2 kadencja, 78 posiedzenie, 2 dzień - Poseł Władysław Żbikowski

2 kadencja, 78 posiedzenie, 2 dzień (25.04.1996)


13 punkt porządku dziennego:
Sprawozdanie Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich w sprawie wniosku prokuratora generalnego o wyrażenie przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej posła Władysława Jana Żbikowskiego (druk nr 1588).


Poseł Władysław Żbikowski:

    Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! W nawiązaniu do sprawozdania Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich w sprawie wniosku prokuratora generalnego o wyrażenie przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej mojej osoby w związku z postawionym mi zarzutem spowodowania wypadku drogowego pragnę poinformować Wysoki Sejm o następujących okolicznościach.

    W dniu 22 stycznia 1995 r. - uprzejmie proszę zwrócić uwagę na datę - około godziny 15.10 w okolicach Jadwisina, pomiędzy Serockiem a Zegrzem, jadąc w kierunku Warszawy z prędkością około 50 km na godzinę na prostym odcinku bardzo śliskiej drogi, tzw. szklanki, z nie znanych mi powodów wysunął się lewy tył samochodu, który prowadziłem. Wysunięcie nastąpiło pod niewielkim kątem, nieznacznie przekraczającym oś jezdni. Jadący z przeciwnej strony z niewielką prędkością pojazd w odległości 50 m nadmiernie zbliżył się do osi jezdni i uderzył lewym przednim błotnikiem w tylne lewe koło samochodu, który prowadziłem. Odcinek drogi, na którym doszło do kolizji, nie był posypany i w tym dniu miała tam miejsce co najmniej jeszcze jedna kolizja. Była to kolizja, jakich wiele w tak trudnych warunkach, i nie wzbudziłoby to szczególnego zainteresowania, gdybym nie był posłem, a samochód, który na mnie najechał, nie był oznakowanym wozem policyjnym.

    Posmaku sensacji całej sprawie nadaje fakt spreparowania materiału dowodowego obciążającego moją osobę, opartego w głównej mierze na danych niezgodnych z prawdą. Jedynie dwa elementy w tym materiale są prawdziwe: fakt zaistnienia kolizji tego dnia oraz to, że byłem trzeźwy, co zresztą jest udokumentowane. Pozostałe dowody zostały spreparowane przez zainteresowanych funkcjonariuszy policji i oparte są w głównej mierze na zeznaniach policjantów uczestniczących w kolizji oraz na informacjach dwóch policjantów, którzy sporządzili protokół. Nawet tak oczywista kwestia jak miejsce kolizji została sfałszowana, podano bowiem miejscowość Borową Górę teren zabudowany, co jest oczywistym kłamstwem. Faktycznie kolizja miała miejsce na terenie nie zabudowanym na wysokości Jadwisina. Niezgodne z prawdą są także zawarte w protokole informacje na temat warunków drogowych oraz okoliczności zaistnienia kolizji. Bezpodstawnie oskarżono mnie o spowodowanie wypadku podczas wyprzedzania, a kolizja rzekomo nastąpiła w wyniku mojego najechania na radiowóz stojący w zatoce autobusowej. Na miejsce wypadku nie zostało wezwane pogotowie, po czasie jednak policjanci zgłosili rzekome urazy. Policjant, który miał doznać skręcenia stawu stopy, przez 2 godziny na stojąco oczekiwał na zakończenie spisywania protokołu, nie okazując bólu. Po prawie 9 miesiącach dochodzenia zakład medycyny sądowej stwierdził, że zaistniała kolizja mogła być przyczyną rozstroju organizmu policjanta, podkreślam: mogła być przyczyną rozstroju trwającego powyżej 7 dni, natomiast biegły lekarz stwierdził, że takiego rozstroju nie było. Dlaczego więc uznano za dowód w sprawie domniemanie rozstroju organizmu?

    Ponadto gdyby policjanci jadący radiowozem mieli zapięte pasy bezpieczeństwa, jak ich do tego zobowiązuje Kodeks drogowy, być może nie doszłoby do jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu. Zasadą policji jest jazda bez zapiętych pasów bezpieczeństwa, by demonstrować w ten sposób swoją wyższość nad innymi uczestnikami drogi, a wobec Sejmu, który uchwalił ustawę, niezależność.

    Następną kuriozalną ciekawostką jest oszacowanie strat w wyniku uszkodzenia radiowozu. Za zniszczony zderzak przedni, lewy reflektor przedni, lewy przedni błotnik oraz maskę straty oszacowano, bez orzeczenia rzeczoznawcy, na 60 mln starych złotych, co uważam za wartość dwukrotnie zawyżoną. Po kolejnym odrzuceniu materiału dowodowego przez prokuraturę, żeby nie było już żadnych wątpliwości, stratę oszacowano na 180 mln starych złotych i tym przygniatającym argumentem, kończąc, postawiono mnie w stan oskarżenia. Czy ten fakt ma potwierdzać obiegową opinię, że po włamaniu, kiedy wkracza policja, straty są 3-krotnie większe? Uniemożliwiono mi także złożenie wyjaśnień do protokółu powypadkowego oraz odmówiono możliwości złożenia wyjaśnień w charakterze świadka, opierając się w głównej mierze na materiale zgromadzonym przez resort spraw wewnętrznych.

    Jeśli jest możliwe spreparowanie materiału dowodowego przeciwko posłowi na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, to pewnie jest także możliwe spreparowanie materiału dowodowego w celu osłaniania przestępców lub niezgodnej z prawem działalności Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

    Prób uwikłania mnie w konflikt z prawem było znacznie więcej. W połowie grudnia 1994 r. nieznany sprawca usiłował doprowadzić do wypadku drogowego z moim udziałem, w wyniku czego rozbity został inny samochód. Powiadomiona policja okazała się bezsilna, ponieważ kierowca, który spowodował wypadek, jechał samochodem kradzionym i zbiegł z miejsca wypadku. Z reguły złodziej nie po to kradnie samochód, aby go natychmiast rozbić. Wielokrotnie usiłowano zepchnąć mnie z pasa ruchu, zajeżdżano drogę, doprowadzając do sytuacji, w których zmuszony byłem złamać przepisy o ruchu drogowym, manipulowano przy samochodzie - szczególnie przy hamulcach i ciśnieniu kół. W kilku przypadkach udało się stwierdzić, że niedoszli oprawcy znikali na zamkniętym dla ruchu osiedlu przy Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, na terenie którego znajduje się nie oznakowany i pilnie strzeżony wjazd na teren jednego z wydziałów tegoż centrum, skąd pochodził radiowóz policyjny uczestniczący w wypadku i gdzie ˝leczyli rany˝ poturbowani w wypadku policjanci.

    Na szczególną uwagę zasługuje fakt zajechania mi drogi w miejscu zamieszkania przez radiowóz na sygnale i ˝wydmuchania mnie w balonik˝ przez umundurowanych policjantów, ku uciesze sąsiadów. Pomimo że byłem trzeźwy, nie usłyszałem słowa ˝przepraszam˝, a przedstawienie się policjantów trzeba było wymusić. Aby mnie zdyskredytować w miejscu zamieszkania, przez sąsiadów podawano mi wezwania na komisariat. Nawet na parkingu sejmowym przy ul. Wiejskiej umundurowani policjanci dokonali 2-krotnie godnych pożałowania prowokacji.

    Co spowodowało tak szczególne potraktowanie jednego, lecz nie jedynego członka polskiego parlamentu? Moim zdaniem spowodowały to następujące fakty: W dniu 14 marca 1994 r. zwróciłem się do komendanta stołecznego Policji pana Jerzego Stańczyka z interwencją poselską w sprawie bezpieczeństwa na dworcach warszawskich, w szczególności na dworcu Warszawa Wschodnia. W sprawie tej nic nie uczyniono. Kilka tygodni później na ww. dworcu nieznani obcojęzyczni sprawcy dokonali napadu na obywateli rosyjskich. Następnie Policja polska dokonała brutalnego pobicia poszkodowanych we wcześniejszym napadzie. Prowokacja ta pod znakiem zapytania postawiła zapowiadaną wizytę w Polsce premiera Rosji Czernomyrdina. W prasie rosyjskiej rozpętano kampanię przeciwko Polsce, a prezydent Rosji Borys Jelcyn zapowiedział wydanie dekretu o możliwości zbrojnej interwencji w krajach, w których zagrożeni są obywatele Wspólnoty Niepodległych Państw.

    Czy śledząc postępowanie byłego ministra spraw wewnętrznych pana Milczanowskiego nie można dojść do wniosku, że celowo nie zadbano o bezpieczeństwo na dworcu Warszawa Wschodnia, aby ułatwić prowokację obcych służb? Czy nie należy spodziewać się podobnych prowokacji obecnie?

    Następnie w dniu 20 października 1994 r., kiedy jechałem rano do Sejmu na głosowania, Policja wmanewrowała mnie, narażając moje życie i zdrowie, w nie oznakowaną strefę specjalnego chronienia zablokowanych kilku ulic warszawskich, uniemożliwiając mi w ten sposób dojazd do Sejmu oraz odmawiając pomocy - pomimo okazania legitymacji poselskiej i wyraźnego oznakowania samochodu przepustką sejmową. W dniu tym pozbawiono posła Rzeczypospolitej Polskiej konstytucyjnego prawa do głosowania. Do chwili obecnej sprawa nie została wyjaśniona. Każda podejmowana przeze mnie próba wyjaśnienia tego incydentu kwitowana była bezkarnymi szykanami ze strony Policji. W niczym natomiast nie przeszkodziło to komendantowi stołecznej Policji wyposażyć byłego przestępcę, wpłacającego ogromne sumy na konto legalnie funkcjonujących struktur państwa, w osprzęt sygnalizacyjno-świetlny w celu ułatwienia mu swobodnego poruszania się po kraju.

    Czy powodem tak niesłychanej napastliwości w stosunku do mojej osoby stało się moje zaangażowanie w rozwój Ruchu Ludzi Pracy, partii, której jestem wiceprzewodniczącym, a której liczba zwolenników i sympatyków rozszerza się z miesiąca na miesiąc? Ruch Ludzi Pracy działa na bazie Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, którego struktura - Region Mazowiecki - wspiera Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów i współpracuje z nim.

    Czy powodem tak szczególnego traktowania przez Policję mojej osoby jest fakt, że moim asystentem jest przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Gminy Warszawa-Centrum? Czy też zbiegiem okoliczności jest to, że moim współpracownikiem w zakładzie pracy jest przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Rady Warszawy?

    Przecież uwikłanie mnie w przestępstwo daje doskonałą okazję do załatwienia sprawy inaczej - jak kolesie z kolesiami.

    Panowie policjanci, nie będę korzystał z niewybrednych propozycji. W państwie naszym muszą zafunkcjonować procedury prawne. Jednakowe dla wszystkich - dla mnie też.

    Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Podałem tylko niektóre przykłady funkcjonowania służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, ład i porządek publiczny. Polska rzeczywistość okazuje się zgoła odmienna. Próby uwikłania w przestępstwo miały też miejsce w stosunku do innych posłów, także tych z pierwszych stron gazet.

    Nic dziwnego, jeżeli do niedawna resortami Ministerstwa Spraw Wewnętrznych kierowała grupa gdańsko-szczecińska, której podstawowym zadaniem było zabezpieczenie interesów wybranych, a nie całego społeczeństwa. Kierunek działania określało powtarzane do dziś stwierdzenie...


Powrót Przebieg posiedzenia