3 kadencja, 55 posiedzenie, 2 dzień (22.07.1999)
13 i 14 punkt porządku dziennego:
13. Sprawozdanie Komisji Finansów Publicznych o sprawozdaniu z wykonania budżetu państwa za okres od 1 stycznia do 31 grudnia 1998 r. wraz z przedstawioną przez Najwyższą Izbę Kontroli analizą wykonania budżetu państwa i założeń polityki pieniężnej w 1998 r. oraz wnioskiem w przedmiocie absolutorium.
14. Sprawozdanie z działalności Narodowego Banku Polskiego w 1998 roku.
Poseł Henryk Goryszewski:
Panie Marszałku! Panie Premierze! Wysoka Izbo! Nie było specjalnie pytań adresowanych do mnie, ale niektóre wątki dyskusji dają mi szansę i wymagają, żebym się do nich bardzo krótko ustosunkował.
Jednym z przewijających się wątków była kwestia terminali granicznych - tu pytanie pana posła Maniury, czy nie lepiej byłoby przekazać te środki, które zużyto na Świecko, na Koroszczyn, na doposażenie istniejących przejść granicznych, w tym również w Kukurykach. Otóż jeśli chodzi o przejścia graniczne na naszej obecnej granicy zachodniej, to tak się złożyło, że byłem niedawno w Szczecinie, oglądałem jedno z tych przejść i rozmawiałem o ich przyszłości. Rzeczywiście są już w tej chwili bardzo interesujące programy przekształcenia ich w centra transportowe, w węzły transportowe bądź też w centra obsługujące miejscowe życie gospodarcze w tamtym miniregionie. Nie będą to więc pieniądze stracone - te, które zostały wydatkowane na stworzenie znośnych warunków pracy służb celnych i służb granicznych.
Natomiast czy nie warto inwestować w granicę wschodnią. Wydaje mi się, że dość dużo czasu minie, nim granice Unii Europejskiej przesuną się w stronę Uralu. Mam nadzieję, że kiedyś ta wizja gen. de Gaulle,a, Europy od Atlantyku po Ural, zostanie zrealizowana z korzyścią dla wszystkich Europejczyków, podkreślam: dla wszystkich Europejczyków - i tych starych, i tych młodych, i tych ze Wschodu, i tych z Zachodu. Otóż do tego czasu nasze nakłady na przejścia graniczne na granicy wschodniej zdążą się wielokrotnie zwrócić, zwłaszcza jeżeli spełnią się te prognozy, czego życzę, dotyczące poprawy pracy służb celnych, o których mówił pan prezes Bujak. Odpowiadając na to pytanie, chciałem zwrócić uwagę, że chociażby z wypowiedzi pana prezesa wynika, iż w Kukurykach nie ma w tej chwili ludzkich warunków dla pracy straży granicznej, nie mówiąc o przyszłości. Dzisiaj w tych ahigienicznych, powiedziałbym nawet, warunkach pracuje straż graniczna, celnicy oraz wszystkie inne służby, jak na przykład sanitarne czy fitosanitarne, dokonujące tam kontroli. Nie ma również możliwości rozbudowy przejścia, i to była przyczyna, dla której zdecydowano się je zlokalizować w odległości kilku kilometrów od granicy i połączyć drogą celną z punktem na samej granicy.
Jeśli chodzi o pewne istotne różnice dotyczące stanowiska Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Komisji Finansów Publicznych, wyraźnie mówiłem, iż spora część posłów odnosiła wrażenie, że krytyczna ocena wykonania budżetu przez ministerstwo rolnictwa była spowodowana względami o charakterze politycznym (mówiłem o naszych wrażeniach), chodziło raczej o krytyczną ocenę polityki rolnej - a trudno jest stworzyć politykę rolną, nie zasługującą na krytykę, to naprawdę ciężki problem - niż o samo wykonanie budżetu. Koronny zarzut dotyczył tak naprawdę niewykorzystania środków pozostających do dyspozycji agencji. Ale Komisja Finansów Publicznych bezspornie ustaliła, iż środki na dopłaty do kredytów nie zostały wykorzystane głównie z tego powodu, że w ubiegłym roku decyzją Sejmu limit dopłaty - w przeliczeniu na 1 ha - został obniżony z równowartości 10 do 6 kwintali żyta, co oczywiście znakomicie ograniczyło możliwości skorzystania z dopłaty przez poszczególnych rolników. W związku z tym zaplanowane kwoty okazały się zbyt wysokie, nie było po prostu popytu na tego rodzaju kredyty. Wyjaśnienie tej okoliczności sprawiło, że Komisja Finansów Publicznych uznała, iż kierownictwa ministerstwa rolnictwa nie można obciążyć zarzutem popełnienia istotnych - czy bez tego określenia: istotnych - nieprawidłowości w gospodarce budżetowej.
Panie Premierze! Kiedy mówimy, kiedy się dzielimy obaj, a właściwie i pan, i cała Komisja Finansów Publicznych, troską o stan bilansu handlowego, o nasze szanse eksportowe, mamy bardzo podobne, jeśli nie identyczne poglądy. Żadne środki wspierania eksportu nie będą skuteczne, jeżeli nie będzie dobrej oferty eksportowej. To oczywiste. Najpierw trzeba mieć co sprzedać i zyskać szansę, że znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to kupić.
Niestety, w naszym kraju na razie ciężar pozyskiwania, ciężar eksportu spoczywa na tych dziedzinach gospodarki, które charakteryzują się niską rentownością, a w obrocie międzynarodowym mają towary po prostu mało atrakcyjne. Nie jest to oczywiście zarzut skierowany do rządu. Należę do większości politycznej, która go wspiera, i dziwi mnie postawa osób, odbierających tego rodzaju uwagi z mojej strony jako zarzuty pod adresem rządu. To jest obciążenie. Aktualny stan gospodarki, jej nowoczesność, jej oferta eksportowa, taka jaka jest, to wynik procesów, które należałoby mierzyć nie w latach, nie w kadencjach i nie w rządach, tylko w pokoleniach. Czeka nas wiele trudnej pracy, wyrzeczeń, nikt nie ma tylko odwagi powiedzieć - bo ten kto by to powiedział, ten po prostu przegra, przegra politycznie - że trzeba pracować, oszczędzać, oszczędzać i pracować. I dopiero wtedy będziemy mieli szansę, żeby dogonić i zrównać nasze możliwości z najbogatszymi krajami Europy. Innej drogi naprawdę nie ma. Chociaż i tak w tej chwili naprawdę już bardzo wiele zaryzykowałem, mówiąc to, co powiedziałem. Natomiast, panie premierze, wydaje mi się, że można by spróbować szukać, i w prawie podatkowym, i w różnych dziedzinach poza nim, instrumentów, które by niejako wymuszały postawy proinwestycyjne i proeksportowe. Podam przykład. Oczywiście nie proponuję, żeby to stosować w Polsce, broń Boże; nie pasowałoby to do nas, do naszej mentalności, jak sądzę. W Korei Płd. w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych co roku prezydent obdarowywał, odznaczał wysokimi odznaczeniami państwowymi liderów eksportu, kilka osób, 2-3 prezesów spółek. I był taki niepisany zwyczaj, że przez rok nie dokonywano tam kontroli skarbowej, kontroli podatkowej.
Różne są metody; dla różnych dziedzin są właściwe różne metody. O tym myślałem - nie o tym rozwiązaniu - kiedy mówiłem z troską o konieczności poszukiwania rozwiązań proeksportowych. Chodziło mi o szukanie różnych rozwiązań, różnych instrumentów. Deklaruję - tak można to określić - pełną przynajmniej uczuciową współpracę w tych poszukiwaniach, deklaruję poparcie. Chodzi o to, żebyśmy wymuszali postawy proeksportowe - kto chce być dobrym obywatelem, dobrym polskim przedsiębiorcą, ten musi eksportować. Kiedyś z tego miejsca parafrazowałem powiedzenie Katona. On mówił, że życie nie jest konieczne, konieczne jest żeglowanie - w tamtych rzymskich warunkach. Dla nas - można by tak powiedzieć - nie jest konieczne życie; konieczne jest eksportowanie.
I ostatnia kwestia. Dziwne nieporozumienie nastąpiło w wystąpieniu pani poseł Kraus, z nostalgią odnoszącą się do czasów, w których obowiązywały założenia polityki społeczno-gospodarczej i funkcjonowały w naszym kraju jako osobny dokument, popierany, przygotowywany przez rząd i uchwalany przez Sejm. Otóż jeśli chodzi o genezę tych założeń, jak mnie informowano, sięgającą tzw. Sejmu kontraktowego, a więc ostatniego Sejmu będącego na pograniczu PRL i III Rzeczypospolitej, brało się to stąd, że niektórzy posłowie nie wyobrażali sobie funkcjonowania państwa bez planowania. Likwidowano planowanie - i to wcale nie z lewej strony sali, chociaż dzisiaj pewnie ludzie ci siedzieliby po lewej stronie, inna sprawa, że jednak nie w SLD; trzeba to, co cesarskie, oddać cesarzowi - i w związku z tym na ich życzenie wprowadzono zamiast planu gospodarczego instytucję założeń polityki społeczno-gospodarczej. Z czasów, kiedy ja byłem wicepremierem, kiedy byłem posłem I kadencji Sejmu III Rzeczypospolitej, pamiętam dobrze, że założenia polityki społeczno-gospodarczej zawsze były bardziej... Nie chcę tu użyć słowa: liberalne w znaczeniu doktryny liberalnej. Chodzi o to, że pozwalały one na dużo więcej, charakteryzowały się znacznie mniejszym szacunkiem dla wymogów pewnych rygorów polityki budżetowej, polityki finansowej. Tam można się było na wiele rzeczy zgodzić, ponieważ to nie kosztowało. Później dopiero, kiedy dochodziło do układania budżetu i do zmierzenia się z możliwościami, jakimi kraj dysponuje i jakimi w konsekwencji rząd może administrować, okazywało się, że w wielu dziedzinach założenia sobie, a budżet sobie. I praca nad tymi założeniami była stratą czasu, stratą energii. Naprawdę istotną, chociaż nieuchwalaną przez Sejm, składową polityki i decyzji budżetowej jest uzasadnienie do ustawy budżetowej. To ono określa cele polityki gospodarczej i polityki finansowej, która służy tej polityce gospodarczej w roku budżetowym. A wykładnia intencjonalna, może nie najmocniejsza, jeśli już używamy terminologii prawniczej, mówiąc o ustawie budżetowej, jest w takiej sytuacji bardzo istotnym elementem dla oceny, czy ustawa budżetowa została wykonana, czy nie. Chodzi o ocenę, czy założone cele, którymi kierował się rząd i które parlament akceptował, uchwalając budżet, zostały zrealizowane za pomocą tegoż budżetu, czy też nie.
Panie i Panowie Posłowie! Chciałbym i ja podziękować za przebieg tej dyskusji, chociaż odnoszę wrażenie, że tracimy w dniu dzisiejszym wielką szansę - co się kiedyś bardzo nieprzyjemnie odbije na nas wszystkich - odpolitycznienia, odpartyjnienia, tak bym powiedział, instytucji absolutorium dla rządu. Tracimy ją i po lewicy, i po prawicy w wyniku niektórych wniosków i zachowań, wypowiedzi. Budujemy taką przyszłość, w której debata na temat absolutorium dla rządu będzie straconym czasem: opozycja będzie miała moralny obowiązek odrzucić, a strona rządząca moralny obowiązek przyjąć. To układ zerojedynkowy, niewycieniowany wykazaniem, gdzie mogłoby być lepiej, a nie było dostatecznie dobrze, niewycieniowany, gdyż dobrze pracujący kierownik resortu czy instytucji, przestrzegający dyscypliny budżetowej, troszczący się nie tylko o dobro swojego resortu, które może być pojmowane bardzo wąsko i konfliktować - jak często interes szczegółowy konfliktuje nas, gdy chodzi o interes globalny, kiedy nie ma należytej, dostatecznie szerokiej perspektywy - odpowiedzialny, będzie stawiany na równi z tym, który uważa, że byleby było dobrze dla jego resortu, który nie czuje się administratorem odpowiedzialnym wobec narodu za realizację dobra wspólnego, tylko reprezentantem interesów grupowych tego resortu, którym kieruje, a to jest bardzo niedobre zjawisko. Patrzę, nie chcę użyć za mocnego określenia, z lękiem w przyszłość, jeżeli w taki sposób strywializujemy instytucję absolutorium dla rządu. Mam nadzieję, że mimo wszystko w jakimś momencie zawrócimy z tej drogi, na którą dziś w moim odczuciu niebacznie, nierozsądnie wchodzimy, zbyt pochopnie wchodzimy.
Myślę, panie premierze, że wielu z nas, po obu stronach Izby, łączy, bez względu na różnice w doktrynalnym podejściu do polityki gospodarczej - troska o stan finansów publicznych, a także głębokie przekonanie, że po to, żeby wydawać, trzeba najpierw zgromadzić, że beztroskie zadłużanie - padały tu takie słowa, chociażby w wystąpieniu pana posła Kracika - jest obciążaniem przyszłych pokoleń, a ponieważ każdy z nas chciałby żyć jak najdłużej, to w przyszłości także nas, a nie tylko obciążaniem naszych dzieci i wnuków i powinniśmy się tego strzec.
Łatwo nic nie przychodzi. Po to, żebyśmy zbudowali Polskę zasobną, Polskę, o której będziemy mówili, że ma per capita nie 39%, tylko np. 70% średniego dochodu na głowę mieszkańca Unii Europejskiej, w której się już wtedy znajdziemy, musimy pracować i oszczędzać. Wiedzą polscy rolnicy i rzemieślnicy, a od 10 lat również polscy przedsiębiorcy, że bez oszczędzania, przy przedwczesnym wydawaniu pieniędzy na konsumpcję, nie osiąga się jakiegokolwiek sukcesu gospodarczego.
Dziękuję za możliwość złożenia tego sprawozdania, panie marszałku. Dziękuję za możliwość odpowiedzi i podzielenia się osobistą refleksją. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia