korporacji transnarodowych, na ile tu mogą zbiegać się intencje i dążenia do zysku korporacji transnarodowych i naszych planów. To jest sprawa zmiany mentalności kadr menedżerskich i zarządzających, umiejętności zarządzania wiedzą i informacją w ujęciu globalnym, umiejętności zarządzania ryzykiem, bo nowa sytuacja otwartego kraju to także nowy charakter ryzyk, którymi trzeba zarządzać, to wreszcie obecność wyobrażeń o świecie współczesnym w całości w edukacji od wczesnych etapów świadomości dziecka po wykształcone kadry menedżerskie i utytułowane naukowe, i inne. Więc trochę tracimy na rzecz doraźności. Bardzo często zarządzamy doraźnością w Polsce w toku konfliktów i sporów i umyka nam to strategiczne odniesienie, którym Europa i Unia dawno zajmują się. Nasze tęgie polskie głowy mogłyby tu wiele wnosić, ale zaprzątnięte są zbyt często waśniami o to, co kto robił w przeszłości, zaprzątnięte są rewizją Trzeciej Rzeczypospolitej, złowróżbnymi rzekomo skutkami okrągłego stołu, skłonnościami do powściągania demokracji i rewidowania wszystkiego ku rzekomo skutecznej autorytarności rządzenia. To jest zła optyka i w takiej optyce będziemy się tylko zamykać bez komunikacji i z myśleniem o demokracji w innych krajach, a to jest niemałe wyzwanie.
Chcę więc zakończyć takim apelem do nas wszystkich i deklaracją gotowości Sojuszu Lewicy Demokratycznej jako partii wyraźnie propaństwowej i uczciwie proeuropejskiej, czego nikt chyba nawet z najbardziej nas nielubiejącej opozycji nie zakwestionuje, żeby właśnie podjąć sprawę dyskusji, jak Polska jest w stanie być obecna i zaradzać sobie i we Wspólnocie tym wyzwaniom, które są niekorzystne, stawiają nas pod pręgierzem nowego standardu konkurencyjności, do której nie jesteśmy przygotowani, i stawiają nas wobec pytania, czy budujemy na pożytek stosunków z innymi krajami dobry rodzimy potencjał, którego moglibyśmy użyć w tym podnoszeniu konkurencyjności.
Ogólnie chcę powiedzieć, że wielką wartością naszej polityki zagranicznej jest jej ciągłość, jest wkład prezydenta Kwaśniewskiego i warto tej wartości bronić, wszystko co sporne załatwiając na roboczo, bez wielkiego okrzyku bojowego, który bardzo często na tej sali się rozlega. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia