2 kadencja, 9 posiedzenie, 2 dzień (06.01.1994)
3 punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie:
1) projektu ustawy budżetowej na rok 1994 (druk nr 203);
2) projektu założeń polityki pieniężnej na 1994 r. wraz ze stanowiskiem rządu i raportem o stanie pieniądza w 1993 r. (druk nr 205).
Prezes Narodowego Banku Polskiego Hanna Gronkiewicz-Waltz:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Chciałabym ustosunkować się do najważniejszych kwestii, bo pora jest późna. Na ogół, jak ktoś twierdzi, że będzie mówił krótko, to nie zawsze tak się dzieje, toteż chcę powiedzieć, że nie tyle będę mówiła krótko, ile chcę się ustosunkować do najważniejszych kwestii i najważniejszych, powiedziałabym, wątpliwości, które wyniknęły w czasie tej całodniowej dyskusji.
Po pierwsze, zacznę od sprawy generalnej - jakie są cele działalności banku centralnego. Sprawę tę podjął pan prof. Michna. Otóż nigdzie nie jest zapisane w ustawach, że zmniejszenie bezrobocia jest celem działalności banku centralnego. Jest to cel tylko i wyłącznie rządu, a ściślej, odpowiedniego ministra rządu. Natomiast zarówno w krajach zachodnich, jak i w krajach ulegających transformacji - mam na myśli Czechy, Słowację, Węgry, Bułgarię, Rumunię - wszędzie jest zapisany tylko jeden jedyny cel działalności banku centralnego: strzeżenie stabilności waluty narodowej - w naszym wypadku polskiej, a w wypadku tych krajów ich waluty. Udowodniono zresztą, że w ciągu dłuższego okresu są to cele wzajemnie sprzeczne, więc tym bardziej jeden organ nie może realizować celów, które są wewnętrznie sprzeczne; można ewentualnie w jakiś sposób godzić realizowane przez inne organy cele, które są różne.
Narodowy Bank Polski nigdy natomiast nie uchylał się od współpracy z rządem, czy był to rząd poprzedni, czy też ten rząd. Powiedziałabym, że takim namacalnym dowodem naszego współdziałania jest chociażby fakt, że w momencie gdy się zorientowaliśmy, iż deficyt będzie mniejszy - a wtedy, w październiku jeszcze była inflacja, kiedy następowała zmiana ustawy budżetowej przez finansowanie przez bank centralny deficytu w ujęciu kasowym, a nie nominalnym - zgodziliśmy się na te 8 bln zł, co stanowi najlepszy dowód woli współdziałania z rządem.
Drugim dowodem jest fakt, że mimo 4-procentowej inflacji w listopadzie i 4,5-procentowej w grudniu jeszcze nie podnieśliśmy stopy procentowej i czekamy spokojnie na wyniki stycznia, żeby zobaczyć, czy to jest tendencja trwała czy nie, chociaż wielu ekonomistów wypowiada się na łamach prasy, że już niesłusznie przeczekujemy do końca stycznia. Przeczekujemy, ponieważ nie chcemy w sposób nerwowy reagować, jeśli chodzi o podrożenie kredytu dla gospodarki czy też podrożenie obsługi deficytu budżetowego. To są elementy naszego konkretnego, bardzo wymiernego współdziałania z rządem. I od takiej współpracy się nie uchylamy, natomiast nie będziemy zastępować rządu w ograniczaniu bezrobocia, bo we współczesnym świecie nigdzie to nie jest rolą banku centralnego.
Odnośnie do kwestii, również podjętej przez pana posła, dotyczącej pewnych norm EWG chcę powiedzieć, że we wszystkich krajach EWG prawnie zabronione jest finansowanie deficytu przez bank centralny. W Unii Europejskiej nie wolno tego robić, także w wielu krajach skandynawskich i w innych, które nie są członkami Unii. Deficyt znacznie większy, podam przykład chociażby tegorocznego deficytu w Finlandii - 14% w stosunku do produktu krajowego brutto, jest finansowany tylko i wyłącznie przez rynek pieniężny. Na potwierdzenie faktu, że to nie jest wymysł - bo pan poseł się powoływał na te kraje - tamtejszy, zacytuję art. 34 ustawy NBP, który jest systematycznie zawieszany, a który został uchwalony w styczniu 1989 r. przed ˝okrągłym stołem˝: ˝NBP może kupować w roku budżetowym weksle wystawione przez skarb państwa na łączną kwotę nie wyższą niż 2% planowanych wydatków budżetu państwa˝. Przeliczając w stosunku do tego budżetu, oznaczałoby to, że nie moglibyśmy sfinansować więcej niż 14 bln zł. W ramach współdziałania w okresie transformacji - począwszy od 1991 r. przez 1992 r., 1993 r. i 1994 r. - właśnie godzimy się zawiesić artykuł, który opracowano w 1988 r. wedle pewnych standardów europejskich i zapisano w ustawie NBP. Znosi go w obecnym projekcie ustawy art. 33 Prawa budżetowego. Partycypujemy obecnie w większym stopniu, w pewnym sensie niezgodnie z regułami sztuki, w finansowaniu deficytu budżetowego niż było to przyjęte w styczniu 1989 r. przy uchwalaniu ustawy NBP.
Następna kwestia dotyczy prognozowania przez NBP przyrostu podaży pieniądza. Uważamy, że ten przyrost podaży jest odpowiedni z punktu widzenia wzrostu gospodarczego, ale stawia się zarzut, że przyjęcie stabilnej szybkości krążenia pieniądza w warunkach zakładanego spadku inflacji jest podejściem zbyt ostrożnym i nadmiernie monetarystycznym.
Otóż chcę powiedzieć, że na naszą prognozę przyrostu podaży pieniądza wpłynęły następujące czynniki. Począwszy od 1991 r. tempo spadku szybkości krążenia pieniądza ulegało wyraźnemu spowolnieniu. W 1991 r. pieniądz krążył w gospodarce o 14% wolniej niż w 1990 r. W 1992 r. już tylko o 6% wolniej niż w roku poprzednim, a w 1993 r. tylko o 3% wolniej niż w 1992 r. Z czego to wynika? Przede wszystkim z tego, że w latach 1990-1992 spadek inflacji był znacznie szybszy niż w latach następnych, co spowodowało, że w ostatnich dwóch latach występuje duża zmiana, jeśli chodzi o skłonność do oszczędzania i ta zmiana jest dużo mniejsza niż na początku lat dziewięćdziesiątych; i spadek już nie będzie następował.
Drugą przyczyną, dla której nie możemy przewidzieć niższego spadku szybkości krążenia pieniądza, jest to, że w 1993 r. na skutek zastąpienia podatku obrotowego przez VAT wzrósł popyt transakcyjny na pieniądz w tych podmiotach, które musiały płacić VAT, a nie płaciły podatku obrotowego, i w naszym przekonaniu ten czynnik w podstawowym stopniu spowodował 3-procentowy spadek szybkości krążenia pieniądza w 1993 r. Dalszego spadku już nie przewidujemy. Ponadto ostatnie dwa miesiące 1993 r. cechował wysoki wzrost cen i punkt startu w 1994 r. skłania do szczególnej ostrożności zarówno w odniesieniu do prognozowania deficytu budżetowego, jak i przyrostu podaży pieniądza w roku bieżącym. Poza tym proporcja zmniejszania się inflacji - mówię o proporcji, nie o punktach - jest coraz mniejsza, więc tego spadku nie będzie. Dlatego też nie możemy powiedzieć z odpowiedzialnością, że można byłoby przyjąć w prognozie pieniężnej większy przyrost podaży pieniądza i jednocześnie zapewniać Wysoką Izbę, że cel w postaci ograniczenia inflacji do 23% jest realny do osiągnięcia. Wtedy prawdopodobnie by nie był.
Na marginesie muszę powiedzieć, że w dzisiejszej dyskusji w ogóle nie zastanawiano się nad kwestią inflacji. Niepokoi mnie, że państwa posłów nie zaniepokoiło to, iż inflacja jest ciągle jeszcze wysoka, to znaczy średnio wynosi ona 27%, a od grudnia do grudnia - 23%. Ten problem dość lekceważono.
Z uporem to powtarzam, ale inflację trzeba obniżać, żeby obniżać koszty kredytów i również koszty obsługi deficytu budżetowego. Bo jeśli inflacja nie będzie obniżona, to stopę procentową oczywiście trzeba będzie podwyższyć. I znowu będzie problem, czy ożywienie będzie trwałe, jeżeli kredyty będą droższe.
Jestem ponadto przekonana, że dla co najmniej 1/3 społeczeństwa jest to problem najważniejszy, ponieważ podstawowa część niezadowolenia społecznego bierze się stąd, że płace w sektorze budżetowym i emerytury gonią inflację, co wywołuje ciągły spadek poziomu życia tej grupy społecznej.
Uważamy - nie chcę tutaj podważać naszych prognoz - że przewidywania dotyczące poziomu 23% i 27% są ambitne, ale jako Narodowy Bank Polski akceptujemy je. Boimy się natomiast, by nie było tak, jak w 1993 r., a nawet w 1992 r., kiedy poślizg był zawsze w jedną stronę. Dlatego - wracając do szybkości obiegu pieniądza - zakładanie niższego obiegu, żeby zapewnić podaż pieniądza, jest po prostu nieroztropne, z tego względu że np. w tym roku mamy mniejszą podaż, a większą inflację. Mniejszą niż zakładaliśmy. Jednym słowem, można powiedzieć, że Narodowy Bank Polski w tę stronę, w którą chciałby się pomylić, jeszcze się nie pomylił. Niestety, zawsze się myliliśmy tak, że pod koniec roku inflacja była o parę punktów wyższa niż zakładaliśmy przy tej podaży pieniądza.
Następnie poruszono problem, że NBP nie prowadzi aktywnej polityki antyrecesyjnej w postaci udzielania gwarancji, dodatkowych kredytów itd. W stosunku do deklaracji zapisanych w poprzednich latach może pewnych instytucji nie ma, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że budżety w poprzednich latach były bardziej pasywne - i to jest fakt - niż projekt budżetu na rok bieżący. Mimo pewnej krytyki ze strony Unii Demokratycznej, będziemy się angażować w te instytucje gwarantowania kredytów, bo uważamy, że to jest jeszcze okres transformacji i na tym etapie jest to konieczne. Natomiast skutkiem kreowania poprzez zwiększenie puli kredytowej dla banków bądź jakiś kredyt refinansowy byłaby po prostu kreacja pustego pieniądza. I nie mogę podzielić poglądu, między innymi pani poseł Ziółkowskiej, że żadnych skutków negatywnych nie będzie, jeśli będzie większe finansowanie bezpośrednie przez bank centralny. Otóż skutki są oczywiste: albo NBP będzie musiał ograniczyć kredyt dla banków poprzez refinansowanie inwestycji centralnych czy finansowanie skupu, albo będzie wyemitowany dodatkowy pusty pieniądz, czego efekty będą oczywiście natychmiast ˝przełożone w inflację˝. Podejrzewamy, że nawet szybciej niż w okresie półrocznym.
NBP przez to, że jest emitentem, nie może emitować w nieskończoność. Obliczamy to w stosunku do rezerw obowiązkowych, które są złożone w naszych bankach i w stosunku do rachunków, do rzeczywistego pieniądza, który banki odkładają na naszych rachunkach. Każde inne działanie jest po prostu nieroztropne i jest popularnie zwanym dodrukiem pieniądza, z tego powodu że funkcjonuje mnożnik. Ekonomiści spierają się, jaki to jest mnożnik - czy to jest bliżej 3 czy bliżej 4; w każdym razie każda złotówka, która jest wyemitowana przez NBP, powoduje przyrost podaży pieniądza o 3 do 4 złotówek w gospodarce. I z tego względu to bezpośrednie finansowanie jest znacznie groźniejsze niż z powodu systemu bankowego czy oszczędności obywateli, ponieważ to jest rzeczywiście realny pieniądz, pieniądz, który nie jest dodatkowo emitowany.
Muszę powiedzieć, że to nie są jakieś jednoosobowe decyzje, ponieważ: po pierwsze, założenia polityki pieniężnej opracowywane są przez 8-osobowy zarząd banku; po drugie, pracują nad tym dość liczne służby; a po trzecie, decyzje są zawsze konsultowane z Radą Ekonomiczną i z Radą Naukową Narodowego Banku Polskiego. Tak było i tym razem. Członkiem jednej z tych rad jest zresztą pani poseł Ziółkowska. Ubolewam, że w tym momencie, kiedy to było dyskutowane, nie była obecna na posiedzeniu.
Często też przy ocenie realizacji polityki pieniężnej używany jest argument, że polityka pieniężna jest niewłaściwa, bo w ujęciu realnym przyrost kredytów dla gospodarki od 2 lat jest ujemny. Tymczasem właśnie, mimo że tak w ostatnich latach jest, gospodarka wyszła z fazy recesji na drogę dynamicznego rozwoju. Trwają dyskusje, czy rozwój ten ma bardziej trwałe czy mniej trwałe podstawy. Można różnie oceniać, na ile jest on trwały. Niemniej fakt jest faktem, a w tej chwili już i koalicja rządowa przyznaje, że w 1992 r. nastąpił wzrost produktu krajowego brutto o 1,5%, mimo planowanego 0%, w 1993 r. prawdopodobnie o 4,5%, mimo planowanych 2%. I tak samo obecnie założono 4,5-procentowy wzrost. Mimo że nie ma realnego przyrostu kredytu, to oczywiście wzrost gospodarczy następuje i to jest najważniejsze z tego względu, że przez 40 lat Narodowy Bank Polski finansował gospodarkę z wiadomym, jak pamiętamy, skutkiem.
Przyrost kredytów wynika z sytuacji rynkowej, tj. zależy od tego, na ile banki są skłonne angażować się w kredytowanie budżetu i od tego, na ile kredytobiorcy chcą lub muszą szukać dodatkowych pieniędzy poza własnymi środkami. W każdym razie skończył się czas administracyjnego przydzielania i ustalania, że każdy musi wziąć kredyt. Poza tym ten kredyt, ze względu na inflację, jest ciągle drogi, dlatego znaczna część ożywienia gospodarczego ˝idzie˝ po prostu ze środków własnych. Nie możemy wszystkich na siłę uszczęśliwiać kredytem, zwłaszcza gdy ktoś uważa, że koszty obsługi są za duże - a one są po prostu rynkowe i komercyjne.
Może jeszcze odpowiem na dwa pytania szczegółowe, które zawierały zarzuty dość istotne.
Otóż pan poseł Ikonowicz zarzucił, że NBP jest instytucją komercyjną, nastawioną tylko i wyłącznie na zysk, a daje tylko 19,5 bln zł. To jest bardzo dużo i, być może, będzie więcej (w tym roku NBP dał jednak o 3 bln zł więcej), ale obecnie na tyle to obliczamy. Gdyby pan poseł zajrzał do materiałów Narodowego Banku Polskiego - do założeń polityki pieniężnej, tablica nr 2 - to zobaczyłby, że jest tam zamieszczony bilans NBP, w którym pokazujemy zaangażowanie banku zarówno w finansowanie budżetu, jak i banków. Zwracam uwagę, że na koniec 1993 r. zadłużenie kredytowe budżetu wynosi 140 bln zł, a zadłużenie banków tylko 40 bln zł - tak że pracujemy w dużej mierze dla budżetu.
Jeżeli dodamy do tego, że w ramach zadłużenia kredytowego banku podstawową część stanowią kredyty refinansujące inwestycje centralne, gdzie część odsetek nie jest przez banki płacona do NBP na bieżąco, lecz jest na mocy odpowiednich ustaw kapitalizowana, to staje się oczywiste, dlaczego gros dochodów z NBP pochodzi z finansowania budżetu.
Jednocześnie chcę powiedzieć, że cały zysk NBP odprowadza do budżetu. Zgodnie z ustawą o NBP podstawową częścią kosztów NBP jest np. oprocentowanie rezerw obowiązkowych, które z kolei zasila Fundusz Restrukturyzacji i Oddłużenia Rolnictwa, a w przyszłości Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Bank centralny naprawdę daje tutaj przyzwoite zyski. Gdyby zresztą dawał większe, byłoby to zbyt niebezpieczne dla gospodarki, bo oznaczałoby, że za dużo pieniądza kreuje.
Jeszcze taka uwaga - rozumiem, że pan poseł Bugaj chciałby uzyskać przynajmniej pobieżną odpowiedź na pytanie dotyczące płac w sektorze bankowym. Otóż muszę powiedzieć, że ponad 40 lat finanse i bankowość - podobnie, jak działy produkcji niematerialnej - były traktowane po macoszemu. Ważniejsi byli oczywiście, taka jest prawda, górnicy i hutnicy, którzy mieli pensje znacznie wyższe. Obecnie w gospodarce rynkowej system finansowy i bankowy staje się nerwem gospodarki. Wiem, że on jeszcze nie jest doskonały, ale naprawdę z dnia na dzień staje się lepszy zarówno w sensie obsługi jak i technologii, komputeryzacji i oferowania również usług bankowych. Od sprawnego działania tego systemu zależy efektywność dystrybucji pieniądza między tymi, którzy oszczędzają, a tymi, którzy szukają źródeł sfinansowania swoich przedsięwzięć produkcyjnych. Skąd się biorą te płace? M.in. stąd, że jest za mała podaż fachowców w bankowości, co, niestety, widać też w skutkach działania systemu bankowego; po prostu jest znacznie większy popyt, ze względu chociażby na liczbę banków, niż podaż. W tej chwili ta kadra, przynajmniej część kadry, niestety nie cała, jest bardzo dobrze wykształcona, przygotowana do realizacji zupełnie nowych zadań.
Przypominam poza tym, że banki płacą podatki - i to, gdyby w sumie policzyć, to nie tylko podatek dochodowy, 40% - i tak samo pomnażają, powiedziałabym, majątek i dochód narodowy, jak inna działalność gospodarcza.
Na koniec pragnę powiedzieć, że Narodowy Bank Polski nie jest zwolennikiem - czego może niektórzy by chcieli - jakichś spektakularnych sukcesów w postaci zduszenia inflacji, nie wiem, natychmiast do 15%, czy wkrótce już, za 2 lata, do wielkości jednocyfrowej. NBP uwzględnia cały czas realia transformacji systemu gospodarczego i stąd akceptuje to kilkuprocentowe, no, może średnio najwyżej do 10%, obniżanie poziomu inflacji. I to świadczy o tym, że mamy do pewnego stopnia elastyczne prognozy, stąd jeżeli chodzi o propozycję finansowania w zakresie tych 5 bln zł, to jeśli sytuacja inflacyjna na taką ścieżkę inflacyjną nam pozwoli, to jesteśmy na taką propozycję otwarci.
Poza tym o tym, że nie jesteśmy restrykcyjni, świadczy to, proszę państwa - jeśli okaże się prawdą to, co dzisiaj przeczytałam - że od grudnia do grudnia inflacja wynosi 37%, a stopa kredytu refinansowego wynosi 35%, jak na dzisiaj, 29% redyskontowego i 33% lombardowego, to znaczy że ona już jest zdecydowanie ujemna. I nad tym też będziemy musieli się zastanowić. Ale to jest dowód na to, że nie jesteśmy tak restrykcyjni, jak niektórzy twierdzą i kreują taką wizję banku centralnego, że prowadzi on nad wyraz restrykcyjną politykę. Raczej jesteśmy z drugiej strony również krytykowani.
Do zasadniczych kwestii stosunkowałam się. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia