e -2 kadencja, 79 posiedzenie, 2 dzień (09.05.1996)
10 punkt porządku dziennego:
Informacja ministra spraw zagranicznych o głównych kierunkach polityki zagranicznej Polski.
Poseł Leszek Moczulski:
Szanowne Panie i Panowie! Szczerze czy nieszczerze, wszyscy powtarzają, że polska racja stanu jest czynnikiem nadrzędnym. Wszyscy deklarują, że nasz interes narodowy jest tym najważniejszym czynnikiem. Problem polega na tym, że interes narodowy można rozumieć inaczej, i uznanie, że racja stanu, że interes narodowy jest najważniejszy, wcale nie oznacza, że mamy consensus co do tego, jaki jest nasz interes narodowy.
Sądzę, że - choć bez wątpienia z opóźnieniem, i to z opóźnieniem liczonym w latach - czas najwyższy, byśmy szukali consensusu co do rozumienia naszego interesu narodowego. Czas najwyższy, byśmy ten interes narodowy zdefiniowali, zdefiniowali precyzyjnie, konkretnie i w sposób wystarczająco szeroki, dlatego że te ogólniki - których nie brakowało także w dzisiejszym wystąpieniu pana ministra - po prostu nic nie mówią i o niczym nie świadczą. I w tym kontekście trzeba też spojrzeć na pewien błąd technologiczny - nazwijmy to tak - który się ciągle pojawia, a mianowicie błąd technologiczny, który za cele przyjmuje środki, natomiast o celach zapomina.
Aby być konkretnym: naszym celem narodowym nie jest wejście do Unii Europejskiej ani naszym celem narodowym nie jest wejście do Paktu Północnoatlantyckiego. Nasze cele narodowe wymagają bądź mogą wymagać, byśmy weszli do Unii Europejskiej, byśmy weszli do NATO. To nasze cele narodowe mogą tego wymagać. Natomiast, oczywiście, można tutaj przyjmować pewną postawę neoficką, dzisiaj chociażby w wystąpieniu przedstawiciela SLD mieliśmy przykład, jak to wygląda, że się z góry deklaruje, iż jesteśmy całkowicie za opcją zachodnią, całkowicie za wszystkim itd., itd., ale to nie ma nic wspólnego ani z poważną polityką, ani z celami narodowymi. Tutaj sprawa kluczowa: powinny być zdefiniowane, określone nasze cele narodowe w kontekście wchodzenia do Unii Europejskiej i we wszystkich innych kwestiach.
Pan minister Rosati bardzo trafnie powiedział, że za każdym razem trzeba brać pod uwagę rachunek strat i zysków. Oczywiście. Ale to znaczy, że należy określić w kontekście naszego interesu narodowego, choćby na przykładzie Unii Europejskiej, jakie zyski chcemy osiągnąć, a na jakie ustępstwa, na jakie straty się godzimy. Natomiast jeżeli ogólnie tylko powiemy, że chcemy tam wejść, że chcemy się przystosować, wypełnić wszelkie formalności, a co do zysków i strat to jakieś tam będą, to możemy się znaleźć w sytuacji, kiedy okaże się, że zyski są niewystarczające z punktu widzenia naszego interesu narodowego, a straty są nie do przyjęcia.
Czy można powiedzieć, że za cenę wejścia do jakiegokolwiek zintegrowanego organu międzynarodowego jesteśmy gotowi zgodzić się na katastrofę naszego rolnictwa? Oczywiście nie możemy tego powiedzieć. A rząd, który by się na to zgodził, długo by - mam nadzieję - rządem nie był. To samo zresztą może dotyczyć spraw nie tylko gospodarczych. Jeśli polityka zagraniczna ma być polityką zagraniczną z prawdziwego zdarzenia, to te rzeczy muszą być bardzo wyraźnie określone. Nie chcę w tej chwili nic proponować, zresztą nasze propozycje są raczej znane i jasne. Po prostu chcę zwrócić uwagę, że czas najwyższy, żebyśmy się zajęli definiowaniem naszego interesu narodowego i szukaniem consensusu, badaniem konkretnych strat i konkretnych zysków, a nie ograniczali do ogólników.
Jeszcze parę spraw, bardzo już szczegółowych. Pan minister Rosati powiedział, iż ma nadzieję, że nastąpi postęp w sprawie konkordatu. Wszyscy mamy tę nadzieję. Nie bardzo wiem, jak to rozumieć: Czy rozumieć to jako uzasadnioną - moim zdaniem - ale bardzo delikatną sugestię wobec parlamentu, żeby szybko to ratyfikował? Jeżeli tak, to jest to bardzo dobra uwaga. Ale może to znaczy coś innego? A może to są tylko słowa? Unikajmy tylko samych słów.
Inna sprawa szczegółowa, ale mogąca mieć pewne znaczenie. Pan minister mówi, że należy dążyć do rozwoju stosunków gospodarczych ze Stanami Zjednoczonymi, zwiększenia polskiego eksportu do Stanów Zjednoczonych. Oczywiście, należy do tego dążyć. Ale chciałbym wiedzieć, czy to na przykład oznacza, że na posiedzeniu Rady Ministrów pan minister spraw zagranicznych będzie występował w następującej sprawie: Na początku br. zapadły pewne decyzje dotyczące kursu złotówki w stosunku do walut wymienialnych, m.in. do dolara. W następstwie tych decyzji możliwości konkurencyjne naszego przemysłu, naszych towarów na rynkach m.in. amerykańskich uległy ograniczeniu. Już parę poważnych przedsiębiorstw w Polsce ma ogromne trudności, niektóre plajtują. Przedsiębiorstwa, które były skazane na opłacalny do niedawna eksport do Stanów Zjednoczonych, wskutek zmiany relacji ceny wywołanej decyzją ministra finansów i prezesa Narodowego Banku Polskiego w ciągu kilku tygodni stały się bankrutami. Otóż moje pytanie jest następujące: Czy w pełnym poczuciu odpowiedzialności za nasz interes narodowy Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamierza doprowadzić do tworzenia nowej rzeczywistości, także wewnątrz kraju, ułatwiającej te działania eksportowe? Czy też dąży do tego, żeby Polska i Stany Zjednoczone ogłosiły przez telewizję publiczną deklarację, że należy rozwijać handel międzynarodowy i że dobrze by było, żeby Amerykanie więcej kupowali towarów? No, to jest zupełnie inna polityka i te polityki, te zupełnie inne polityki musimy wyraźnie rozróżniać.
Natomiast z dużym uznaniem przyjąłem stwierdzenia pana ministra spraw zagranicznych zapowiadające postęp w konkretnych stosunkach między nami a Ukrainą i między nami a Litwą. Mam nadzieję, że nie są to jedynie deklaracje, tak jak w sprawie tego eksportu do Stanów Zjednoczonych, tylko że za tym będą szły spóźnione, ale konkretne posunięcia. W polityce zagranicznej, jak powiadam, najważniejsze są realia, a mało ważne są słowa i dlatego trudno będzie nie wstrzymać się od głosu, bo raczej słyszeliśmy słowa, a nie bardzo wiemy, jak należy je rozumieć. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia