4 kadencja, 16 posiedzenie, 3 dzień (15.03.2002)
19 punkt porządku dziennego:
Rozpatrzenie poselskiego wniosku o przeprowadzenie referendum ogólnokrajowego, w którym obywatele Polski odpowiedzą na pytanie: ˝Czy wyrażasz zgodę na sprzedaż polskiej ziemi cudzodziemcom?˝ (druk nr 277).
Poseł Zygmunt Wrzodak:
Panie Marszałku! Sprawa sprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom jest sprawą ważną dla każdego Polaka. Przykro jest, że nie wszyscy posłowie przywiązują wagę do tej sprawy.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! W imieniu grupy posłów wnoszę o pilne zarządzenie przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej referendum na podstawie art. 125 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w którym Polacy odpowiedzą na pytanie: Czy wyrażasz zgodę na sprzedaż polskiej ziemi cudzoziemcom? Proces tzw. dostosowywania naszego prawodawstwa do norm i standardów Unii Europejskiej budzi w nas głęboki sprzeciw. Szczególnie bulwersująca jest zgoda rządu polskiego na sprzedaż ziemi cudzoziemcom w negocjacjach z komisarzami Unii Europejskiej. Nie chodzi tu o krótszy czy dłuższy okres przejściowy, 5 czy 10 lat, ale o samą zasadę, że polska ziemia na terytorium Rzeczypospolitej musi być w polskich rękach. Ile własności ziemi, tyle ojczyzny. Kolejne rządy wyprzedawały i wyprzedają obcym najlepsze dobra narodowe. Naród polski jest wywłaszczany ze swojego wypracowanego majątku. Już 70% dóbr polskich sprzedano za niespełna 10% wartości odtworzeniowej. 80% Polaków żyje w biedzie, w tym 40% Polaków żyje na granicy ubóstwa biologicznego. Coraz szybciej postępuje degradacja gospodarcza, ekonomiczna i społeczna naszego kraju. W ciągu 9 lat Polska straciła ponad 63 mld dolarów na imporcie towarów i usług z krajów Unii Europejskiej, 3,5 mln Polaków jest bez pracy, a po dostosowaniu wszystkich ustaw do wymogów Unii Europejskiej bezrobocie może wzrosnąć dwukrotnie. Zadłużenie zewnętrzne Polski sięga 74 mld dolarów i rośnie. Do tego dochodzi dług wewnętrzny. Państwo się zapożycza, wyprzedaje swój majątek, czyli powinno się wszystkim Polakom żyć lepiej. Tymczasem jesteśmy świadkami wielkiego regresu cywilizacyjnego. Gołym okiem widać zapaść w oświacie, służbie zdrowia, obronności, w większości gałęzi polskiej gospodarki. Dane makroekonomiczne wskazują na brnięcie naszego kraju w ślepą uliczkę, na końcu której będzie tylko miejsce na to, by być europejskim rezerwuarem taniej siły roboczej i skansenem technologicznym. Kontynuacja polityki ostatnich 12 lat grozi gospodarczym i społecznym zanikiem znaczenia Polski, swoistym roztopieniem naszego narodu w zunifikowanej, kosmopolitycznej Unii Europejskiej. Teraz przyszła kolej zamachu na ostatni strategiczny majątek narodowy - polską ziemię. Oto rząd chce za marne srebrniki pozwolić obcym na przejmowanie naszych gruntów. Jeżeli ten pomysł wejdzie w życie, oznaczać będzie ostatni etap ekonomicznego rozbioru Polski. Bez jednego wystrzału, bezkrwawo prezydent Kwaśniewski i jego zaplecze będą mogli odtrąbić zwycięstwo nad ostatnią polską redutą - naszą ziemią. Tak, drodzy rodacy, to za wasze pieniądze pan prezydent wspiera wszystkie szkodliwe decyzje kolejnych rządów, w tym sprzedaż ziemi cudzoziemcom.
Wysoka Izbo! Największym dobrem, a zarazem kapitałem każdego narodu są dzieci i ziemia. Dzieci zapewniają mu przyszłość, ziemia - bezpieczeństwo i warunki rozwoju. Każdy dobry gospodarz, wiedząc, co ma najwartościowsze, ze szczególną pieczołowitością chroni to i dba o to, co tak cenne i ważne. Już od kilkunastu lat rodzi się coraz mniej dzieci, a ostatnie decyzje koalicji jeszcze bardziej przyczyniają się do pogłębiania tego stanu. SLD i Unia Pracy zlikwidowały zasiłki porodowe, skróciły urlopy macierzyńskie, zapowiadają zalegalizowanie zabijania dzieci nienarodzonych. To tylko niektóre elementy prowadzonej polityki antyrodzinnej.
A ziemia? Ostatnie decyzje rządu pana Millera doprowadzą do znacznego ułatwienia sprzedaży ziemi cudzoziemcom. To nieprawda, że zachodni rolnicy nie są zainteresowani naszą ziemią, która jest 10-krotnie tańsza niż w krajach Unii Europejskiej, a 20-krotnie tańsza niż w niektórych landach niemieckich. Jaka przyszłość czeka nasz naród bez pracy, bez majątku, bez własności ziemi? Dzieci coraz mniej i ziemi coraz mniej. Już blisko 600 tys. ha polskiej ziemi nie jest w rękach polskich - czy to w spółkach z mieszanym kapitałem, czy w indywidualnych obcych rękach. To jest tyle, ile wynosiłby wydzielony pas ziemi o szerokości 15 km od Warszawy do Szczecina. A pamiętajmy: ile ziemi, tyle ojczyzny.
Nazwa ˝ziemia˝ jest wieloznaczna, ale każde jej znaczenie ma głęboki sens i ścisły związek z życiem człowieka. Spróbuję odkryć niektóre, zwykle skrywane, fundamentalne założenia nowej ideologii zachodniej na temat ziemi i własności.
Przede wszystkim ziemia to realność naszego bytu i istnienia, jakiś względnie stały punkt w nieoznaczoności, symbol świata i stworzenia. Na początku Bóg stworzył ziemię, dopiero po niej, na niej i w niej, Bóg mógł stworzyć człowieka, sposobiąc ją do tego wielkiego momentu przez miliardy lat. Ziemia jest naturalną łaską Stwórcy pośród przestworzy, dłonią bożą, na której i z której człowiek żyje, jest cząstką i miejscem człowieka. Kto odrzuca stworzenie ziemi, ten odbiera jej ludzką bliskość, sens ostateczny. Następnie ziemia jawi się jako człowiecza, jako dom ludzki, podstawa naszych dziejów. Grecy nazwali tę sferę ziemi ziemią zamieszkałą, zadomowioną, przenikniętą promieniami życia ludzkiego i uczynili ją sobie poddaną, ale jednak pozostaje ona własnością bożą, daną człowiekowi.
Ziemia jest w najbliższym znaczeniu jako przyroda: lasy, pola, łąki, doliny, akweny, ogrody, działki, świat roślin i zwierząt. Człowiek, żeby przeżyć, zbierał owoce ziemi, przechowywał je, a kiedy już nie było co zbierać, przemieszczał się dalej. Była to jakaś własność terenu, ale przejściowa, często łączyła się z walką i koniecznością obrony. Chodziło o miejsce, w którym była żywność. Jednocześnie jednak ok. 40 tys. lat temu przyszła pierwsza faza rolnicza, a ok. 10. tysiąclecia przed Chrystusem narodziła się właściwa idea rolnicza łącząca się z uzyskiwaniem konkretnej ziemi na własność. Zaczęto uprawiać rośliny i hodować zwierzęta. Powstała cała kultura rolna. Łączyła się ona ze stabilnością, z pojęciem własnej ziemi, jako centrum świata i historii, a nawet z własną religią typu rolniczego. Powoli w społeczeństwie kształtowały się trzy stany, które przetrwały w wielkich kulturach do dziś, czyli rolnictwo i rzemiosło, obrońcy i władza, lecz jakby za karę społeczeństwo ściśle rolnicze stawało się przykute do swojej ziemi.
Ok. 8. tysiąclecia przed Chrystusem pojawił się nowy paradoks. Na obszarach wielkiego rolnictwa zaczęły powstawać wielkie miasta, jakby nowe światy, nowe stworzenia. Na początku zostały, o dziwo, źle przyjęte zarówno przez kulturę nomadyczną, jak i rolniczą, o czym świadczy Pismo Święte, to zły Kain uprawiał rolę i zbudował miasto, a dobry Abel był pasterzem i to jemu Pan Bóg sprzyjał. Miasto stanowiło inny świat i nowy typ człowieka - bez własnej ziemi, żyjącego w sztucznej niejako wspólnocie. Dała o sobie też znać postawa ateistyczna, wynoszenie się ponad moc Stwórcy, co przekazuje opowieść o wieży Babel. W rezultacie powstały dwa światy i dwojaki stosunek do ziemi. Dla rolnika ziemia to dar boży, źródło życia, matka. Dla człowieka miasta ziemia i jej owoce to sprawa łupu, zdobyczy starego świata. I tak chłopi powiadali: to my jesteśmy krzewem winnym, a wy naszymi latoroślami.
Dlaczego tak głęboko sięgam do historii? Dlatego, że historia się powtarza, tylko przyjmuje inne kształty walki o ziemię, o rynki zbytu lub różnych działań zaborczych. Dzisiaj taką wieżą Babel jest Unia Europejska budująca ideologię wielkiego miasta, ma wiele cech imperializmu ekonomicznego i dąży do całkowitego wyeliminowania fenomenu wsi. Ideologia ta zakłada utopijne, nowoczesne społeczeństwo - miasto obejdzie się bez ziemi, bez rolnika jako właściciela ziemi.
Dla społeczno-ekonomicznego ateizmu ziemia jest bez Boga, stanowi pozostałość po ewolucji, tak jak wieśniak, którego uważa za podczłowieka, świadka dawnej przyrody. Człowiek natomiast biotechniki i miasta wyprodukuje nowego człowieka, postczłowieka, superczłowieka. Będzie to człowiek żywiący się sztucznie, bez potrzeby posiadania ziemi, wytworzy sztuczną żywność, będzie ona chemiczna, już nie tylko modyfikowana genetycznie. Ziemię tradycyjną zastąpią beton, kamień, asfalt, autostrady, lotniska, miejsca rekreacyjne, obszary łowieckie, sztuczne akweny. Rolnicy i właściciele ziemscy będą co najwyżej w skansenach.
Takie poglądy są dyskretnie sączone przez media, literackie szkolnictwo, sztukę, filmy, wydawnictwa popularne. Prym w tym wiodą media tzw. publiczne i prywatne. Ostatnio próbuje się w różnych pseudosztukach zohydzić polską wieś w oczach ludzi z miasta jak miało to miejsce np. 9 marca o godz. 20 w programie II, gdzie w prymitywny, chamski sposób ośmieszano polskiego chłopa. Za pieniądze polskich podatników telewizja serwuje również tendencyjnie zniekształcony obraz polskiej wsi, zawsze pokazując drewniane płoty, drewniane chaty, złomowany sprzęt rolniczy, bałagan w zagrodzie i starszych, nieraz bezradnych rolników. Jest to podskórna walka z rolnictwem. Obraz telewizyjny ma zohydzić rolników, szczególnie do własnej ziemi, po to, aby pozbywali się swojej własności. Już pomijając aspekt ekonomiczny, gdzie tylko z powodu wrogości klasy politycznej, która jest za Unią Europejską, niszczy się celowo polskiego rolnika. Niestety nabiera się na to znaczna część inteligencji oderwanej od rzeczywistości. Teza, że dla rolnika i dla ludzi jako posiadaczy ziemi nie ma miejsca w społeczeństwie nowoczesnym rozbrzmiewa już od dawna w socjalizmie, kapitalizmie, marksizmie, liberalizmie, a zwłaszcza we współczesnym ateizmie ekonomicznym. I ta teza ma się realizować w Polsce jako kraju bez Boga. Rolnik musi się przemieniać w robotnika, przetwórcę rolnego, najemnika bez własności, robota bez wykształcenia, wreszcie ma zejść ze sceny publicznej - na głodową rentę i emeryturę, może do przytułków lub rezerwatów na terenie byłej Polski. Dla ośrodków ideologicznych Zachodu wystarczy kilka tysięcy robotników rolników podległych farmerom niemieckim jako nadludziom. Dla Polski, dla narodu polskiego jest to groźba nadzwyczaj poważna. Polecenia w tym kierunku wydają siły potężniejsze nawet niż fasadowe rządy na Zachodzie i w naszym kraju.
Od układu w Maastricht zaczęła się ekspansja Unii Europejskiej na Wschód i zarysowała się koncepcja imperium europejskiego z dominacją Niemiec z inspiracji tzw. nowej lewicy i liberalizmu. Tym samym wschód Europy, w tym Polska, funkcjonowałby na innych warunkach niż państwa zachodnie, czego dobitnym argumentem są proponowane przez Unię dopłaty bezpośrednie do polskiego rolnictwa - o 75% mniej niż dla rolnika z Zachodu. Tym samym wschód Europy ma funkcjonować na innych, tzn. gorszych warunkach niż państwa zachodnie. Przy tym z naszej strony nie możemy zaufać żadnym umowom między rządami Polski i Unii Europejskiej, gdyż władze Unii nie są do końca niezależne od swoich utajnionych ośrodków ideologicznych oraz kapitału spekulacyjnego. W tej sytuacji nie ma obiektywnego i niezależnego trybunału interpretacji praw Unii Europejskiej ani instancji odwoławczej w razie, gdy umowy nie zostaną dotrzymane, a prawo zawsze jest łamane przez ośrodki silniejsze. Europa prawa jest hasłem czysto propagandowym. Pytam tych wszystkich euroentuzjastów, gdzie się odwołają, gdy np. wszystkie umowy między Unią a Polską nie będą ważne po wejściu Polski do Unii Europejskiej, w tym szczególnie gdy będą dotyczyć obrotu polską ziemią?
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Nieodpowiedzialnym budowniczym nowego świata bez polskiej ziemi nic nie mówi głodowa śmierć 20 mln Ukraińców, którzy nie chcieli oddać swoich gospodarstw pod kołchozy na przełomie lat 20. i 30. Na nic zdaje się nauka rosyjskich chłopów ginących w obronie swoich posiadłości przez zdziczałymi bolszewikami. Nic nie mówi śmierć dziesiątków polskich chłopów buntujących się w latach międzywojennych przeciwko uciskowi gospodarczej sanacji. Niczego nie nauczyły się nasze obecne rządy od chłopów polskich stawiających frontalny opór kołchozom w okresie stalinizmu, dzięki czemu ocalała też cała Polska.
Pytam tych wszystkich rządzących w ostatnich latach i obecnych, dlaczego do dzisiaj nie ma ustawy o gospodarstwie rodzinnym? Dlaczego nie uwłaszczano ziemią polskich rolników? Dlaczego zlikwidowano PGR i w to miejsce powstał jeden super PGR - Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa? Czy się różnią PGR od państwowej agencji? Dlaczego dzierżawcy ziem zachodnich i północnych nie otrzymują automatycznie, jednym aktem prawnym, nadania aktu własności?
Polska wyrosła właśnie z pól i Polacy nie będą nigdy bezwolnymi parobkami panów zachodnich i mogą być najwyżej panami braćmi. Polak posiadający choćby skrawek ziemi czuje się panem bratem, wolnym, niezależnym od nikogo. Wielu naiwnych polityków i intelektualistów powiada tak: Bez skolonizowania przez Unię Europejską nasze rolnictwo runie. Nie rozumieją, lub działają w złej wierze, że Unia Europejska dąży do zniszczenia polskiej wsi, pozorując pomoc. Poprzednie rządy przygotowywały budżety pod tzw. fundusze SAPARD, mamiąc polskich chłopów tylko po to, aby przetrzymać rok, może pięć lat, by polska wieś ˝wykrwawiła˝ się ze swojego kapitału. Ten rząd też wierzy w fikcję Unii Europejskiej, a polska wieś cierpi.
Wysoka Izbo! Posłowie Ligi Polskich Rodzin są brutalnie atakowani za to, że nie zgadzają się na sprzedaż polskiej ziemi cudzoziemcom. Nasi przeciwnicy wysuwają zarzuty, że w Polsce leży odłogiem blisko 3 mln ha ziemi i po to są tzw. inwestorzy, aby ta ziemia przynosiła zyski. Tylu Polaków nie ma pracy, a ziemia leży odłogiem. Importujemy prawie połowę żywności z zagranicy. Przecież to jest zbrodnia gospodarcza, tak postępować w stosunku do własnych obywateli i ziemi. Słyszymy od euroentuzjastów argumenty, że polskie gospodarstwa są za małe i dlatego niedochodowe. Przecież gdyby 2 mln gospodarstw połączyć w jedno gospodarstwo, to i tak nic by to nie dało. Przy takiej polityce gospodarczej żaden polski rolnik nie może być konkurencyjny wobec zachodniego. W Unii Europejskiej dotuje się do 70% produkcji rolnej i są dostępne środki finansowe na inwestycje oraz na obrót. A w Polsce? Są oczywiście, ale podwyżki podatków.
Unia Europejska narzuca Polsce ścisłe limity wszelkiej produkcji rolnej, żebyśmy jako naród nie byli samowystarczalni żywnościowo. Polityka rolna Unii Europejskiej wobec Polski ma charakter ściśle kolonizatorski, tak jest przynajmniej po układzie z Maastricht. O dziwo, w ˝Gazecie W.˝ z 7 lutego pan Marian Brzózka, były dyrektor Departamentu Integracji Europejskiej w ministerstwie rolnictwa, tak oto komentuje propozycje Unii w kontekście dopłat do rolnictwa: Propozycja Unii jest nie do przyjęcia nie dlatego, że oferuje zbyt mało polskim rolnikom. Jest nie do przyjęcia, bo narusza zasady wspólnego rynku. Chodzi chyba o to, aby ˝przydusić˝ potencjał polskiego rolnika. O dziwo, pan dyrektor nareszcie mówi jasno. Dziennikarz pyta, dlaczego Unia chce nas przydusić. Otóż Unia musi ograniczyć produkcję żywności o blisko 15%, więc chce ten problem w jak największym stopniu przerzucić na nowych członków, dusząc naszą produkcję rolną poprzez niższe kwoty produkcyjne i niskie dopłaty. My już daliśmy Unii prezent, degradując rolnictwo przez ostatnie 12 lat: 2 mln ha ziemi wypadło z uprawy, mamy o 3 mln krów mniej, 3 razy mniej bydła opasowego, 12 razy mniej owiec itd. Przecież to my prosimy, by nas przyjęli. Pan Brzózka odpowiada: W ekonomii europejskiej nie mieści się pojęcie łaski, dobrodziejstwa. W tej chwili kraje Unii Europejskiej transferują z Polski ok. 4 mld euro zysków rocznie; od kilku lat. Corocznie pomoc Unii to kilkaset milionów euro. Sami zapłacimy za wejście do Unii. W Unii jest podobnie, jak kiedyś było w RWPG. Tam mówiono o przyjaźni i braterstwie, a była brutalna walka interesów politycznych. W Unii też mówi się o jedności Europy, ale toczy się walka między firmami o podział rynku. Tyle pan Brzózka, nareszcie trzeźwo myślący były dyrektor Departamentu Integracji Europejskiej w ministerstwie rolnictwa.
Nam, Polakom, wmawia się, że jak nie wejdziemy do Unii Europejskiej, to będzie wielka tragedia, wielkie nieszczęście. Jakie to dramaty będą w Polsce: cofniemy się w rozwoju, nastąpi spadek dochodów PKB, inflacja wzrośnie, kursy akcji spadną, inwestycje spadną itp. dyrdymały wypowiadają różni politycy. Identyczne brednie wmawiali pseudopolitycy, i wtórowały im w 80% media norweskie oraz tzw. ośrodki badania opinii społecznej, kiedy w Norwegii przed ostatnim referendum mówiono, że 75%, 80%, 69,9% Norwegów jest za wejściem do Unii Europejskiej. I co się stało? Kolejny raz Norwegowie odrzucili w referendum wchłonięcie ich przez Unię. Zamiast katastrofy, nastąpił rozwój. Bezrobocie, zamiast rosnąć, spadło. Inflacja, zamiast rosnąć, zmalała. Kursy akcji wzrosły. Inwestycje, zamiast spadać, rosły itd. Po prostu Norwegowie zawsze kierują się interesem narodowym, a nie Brukseli. Zwracam się do polskiej klasy politycznej o podobne instynkty polityczne. (Oklaski)
Zapewniam i przestrzegam tych wszystkich, którzy przykładają rękę do zniszczenia polskiego rolnictwa, że każdy polski chłop orzący na swej ojcowiźnie ma godność, honor, rogatą duszę i dobrą pamięć. Dobrze zapamięta swych wrogów, którzy nie dość, że go zniszczyli, to jeszcze chcieli go wpędzić w obce ręce.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Przypominam słowa prymasa 1000-lecia kard. Stefana Wyszyńskiego, który już w latach 70. świadomy zagrożeń, jakie nasz naród będzie przeżywał za kilkanaście lat, przestrzegał nas podczas dożynek w Łowiczu: Naród, jeśli chce utrzymać swój byt narodowy i państwowy, swą niezależność i wolność, musi być związany z ziemią. Tak jak trawy trzymają lotne piaski, aby ich burze nie przewiały, tak naród polski musi trzymać się całą duszą i całym sercem ziemi, aby wiążąc się z ziemią, nie dając się wydziedziczyć, zabezpieczać swoją wolność i miejsce na mapie. Czy dostatecznie zrozumieliśmy nauczanie kard. Stefana Wyszyńskiego?
A Ojciec Święty w 1987 r. podczas pielgrzymki do Polski mówił w Tarnowie do polskich rolników: Człowiek potrzebuje chleba - owocu ziemi, i jest skandalem, że tego chleba brakuje w mojej ojczyźnie i różnych częściach świata. A polskiemu chłopu proponuje się, aby zaprzestał uprawiać ziemię, aby było jeszcze mniej chleba.
Szczególnie wielkie połacie ziemi leżącej odłogiem są na zachodzie i północy naszego kraju i to jest kwestia ziem odzyskanych. W 1945 r. trzy wielkie mocarstwa ˝urządziły˝ Europę. Wielka trójka dokonała dwóch znamiennych działań. Po pierwsze, wyznaczyła narodowi niemieckiemu przestrzeń życiową między Renem a Odrą i Nysą Łużycką i nazwała ten obszar całymi Niemcami. Po drugie, nakazała Polakom, Czechom, Słowakom i Węgrom wysiedlić ludność niemiecką lub jej pozostałe fragmenty, a wysiedlenie z okupowanych przez Niemcy terenów, terytorium Rzeczypospolitej, wielka trójka uznała za wysiedlenie z Polski. Układ poczdamski wyłożył cel tej bezkrwawej czystki etnicznej: żeby Niemcy nigdy więcej nie stały się groźbą dla swoich sąsiadów albo dla pokoju światowego. Sygnatariusze układu docenili fakt, że niemiecka mniejszość narodowa w tych czterech krajach jest zagrożeniem także w warunkach ich niepodległości, a na pierwszym miejscu niepodległości Polski. Kwestia własności ziemi na terenach odzyskanych jest więc sprawą bezpieczeństwa narodów Europy, ale nie wszyscy przyjmują to do wiadomości. 15 lutego 1996 r. minister spraw zagranicznych Niemiec Klaus Kinkel oświadczył, że Niemcy nie czują się zobowiązane traktatem poczdamskim. To była pierwsza oficjalna wypowiedź tej rangi polityka niemieckiego w sprawie traktatu poczdamskiego oraz podważenie traktatu z 1990 r. zawartego między Polską a Niemcami.
Druga znamienna wypowiedź padła z ust samego kanclerza Niemiec Schrödera, tego samego pana Schrödera, którego pan premier Buzek, pan premier Miller, jak również pan Kwaśniewski nazywają głównym adwokatem w sprawie Polski na Zachodzie. 3 września 2000 r. w Berlinie na zgromadzeniu tzw. wypędzonych z Polski i Czechosłowacji po 1945 r. kanclerz Schröder nadmienił, że ich powrót to tylko kwestia czasu, kiedy Polska i Republika Czeska wejdą do Unii Europejskiej, zapewniającej wszystkim dowolność i swobodę osiedlania się. Dalej, w bardziej zrozumiałym języku, kanclerz powiedział niecierpliwym Niemcom: nie drażnijcie ofiary, która sama pcha się w nasze ręce, zawierzcie mojej metodzie, ja wam dostarczę wschodnie landy w taki sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, Polacy, będą nam jeszcze wdzięczni za to, że zostali wreszcie Europejczykami. A to ci przebiegły adwokat - z wężem w kieszeni.
Nie tylko Unia stawia warunki Polsce w sprawie handlu ziemią, które rząd polski przyjmuje, ale bardzo wpływowy niemiecki Związek Wypędzonych, stawiając warunki nie tylko Polsce, ale całej środkowowschodniej Europie, domaga się wprost anulowania przez te kraje ustaw, na podstawie których po II wojnie ziemie polskie wróciły do macierzy. Władze Związku Wypędzonych, którym kieruje deputowana do Bundestagu Erika Steinbach, zaapelowały do wszystkich krajów Unii, do Komisji Europejskiej, do parlamentu w Strasburgu o wyrażenie zgody na poszerzenie Unii na wschód dopiero po anulowaniu przez kraje ubiegające się o członkostwo ustaw. Żądania dotyczą również polskich ustaw z dnia 28.02. i 6.05.1945 r. oraz z 3.03. i 8.03.1946 r., które są gwarancją polskiej własności na ziemiach zachodnich i północnych.
Już w czerwcu zeszłego roku Polska Agencja Prasowa informowała, że przedstawiciele niemieckiej CDU/CSU wezwali Polskę i Czechy do uznania wypędzenia Niemców po II wojnie światowej za bezprawie oraz unieważnienia przepisów dotyczących wysiedlenia i wywłaszczenia ludności niemieckiej. Mimo że ze strony niemieckiej zabierali głos znani i wpływowi politycy, to polscy politycy nie pospieszyli z komentarzami. Być może nie chcieli drażnić Brukseli - bo dokąd by jeździli po instrukcje?
Uznanie przesiedlenia za bezprawie daje możliwość podważania naszych praw do ziem odzyskanych. Takie próby są niestety w Niemczech podejmowane. I to nie od dziś. Do niedawna rządząca w Niemczech prawica w projekcie rezolucji skierowanej do Bundestagu, o wdzięcznym tytule ˝pojednanie poprzez wypędzenia˝, wezwała Czechy i Słowenię do unieważnienia powojennych ustaw, na podstawie których wysiedlono i wywłaszczono Niemców. Czy zatem Niemcy rzeczywiście pogodzili się z korektą granic i utratą własności ponad 50 lat temu? Niektórym Polakom wydaje się, że mamy do czynienia z zupełnie innym państwem w zupełnie innych warunkach geopolitycznych. Są jednak fakty, które ukazują nieco inne oblicze naszego zachodniego sąsiada i najsilniejszego członka Unii Europejskiej.
W zeszłym roku odbyło się inauguracyjne posiedzenie niemieckiego parlamentu w historycznej stolicy - Berlinie i historycznym miejscu - Reichstagu. Choć oczywiście Rzeszy Niemieckiej już nie ma, to jednak art. 116 konstytucji niemieckiej odwołuje się wciąż do przedwojennych granic Rzeszy. W niemieckich szkołach spotyka się antypolskie mapy. Zachodnie i północne ziemie naszego kraju to terytorium ˝znajdujące się pod tymczasową administracją polską˝. To tylko kilka wybranych faktów. Zaraz po zjednoczeniu Niemiec Bonn utrzymywało, że uznanie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej w 1970 r. dokonane zostało wyłącznie w imieniu zachodnich Niemiec i po zjednoczeniu będzie wymagało nowych dyskusji.
W listopadzie 1990 r. potwierdzono wreszcie granicę między RP a RFN. Traktat był kontrowersyjny z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, pomijał wzmiankę zawartą we wcześniejszym traktacie, że to Polska pierwsza padła ofiarą II wojny światowej. Po drugie, jednakowo oceniał utratę przez licznych Polaków i Niemców ich stron rodzinnych w wyniku wypędzenia albo przesiedlenia. Były to dwa malutkie kroczki ku zrównoważeniu win po obu stronach.
Znacznie groźniejsze było całkowite pominięcie milczeniem umowy poczdamskiej - dokumentu gwarantującego polskie granice na Odrze i Nysie Łużyckiej. Szczególnie zaskakuje postawa ówczesnego ministra spraw zagranicznych Skubiszewskiego, który zgodził się na takie rozwiązanie, bardzo dla Niemiec korzystne. Ten sam Skubiszewski opublikował wiele lat wcześniej artykuł ˝Umowa poczdamska jako jedyna podstawa układu terytorialnego Niemiec˝. Pominięcie w traktacie umowy poczdamskiej nie wydaje się przypadkowe. Układ gwarantuje przecież powojenne granice Europy. Uchwała konferencji poczdamskiej głosiła: ostateczne ustalenie granicy Polski powinno być odłożone do konferencji pokojowej.
Konferencja taka nigdy nie odbyła się ze względu na pogorszenie stosunków między zwycięskimi mocarstwami. A decyzje umowy poczdamskiej nie miały być ostateczne. W umowie czytamy, że ziemie północne i zachodnie powinny znajdować się pod zarządem państwa polskiego. Dodajmy jeszcze, że zachodnie mocarstwa nie były skłonne zgodzić się na przesunięcie polskiej granicy na zachód. Proponowano raczej utworzyć polską strefę okupacyjną niż uznać nabytki terytorialne okrojonej przecież na wschodzie Polski. Niektórzy niemieccy prawnicy podważają zapisy traktatów polsko-niemieckich z początku lat 90. Według nich traktat o granicy z 1990 r. nie jest traktatem o uznaniu granicy na Odrze i Nysie, lecz jedynie o potwierdzeniu istniejącej granicy. Ponieważ jednak granica na Odrze nigdy nie została uznana, nie jest granicą w świetle prawa międzynarodowego.
W 1998 r. przeprowadzono na masową skalę akcję składania wniosków do polskich władz z żądaniem zwrotu majątku Niemcom. Jak do tej pory polskie sądy skutecznie chronią polskich właścicieli. Czy będzie to ochrona skuteczna po ewentualnym przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej?
I tutaj wypada oddzielić dwie kwestie. Z jednej strony to granica między Polską a Niemcami, która i tak zniknie kilka lat po przyjęciu Polski do Unii. Problem o wiele bardziej istotny to roszczenia majątkowe wypędzonych Niemców. W tym przypadku do odebrania Niemcom własności podstawą prawną był m.in. dekret o reformie rolnej z 6 września 1944 r., obecnie podważany przy kwestiach reprywatyzacji. Rząd niemiecki wielokrotnie i bez względu na ekipę oświadczał jasno, że sprawy majątku pozostawionego przez wysiedlonych uważa za otwarte.
Uchwała Bundestagu z 29 maja 1998 r. uznała wypędzenie Niemców z terenów wschodnich za wielką niesprawiedliwość i akt sprzeczny z prawem międzynarodowym. Środowiska wypędzonych głosem swojego rzecznika w CDU Hartmuta Koschyka skrytykowały w czerwcu projekt polskiej ustawy o reprywatyzacji. Projekt wyklucza możliwość oddania majątku bądź wypłatę odszkodowań obywatelom niepolskim. Przy okazji prac nad ustawą reprywatyzacyjną podważa się pośrednio moc aktów prawnych zagospodarowujących ziemie odzyskane. Przyszłe następstwa tych działań nie są trudne do wyobrażenia.
Dekret z 1944 r. odebrał Niemcom ziemię z przeznaczeniem na polską własność prywatną. Ale w dobie kolektywizacji ziemia pozostała państwową własnością w posiadaniu dzierżawnym osób prywatnych. Aż do dziś. Trudno zatem prorokować, jak zakończyłby się proces przed sądem Unii Europejskiej byłych niemieckich właścicieli ziemi przeciw Polsce. W myśl prawa unijnego Polska musiałaby się podporządkować jego wyrokowi. Podczas sejmowej debaty nad uwłaszczeniem Władysław Bartoszewski, ówczesny minister spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka, dowodził nieco naiwnie, że unijne prawo nie reguluje tych kwestii. Jeśli nawet, to czy ta sytuacja nie może się zmienić choćby za kilka lat, i to na naszą niekorzyść?
Niestety posiadający akt wieczystej dzierżawy Polak jest w świetle prawa międzynarodowego w gorszej sytuacji przed każdym sądem niż posiadający akt własności i chroniony świętym prawem własności i licznymi konwencjami Niemiec. Oczywiście sytuacja nie dotyczy granic, tylko majątku. Nie dziwi zatem fakt, że niemieccy spadkobiercy wypędzonych bądź oni sami skrupulatnie przechowują akty własności swoich dawnych majątków. Natomiast niemiecki Związek Wypędzonych utworzył w Berlinie ˝ośrodek przeciwko wypędzeniom˝. Ośrodek odgrywa rolę miejsca pamięci i placówki badawczej. Reasumując, mamy wszelkie podstawy, by uznać, że pod płaszczykiem Unii Europejskiej i jej prawodawstwa szykuje się nowa wersja Drang nach Osten. Niech przestrogą i proroczym memento dla rządzących naszym krajem będą słowa wielkiego Polaka, którego cytuję po raz wtóry: Niemcy nie potrzebują Polaków, Niemcy potrzebują polskiej ziemi.
Dostałem kilkanaście listów od Polaków, którzy zostali już pozbawieni ziemi. Pan Michał Laszczkowski z Dąbrówki Małej w woj. lubuskim pisze: Zostaliśmy pozbawieni wraz z żoną dorobku całego życia. Dom i ziemia zostały sprzedane przez Urząd Gminy w Szczańcu spółce niemieckiej. Od 4 lat jesteśmy nękani, napadani przez pracowników Urzędu Gminy w Szczańcu, przychodzących z paserami i policją, za wiedzą prokuratury w Świebodzinie. Takich listów, w których Polacy skarżą się, że już nie są właścicielami polskiej ziemi, jest bardzo dużo.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Polacy! Łączy nas historia, religia, kultura, język i właśnie ojczysta ziemia. Wolności i własności nikt nam nie dał na zawsze. Dlatego musimy o nią dbać i być czujni. To, że naród przetrwał i ma godne miejsce wśród innych narodów świata, zawdzięcza wierze, walce i pracy wielu pokoleń na polskiej ziemi. Przywiązanie do ojcowizny kształtowało także stosunek do naszej umiłowanej ojczyzny, jako nadrzędnej i niezbywalnej wartości. Poszanowanie wiary ojców i narodowej kultury pozwoliło na zachowanie tożsamości dającej narodowi siłę duchową i sens jego trwania. Dziś te wartości są niszczone. Bez jednego wystrzału oddajemy dorobek materialny i intelektualny naszego narodu, a wraz z nim wolność i godność. Ziemia jest jak matka, a matki się nigdy nie sprzedaje. Ziemia jest opoką narodu. Żywi naród i stanowi jego terytorium, na którym może się on spełnić, tworzyć swoje państwo i osiągać zamierzone cele.
Historia uczy, że narody, które utraciły terytoria, skazywane były na tułaczkę, nędzę, głód i wyniszczenie. Skorzystajmy chociażby z mądrości narodu żydowskiego, który po blisko 2000 lat wygnania powrócił na ziemie Izraela i z poświęceniem walczy o każdą piędź swojej ziemi. Uczmy się od naszych braci poszanowania i przywiązania do swojego terytorium. W Izraelu ziemię może kupić tylko Żyd - wykorzystujmy dobre przykłady. Tymczasem rząd Rzeczypospolitej Polskiej zgodził się na sprzedaż ziemi obcokrajowcom, nie licząc się przy tym z polskim narodem, z polską racją stanu czy wreszcie z krwią i potem, które wsiąkły w naszą matkę ziemię. Na to zgody nie ma i być nie może. Polska ziemia musi pozostać w polskich rękach. (Oklaski)
Proszę o to, Wysoka Izbo, abyście pozwolili narodowi polskiemu wypowiedzieć się w tak historycznej, a zarazem dramatycznej kwestii, jak sprzedaż polskiej ziemi cudzoziemcom. Nie bójcie się narodu. Dajcie mu prawo wyboru. Bądźmy mądrymi parlamentarzystami, podejmującymi decyzje zgodnie z wolą narodu i dla narodu. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia