2 kadencja, 110 posiedzenie, 1 dzień - Poseł Andrzej Wielowieyski

2 kadencja, 110 posiedzenie, 1 dzień (24.06.1997)


7 punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie poselskiego projektu uchwały o przeprowadzeniu referendum w sprawie dopuszczalności przerywania ciąży (druk nr 2428).


Poseł Andrzej Wielowieyski:

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Unia Wolności zdecydowanie odrzuca projekt referendum z konkretnymi pytaniami dotyczącymi aborcji, ponieważ to referendum w niczym nie pomoże, nie może pomóc w rozwiązywaniu tych niezwykle trudnych i bolesnych ludzkich problemów, natomiast pogorszy sytuację społeczną i utrudni ich rozwiązywanie.

    Sprawa wymaga na pewno i społecznej debaty, i usilnych społecznych, wspólnych starań ludzi dobrej woli, aby lepiej chronić życie dzieci, a także szanować godność i prawa kobiet - aby nasz system, nasza służba zdrowia w tym zakresie dużo lepiej działała. Jednakże ten projekt referendum wprowadza ludzi w błąd. Mieliby oni niejako wypowiadać się za lub przeciw Trybunałowi Konstytucyjnemu, który zakwestionował w kilku punktach ustawę zezwalającą na aborcję - a w gruncie rzeczy, pomimo wypowiedzianych przed chwilą uwag pana marszałka, tak nie jest: ten projekt nie jest za lub przeciw Trybunałowi. Dla autorów projektu konstytucyjne, prawne czy zdroworozsądkowe zarzuty Trybunału w gruncie rzeczy nie są ważne. Ważne jest, jak sądzę, jak czytamy w uzasadnieniu, jak już pan poseł Medwid na to wskazywał, że kościół i prawica były przeciw ustawie. Tak więc chodzi bardziej o walkę polityczną i rozpoczęcie wojny religijnej, niż o skuteczną pomoc dla matek, ochronę dzieci lub rodzin, które rzeczywiście mogą być w dramatycznej sytuacji.

    Trybunał kierował się troską o rzetelność prawną i o właściwą proporcję wartości poświęcanych i wartości chronionych - to podstawowa kategoria tego dokumentu prawnego, któryśmy dopiero dzisiaj otrzymali. W gruncie rzeczy żadna ze spraw, taka jest moja opinia, żadna ze spraw proponowanych w referendum nie została konkretnie zakwestionowana przez Trybunał: ani aborcja w przypadku zagrożenia życia kobiety, ani aborcja w przypadku uszkodzenia płodu, ani w przypadku gwałtu, ani nawet w przypadku dramatycznej sytuacji życiowej. Nie będę się tutaj spierał, czy słowa są adekwatne, czy odpowiadają temu, co było w zakwestionowanym projekcie, ponieważ - rzecz straszliwie trudna - trzeba by wtedy przede wszystkim skonkretyzować, co to znaczy dramatyczna czy trudna sytuacja, i jakie uzasadnienie może stanowić proporcjonalność wartości poświęcanych i wartości chronionych. Podkreślam wszakże, co jest niezmiernie istotne również pod względem społecznym, że Trybunał nigdzie nie wypowiedział się w sprawie karalności - on szukał tylko proporcji prawnej. Natomiast w sprawie szczególnie ważnej dla całego problemu Trybunał zajął stanowisko, pominięte w projekcie referendum. Chodziłoby o pytanie: Czy jesteś za zupełną swobodą aborcji w każdej sytuacji? Nad tym rzeczywiście Trybunał się zastanawia i odpowiada twierdząco, że ustawa jest propozycją zupełnej swobody w zakresie aborcji. A czy rzeczywiście o to chodzi? Przecież autorzy ustawy aborcyjnej twierdzili, że chcą ją ograniczać. Więc o co w końcu walczymy, o jaki stosunek do aborcji?

    Odpowiedź referendalna na proponowane pytanie nic nam nie da - poza rozpętaniem wojny religijnej i mieszaniem w głowach wyborców. Łączenie tego z wyborami oznaczałoby po prostu barbaryzację życia politycznego w Polsce. Niezależnie zresztą od wyniku referendum, Sejm musi i tak odpowiedzieć na zarzuty Trybunału i podjąć ciężki trud istotnego doprecyzowania i poprawienia ustawy, tak aby była zgodna z konstytucją. Zrobi to ten Sejm albo następny - w każdym razie zrobić musi. Nie ma się co łudzić, będzie to zadanie trudne. Ale nikt tego obowiązku z Sejmu nie zdejmie. Wspominał już o tym przed chwilą pan marszałek, a wynik referendum nie może być sprzeczny z konstytucją. Najpierw trzeba by zatem zmienić konstytucję.

    Tak więc ta, absurdalna w sensie legislacyjnym, inicjatywa ustawodawcza legislacyjnie nic nam nie da. Równocześnie będzie kosztowna - może nie finansowo, ale politycznie, bo podzieli nam Polskę jeszcze bardziej. I to na zasadzie religijnej lub antyreligijnej - co może być w interesie partii, ale na pewno nie jest w interesie tego kraju. (Oklaski)


Powrót Przebieg posiedzenia