1 kadencja, 31 posiedzenie, 4 dzień - Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Robert Mroziewicz

1 kadencja, 31 posiedzenie, 4 dzień (16.12.1992)


19 punkt porządku dziennego:
Informacja rządu Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie działań na rzecz Polaków zamieszanych w tzw. aferę karabinową.


Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Robert Mroziewicz:

    Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Pragnę zacząć od przekazania wyrazów ubolewania ministra Krzysztofa Skubiszewskiego, który chciał osobiście przedstawić Wysokiej Izbie tę informację. Niestety, samolot, którym wracał ze Sztokholmu z posiedzenia KBWE, z powodu mgły nie wylądował w Warszawie, tylko w Poznaniu i minister Skubiszewski po prostu w tej chwili jedzie właśnie z Poznania do Warszawy. Jestem jednak gotowy przedstawić tę informację w imieniu ministra.

    Wypowiem się w następujących kwestiach: po pierwsze - w sprawie chronologii wydarzeń; po drugie - stanu prawnego; po trzecie - działań organów rządowych oraz po czwarte - w sprawie przewidywanego rozwoju wydarzeń.

    Zacznę od przypomnienia podstawowych faktów. 13 stycznia 1992 r. dyrektor naczelny Zakładów Metalowych ˝Łucznik˝ w Radomiu podpisał umowę z towarzystwem handlowo-usługowym ATS SA. Umowa upoważniała ATS do negocjowania w imieniu zakładów ˝Łucznik˝ z International Business Centers (IBC) reprezentowanym przez obywatela amerykańskiego Ronalda Hendrona. Pragnę zauważyć, że Zakłady Metalowe ˝Łucznik˝ posiadały wówczas, i posiadają zresztą nadal, licencję uprawniającą je do samodzielnego występowania o zezwolenie na eksport broni. W postanowieniu o umorzeniu śledztwa z 26 czerwca br. Prokuratura Wojewódzka w Radomiu stwierdza m.in., że: ˝(...) pod względem formalnym zakłady metalowe w Radomiu uzyskały wszelkie niezbędne pozwolenia do działalności eksportowej, a tym samym zawierania kontraktów na sprzedaż broni poza granicę państwa˝. Gdyby Zakłady Metalowe ˝Łucznik˝ tak uczyniły, to cały zysk z ewentualnej sprzedaży uzbrojenia pozostałby w fabryce i nie byłby dzielony z prywatną firmą pośredniczącą. Tymczasem Zakłady Metalowe ˝Łucznik˝ udzieliły upoważnienia firmie ATS do podjęcia negocjacji z International Business Centers - w ramach licencji na eksport broni posiadanej przez zakłady ˝Łucznik˝, gdyż sama firma ATS takiej licencji nie posiadała. Za tę działalność firma ATS miała otrzymać 400 tys. dolarów.

    We wspomnianym przed chwilą postanowieniu prokuratury stwierdza się dalej, iż: ˝(...) rola ATS ograniczyła się jedynie do przygotowania strony organizacyjnej przy zawieraniu kontraktu (23 stycznia), jak również, w zależności od terminów dostaw, do pomocy finansowej˝. Można też sądzić, jeśli chodzi o cały późniejszy bieg wydarzeń, że prowokacja policyjna amerykańskich władz celnych skierowana była przeciwko pośrednikom, a nie przeciwko państwowej fabryce broni, której wicedyrektor stał się niefortunną ofiarą całej operacji. W tym więc momencie należałoby szukać początku ciągu wydarzeń, o których dzisiaj mówimy.

    Jak już wspomniałem, niemal bezpośrednio po podpisaniu umowy z firmą ATS, bo już 23 stycznia br., podpisano w Warszawie kontrakt między Zakładami Metalowymi ˝Łucznik˝ a Ronaldem Hendronem, reprezentującym IBC i działającym w imieniu bliżej nie znanej firmy ARMSCORP należącej rzekomo do rządu Republiki Filipin. Kontrakt opiewał na dostawę na Filipiny 40 tys. sztuk karabinków szturmowych AK-47 z dwoma magazynkami każdy. Wartość kontraktu określono na 7,4 mln dolarów amerykańskich, termin dostawy wyznaczono na 30 czerwca 1992 r., a miejsce dostawy określano jako FOB polski port.

    20 lutego 1992 r. na wniosek Zakładów Metalowych ˝Łucznik˝, podpisany przez zastępcę dyrektora Rajmunda Szwondera, MWGzZ wydało tym zakładom pozwolenie na eksport wymienionej we wspomnianym kontrakcie broni. Pozwolenie wydano najwyraźniej na podstawie przedstawionego przez Zakłady Metalowe ˝Łucznik˝ pełnomocnictwa instytucji ARMSCORP dla Ronalda Hendrona oraz szczegółowego upoważnienia tegoż Ronalda Hendrona przez Ministerstwo Obrony Republiki Filipin do zakupu na wyłączny użytek Filipin 40 tys. sztuk karabinków szturmowych AK-47. Dokumenty te zostały w późniejszym okresie - notą werbalną ambasady Filipin z 6 kwietnia 1992 r. - uznane za fałszywe, do czego jeszcze wrócę.

    Między 6 a 10 marca ośmiu obywateli polskich oraz kilku obywateli rosyjskich przeprowadziło we Frankfurcie nad Menem rozmowy na temat dostaw uzbrojenia. Jeśli chodzi o obywateli polskich, byli to: Wojciech Barański, Jerzy Brzostek, Jan Górecki, Zbigniew Grabowski, Tadeusz Koperwas, Jerzy Napiórkowski, Rajmund Szwonder i Zbigniew Tarka. Zostali oni przedstawieni przez Ronalda Hendrona rozmówcom amerykańskim, będącym agentami władz celnych USA, o czym Polacy nie wiedzieli. Jeden z tajnych agentów amerykańskich miał się przedstawić jako przedstawiciel prezydenta Iraku Saddama Husajna, inni zaś jako pośrednicy odpowiedzialni za zakupy i dostawy uzbrojenia do Iraku. Według informacji amerykańskiego attaché celnego z Bonn, wszystkie spotkania z agentami amerykańskimi odbywały się pod kontrolą policji niemieckiej oraz amerykańskich agentów celnych.

    10 marca podpisano umowę dotyczącą sprzedaży wyżej wymienionej broni. Tego samego dnia sześciu obywateli polskich zostało aresztowanych przez władze RFN. Byli to: Wojciech Barański, Jerzy Brzostek, Jan Górecki, Zbigniew Grabowski, Jerzy Napiórkowski i Rajmund Szwonder. Aresztowani zostali również obywatele amerykańscy - Ronald Hendron i Stanley Kinman, który był początkowo określany jako obywatel polsko-amerykański, chociaż legitymował się wyłącznie paszportem amerykańskim. Pozostali dwaj Polacy, mianowicie Tadeusz Koperwas i Zbigniew Tarka, oraz obywatele rosyjscy nie zostali aresztowani. Powodów takiego zróżnicowania nie znamy.

    20 marca br. Wydział Konsularny Ambasady RP w Kolonii dowiedział się z prywatnych źródeł o aresztowaniach i podjął interwencję w sprawie niepowiadomienia go o zatrzymaniu obywateli polskich. Sąd Grodzki we Frankfurcie wyjaśnił, że zawiadomienie zostało do ambasady wysłane. Należy jednak stwierdzić, iż powiadomienie takie nie stanowi w żadnej mierze wystąpienia o zgodę na aresztowanie. Innymi słowy zwłoka w powiadomieniu może być przedmiotem zarzutu, lecz nie zmienia sytuacji osób aresztowanych. Po uzyskaniu pełnych danych personalnych osób zatrzymanych polski konsul nawiązał z nimi osobisty kontakt i od tego czasu konsulat zapewniał aresztowanym pomoc prawną i opiekę konsularną. Ponadto Wydział Konsularny w Kolonii uzyskał dla rodzin aresztowanych przepustki na widzenia. Wydział doręczył także zatrzymanym przekazy pieniężne, korespondencję prywatną oraz prasę. Kolejne widzenia w aresztach miały miejsce w połowie kwietnia i na początku maja br. W sumie odbyło się 12 rozmów oraz widzeń. Wszelkie zgłaszane w trakcie rozmów problemy starano się rozwiązywać na miejscu.

    Nakazy aresztowania sześciu Polaków wydane zostały przez sąd okręgowy w Nowym Jorku 11 i 13 marca br. W ich rezultacie ambasada USA w Bonn wystąpiła o zastosowanie aresztu prewencyjnego w celu ekstradycji do USA. Od tego czasu aż do samego momentu ekstradycji - co w wypadku pięciu spośród sześciu Polaków nastąpiło 25 listopada br. - sprawę rozpatrywały sądy niemieckie. Wyczerpano wszystkie możliwości postępowania sądowego na terenie RFN, w tym także bezpośrednie zwrócenie się do prezydenta państwa. Świadczy to o właściwej pracy prawników i pełnym zaangażowaniu się ich w tę sprawę. Z drugiej strony procedura ta zaowocowała wyjątkowo długim okresem spędzonym przez Polaków w areszcie niemieckim.

    Przeprowadzona w MSZ analiza prawna wykazała, iż niemiecki wymiar sprawiedliwości odegrał w całej sprawie rolę czysto pomocniczą. Z ustaleń niemiecko-amerykańskiego traktatu o ekstradycji wynika, że strona występująca o ekstradycję nie ma obowiązku przeprowadzenia przed sądem drugiego państwa postępowania dowodowego. Wystarcza to stwierdzenie, iż przeciwko danej osobie toczy się dochodzenie, a sądy państwa, w którym dokonano aresztowania, mogą odmówić ekstradycji tylko ze ściśle określonych powodów. W tym wypadku żaden z powodów określonych w traktacie nie zachodził. Są to m.in.: obawa przed prześladowaniem politycznym lub uzasadnione podejrzenie co do jakości wymiaru sprawiedliwości w państwie żądającym ekstradycji.

    Punkt drugi informacji to stan prawny. Przechodzę teraz do ukazania ogólnych ram prawnych sprawy. Kwestia ekstradycji do Stanów Zjednoczonych obywateli polskich, zatrzymanych w RFN, wywołała pewne wątpliwości wynikające głównie z faktu, iż jest to sytuacja, która do tej pory nie była szerzej znana polskiej opinii publicznej. Należy w związku z tym wyjaśnić, co następuje:

    Po pierwsze, postępowanie w USA zostało wszczęte przeciw dwóm obywatelom amerykańskim - Ronaldowi Hendronowi i Stanleyowi Kinmanowi - którzy mieli działać w porozumieniu z innymi osobami, w tym wypadku z Polakami. Z punktu widzenia ustawodawstwa amerykańskiego obywatelstwo współoskarżonych nie ma znaczenia dla właściwości sądu. Podobnie rzecz się ma w podpisanych przez Polskę traktatach ekstradycyjnych.

    Po drugie, kwestia ekstradycji z państwa trzeciego jest znana w praktyce międzynarodowej. Można tu chociażby wspomnieć o niedawnej ekstradycji obywateli Jugosławii z Polski do Danii, obywatela Belgii z Polski do RFN lub - w sprawie dotyczącej również przemytu broni - obywatela Austrii z Kanady do USA. W żadnym z tych wypadków władze państw, których obywatelami były osoby ekstradowane, nie sprzeciwiły się tej procedurze.

    Przy narastających powiązaniach zewnętrznych polskiego świata przestępczego jest nader prawdopodobne, iż w sytuacji żądającego ekstradycji z państwa trzeciego może znaleźć się również Polska.

    Należy tu wspomnieć, że władze polskie nie mogły same wystąpić o ekstradycję zatrzymanych do Polski, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, między Polską a RFN nie istnieje traktat ekstradycyjny. Wprawdzie jego brak nie uniemożliwia wyrażenia z dobrej woli zgody na ekstradycję przez władze państwowe (stało się tak np. w wypadku ekstradycji pana Grobelnego), lecz w sytuacji gdy RFN jest połączona z innym państwem formalnym traktatem, a tak przecież sprawy się mają w odniesieniu do USA, zobowiązania traktatowe w sposób oczywisty mają pierwszeństwo. Drugim powodem, bardziej nawet ważkim, jest fakt, iż przeciwko oskarżonym nie toczy się w Polsce żadne dochodzenie. Wprawdzie Prokuratura Wojewódzka w Radomiu wszczęła 22 kwietnia dochodzenie w sprawie posłużenia się sfałszowanym certyfikatem ostatecznego użytkownika, tzw. EUC, wystawionym rzekomo przez władze Filipin, ale dochodzenie umorzono już 26 czerwca, gdyż nie było żadnych dowodów na to, by którykolwiek z aresztowanych we Frankfurcie Polaków wiedział o nieautentyczności dokumentu. Należy podkreślić, że jeżeli istnieją w tej sprawie dowody świadczące o winie oskarżonych, to nielegalny eksport broni byłby przestępstwem także w Polsce. Jeżeli natomiast dowodów takich nie ma, to nie ma także podstaw do skazania oskarżonych w USA. Innymi słowy, nie chodzi tu o przestępstwo istniejące tylko w prawie amerykańskim.

    Polska nie posiada żadnych materiałów obciążających w tej sprawie. Jak można sądzić, nie dysponują nimi również władze niemieckie, gdyż, jak już wspomniałem, na państwie prowadzącym dochodzenie, w tym wypadku na USA, nie spoczywa obowiązek ich przedstawienia przy żądaniu ekstradycji.

    Gdyby prowadzone we Frankfurcie rozmowy na temat sprzedaży broni dotyczyły wyłącznie jej eksportu na Filipiny, nie byłyby przestępstwem. Jednak, według przeprowadzających operację amerykańskich służb celnych, agenci tych służb jednoznacznie przedstawili się innym uczestnikom rozmów jako wysłannicy Saddama Husajna, którzy zamierzają omawianą dostawę broni skierować do Iraku. Irak jest objęty w zakresie eksportu broni embargiem ONZ, jego naruszenie winno być karane we wszystkich państwach członkowskich ONZ. Na przykład w pkt. d niemieckiego nakazu aresztowania Rajmunda Szwondera stwierdza się, że: ˝wszyscy uczestnicy [chodzi o spotkanie w hotelu we Frankfurcie] wiedzieli, że broń miała bez wątpienia ostatecznie być skierowana do Iraku˝. Do transakcji miało posłużyć fałszywe zaświadczenie filipińskie, a dostawa miała objąć nie tylko AK-47, ale także, jak wynika z oświadczenia jednego z amerykańskich agentów, wyprodukowane w byłym ZSRR 4 tys. granatników RPG-7 i dwa samoloty bojowe MIG-29.

    MSZ posiada także kopię zaprzysiężonego oświadczenia jednego z agentów służb celnych USA. Stwierdza on w pkt. 27, iż w trakcie spotkania w dniu 7 marca 1992 r., w którym uczestniczyło m.in. czterech z zatrzymanych później Polaków, ustalono szczegóły finansowe mające na celu ukrycie, podkreślam: ukrycie, irackiego źródła pochodzenia pieniędzy. W spotkaniu nie uczestniczyli Jerzy Brzostek i Jerzy Napiórkowski, którzy mieli w tym czasie przebywać w Rosji w celu sfinalizowania tamtejszej części transakcji. Zgodnie z pkt. 42 tego samego oświadczenia, w dniu 10 marca 1992 r. Brzostek i Napiórkowski mieli wyrazić zgodę na to, by broń AK-47 i RPG-7 ˝była sprawdzona przez irackich inspektorów przed wysłaniem jej do Iraku˝.

    Akt oskarżenia obejmuje szereg zarzutów, przy czym poszczególni oskarżeni objęci są, w różnym składzie, różnymi zarzutami. Najistotniejszy merytorycznie jest zarzut pierwszy, który dotyczy udziału w związku przestępczym. Zgodnie z prawem amerykańskim, jakiekolwiek powiązanie ze związkiem przestępczym powoduje - a dotyczy to wszystkich uczestników związku - że jest się objętym wszystkimi zarzutami wynikającymi z istnienia takiego związku, nawet jeżeli dany uczestnik nie był w ogóle świadom pewnych konkretnych działań podjętych przez innych członków związku przestępczego. Zarzut ten obejmuje w omawianym akcie oskarżenia cztery odrębne przypadki pogwałcenia amerykańskiego prawa federalnego: 1) nielegalny import do Stanów Zjednoczonych oraz eksport ze Stanów Zjednoczonych określonego w akcie oskarżenia uzbrojenia; 2) prowadzenie transakcji finansowych związanych z nielegalną działalnością; 3) eksport uzbrojenia ze Stanów Zjednoczonych do Iraku; 4) składanie fałszywych oświadczeń wobec amerykańskich organów rządowych.

    Władze USA twierdzą, że obywatele polscy dopuścili się bardzo poważnego przestępstwa w systemie prawa amerykańskiego. Będą oni odpowiadać z sześciu artykułów amerykańskiej ustawy o kontroli eksportu broni, które przewidują kary więzienia od 5 do 47 lat i grzywny od 20 tys. dolarów do 3 mln dolarów.

    MSZ nie może przedstawić żadnej oceny wartości dowodów amerykańskich w tej sprawie. Po pierwsze, nie były one nam przedstawione. Po drugie, do ich oceny powołany jest sąd amerykański, który będzie dysponował całością materiału dowodowego. Na podstawie innych powszechnie znanych przypadków zastosowania procedury typu ˝Żądło˝ wiemy jednak, iż sądy amerykańskie dopuszczają ją tylko wówczas, gdy spełnione są dwa warunki. Po pierwsze, oskarżony przejawiał chęć popełnienia przestępstwa, wskutek czego wszedł w kontakt z agentami policji lub służb specjalnych. (Jeżeli został przez tychże agentów nakłoniony do popełnienia przestępstwa, sam zaś dokonać go nie zamierzał, sąd z reguły umarza sprawę). Po drugie, agenci jednoznacznie określili charakter dokonywanego przestępstwa, co w tym konkretnym przypadku oznaczałoby na przykład przedstawienie się przez nich, wyraźnie i jednoznacznie, jako wysłanników irackich.

    Wiadomo nam również, iż w dotychczasowej praktyce sądów amerykańskich dowody przy tego typu operacjach musiały być jednoznaczne. Są nimi na przykład nagrania wideo albo własnoręcznie podpisane dokumenty. Zgodnie z zeznaniem niemieckiego agenta policyjnego, przy zatrzymaniu przejęto dokument podpisany przez sześciu spośród siedmiu Polaków (Stanley Kinman nazywany jest w tym zeznaniu obywatelem polsko-amerykańskim). Dokument ten określa sposób płatności za dostarczone uzbrojenie: z ukrytego konta irackiego poprzez łańcuch pośredników, co miało ukryć źródło pochodzenia pieniędzy. Gdyby tak było rzeczywiście, byłby to dowód o wysokim stopniu skuteczności.

    Wszelkie działania organów polskich były więc w istocie próbami przekonania władz niemieckich, aby te nie dotrzymały zobowiązań traktatowych wobec jednego z najbliższych sojuszników Niemiec; przy czym nie mogliśmy nawet, z braku podstaw, stwierdzić, iż po ewentualnym wydaniu obwinionych Polsce staną oni przed polskim sądem.

    Sprawa trzecia: działania organów rządowych. Z powyższego stanu rzeczy wyraźnie wynika, iż pozycja Polski była niezwykle trudna. Ta trudna pozycja nie wpłynęła w żadnej mierze na intensywność naszych działań, choć niewątpliwie wywarła wpływ na ich skuteczność. Przejdę teraz do scharakteryzowania tych działań.

    Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło szereg formalnych i nieformalnych kroków, także minister Krzysztof Skubiszewski czynił w tym zakresie wszystko, co było możliwe. Rozmawiał o sprawie z ministrem Hansem Dietrichem Genscherem, a następnie z jego następcą ministrem Klausem Kinkelem. Minister Skubiszewski skierował również do ministra Kinkela dwa listy w tej sprawie, a kolejny list skierował do pełniącego wówczas obowiązki, a obecnie już sekretarza stanu USA, Lawrence'a Eagleburgera. MSZ przekazał także noty rządowi niemieckiemu i ambasadzie RFN w Polsce. W Warszawie przeprowadzono rozmowy z ambasadorem i innymi urzędnikami ambasady USA. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w USA i inni pracownicy ambasady odbyli liczne spotkania na wysokich szczeblach administracji amerykańskiej. Niezależnie od tego wszystkiego, aresztowanym obywatelom polskim zapewniono pomoc prawną i opiekę konsularną.

    Pomimo trudnej sytuacji prawnej, przedstawicielom MSZ udało się osiągnąć zrozumienie u czynników politycznych, zarówno niemieckich, jak i amerykańskich, czego nie można powiedzieć o amerykańskiej prokuraturze. Urzędnicy amerykańskiego Departamentu Stanu podejmowali rozmowy w Departamencie Sprawiedliwości, którego urzędnicy z kolei przekazywali odpowiednie uwagi prowadzącej sprawę prokurator Tanyi Hill. Przykładowo, w jednej z depesz z sierpnia 1992 r. ambasador Dziewanowski informował, że szef Wydziału Zagranicznego Departamentu Sprawiedliwości rozmawiał z prokurator Tanyą Hill i że wiele jest możliwe. Z innej depeszy z końca września pochodzi informacja, że zastępca wspomnianego wyżej urzędnika Departamentu Sprawiedliwości ponownie rozmawiał, na naszą prośbę, z prokurator Hill. Jak jednak stwierdził, taka rozmowa jest jedyną dopuszczalną formą przejawiania zainteresowania sprawą przez Departament Sprawiedliwości. Jak się okazało, prokurator Tanya Hill przyjęła ostatecznie linię postępowania, zgodnie z którą strona polityczna sprawy nie może spowodować, iżby wszczęte postępowanie karne zostało umorzone. Sprawa musi się zakończyć w sądzie, który rozstrzygnie o winie lub braku winy.

    W odpowiedzi na list ministra Krzysztofa Skubiszewskiego z 3 września minister spraw zagranicznych RFN Klaus Kinkel 15 września nie tylko zobowiązał się do uwzględnienia ˝szczególnych aspektów humanitarnych w przypadku Rajmunda Szwondera˝, lecz także podkreślił, iż ˝z zainteresowaniem przyjąłem do wiadomości, że rozmowy prowadzone między rządem (polskim) i rządem Stanów Zjednoczonych Ameryki pozwalają wywnioskować, że istnieje gotowość strony amerykańskiej do umorzenia postępowania ekstradycyjnego w przypadku pana Szwondera˝. Supozycja powyższa była zbyt daleko idąca, niemniej świadczy dobitnie, iż władze polskie podejmowały usilne starania w tej materii.

    Pragnę podkreślić, że zarówno minister Skubiszewski, jak i inni przedstawiciele resortu brali pod uwagę szczególny status Rajmunda Szwondera jako wicedyrektora fabryki państwowej. Według dostępnych nam dokumentów, sytuacja Rajmunda Szwondera nie kształtuje się lepiej niż pozostałych osób. Żadne oficjalne stanowisko nie może zakładać, iż aparat sprawiedliwości innego demokratycznego państwa nie jest zdolny do wydania sprawiedliwego orzeczenia. Dlatego działania polskiego MSZ w tej sprawie, w sprawie Rajmunda Szwondera, dotyczyły przede wszystkim dwóch aspektów: jego stanu zdrowia po przebytym w niemieckim areszcie zawale serca oraz jego sytuacji jako wysokiej rangi pracownika państwowej fabryki. Rajmund Szwonder nie był i nie jest przedstawicielem rządu polskiego ani jego urzędnikiem.

    MSZ podejmował szczególne starania o Rajmunda Szwondera. Na przykład w liście do sekretarza stanu USA Eagleburgera z 17 sierpnia 1992 r. minister Krzysztof Skubiszewski pisał m.in.:

    ˝Odnośnie do szóstego z zatrzymanych rząd federalny nie podjął jeszcze decyzji. Osobą tą jest pan Rajmund Szwonder, zastępca dyrektora Państwowych Zakładów Metalowych ˝Łucznik˝ w Radomiu. Do jego zadań należą m.in. działania na rzecz eksportu produktów tej państwowej fabryki, wytwarzającej m.in. karabiny maszynowe, oraz udział w przygotowywaniu kontraktów handlowych zgodnie z uprzednio uzyskiwanymi zezwoleniami eksportowymi Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą.

    Jak wynika z aktu oskarżenia, w sprawie Cv. No. 92-424(S) (EHN), skierowanego do Unitet States District Court, Eastern District (...) pan Rajmund Szwonder nie jest głównym oskarżonym. Z aktu oskarżenia można wnieść ponadto, że w swojej działalności nie naruszył on istotnych postanowień amerykańskich praw federalnych w związku z zarzucanym mu udziałem w spisku na rzecz zakazanego eksportu broni.

    Pragnę jednocześnie podkreślić, że pan Rajmund Szwonder jest ciężko chory, ponieważ w areszcie ekstradycyjnym przeszedł poważny atak serca. Z tego powodu jego przypadek mógłby być uznany za wyjątkowy z przyczyn humanitarnych.

    Powyższe okoliczności skłaniają mnie do wyrażenia przekonania, iż byłoby uzasadnione rozpatrzenie możliwości przeprowadzenia niezbędnych czynności prawnych w stosunku do niego na terytorium Polski bądź Republiki Federalnej Niemiec, nie narażając go na niebezpieczną dla zdrowia, uciążliwą podróż ekstradycyjną oraz na pobyt w oddaleniu od rodziny i opiekujących się nim lekarzy˝. Koniec listu ministra Skubiszewskiego.

    Poza oczywistym aspektem humanitarnym praktycznie kwestia sprowadza się do uznania, w jakiej mierze Rajmund Szwonder może być zwolniony od odpowiedzialności za ewentualne naruszenie prawa przez sam fakt bycia wysokim rangą pracownikiem państwowej fabryki. W ocenie amerykańskiego adwokata Rajmunda Szwondera jest to możliwe, choć ostateczna decyzja należy do sędziego. 11 grudnia otrzymał on pisemne stanowisko obrony i oskarżyciela dotyczące możliwości wyłączenia Rajmunda Szwondera ze sprawy i według naszych informacji ma podjąć odpowiednią decyzję do 18 grudnia.

    W chwili obecnej nie można ocenić, jak długo jeszcze może toczyć się sprawa. Spodziewamy się, że właściwy proces rozpocznie się na wiosnę 1993 r., jednak nie istnieją jeszcze żadne konkretne ustalenia w tej sprawie.

    Nie jesteśmy też w stanie przewidzieć, jaką drogę postępowania obiorą oskarżeni: czy będą bronić swojej niewinności, czy przyznają się do winy w pewnym punkcie aktu oskarżenia w zamian za niższy wymiar kary - co z kolei może się wiązać z obciążeniem innych oskarżonych. Pojawiają się także informacje, że jeden lub więcej z oskarżonych (Amerykanów lub Polaków) może się zgodzić na wystąpienie w roli tzw. świadka koronnego. Wszystkie te elementy będą miały istotny wpływ na datę rozpoczęcia procesu, czas jego trwania i ewentualną wysokość wyroku skazującego.

    Polskie przedstawicielstwo konsularne w Nowym Jorku zajmuje się sprawą w sposób szczególny. Jeden z konsulów jest stale obecny na sali sądowej, pozostaje w kontakcie z oskarżonymi i władzami więziennymi. Wyjaśniamy również, co stało się z drobnymi przedmiotami należącymi do oskarżonych, a pozostawionymi w RFN, a także dokonaliśmy wpłaty na konto więzienne na tzw. wypiskę dla jednego z oskarżonych, który nie miał przy sobie środków pieniężnych.

    W kwestii postępowania toczącego się wobec Rajmunda Szwondera działania MSZ idą dalej. Zakłady Metalowe ˝Łucznik˝ zgodziły się uzyskać i opłacić adwokata dla Rajmunda Szwondera. Wobec przedłużającego się postępowania koszty obrony bardzo znacznie przekroczyły określoną wstępnie sumę. Teraz zakłady ˝Łucznik˝ nie wyraziły zgody na uregulowanie nowych rachunków i musiał to uczynić MSZ, tymczasem resort spraw zagranicznych także nie ma pieniędzy.

    W trakcie dalszego postępowania konsulat w Nowym Jorku będzie bardzo dokładnie obserwował przebieg procesu, w szczególności w celu upewnienia się, że w stosunku do oskarżonych przestrzegane jest prawo. Będziemy pilnować, aby warunki pobytu w areszcie były zgodne z obowiązującymi regułami i nie obrażały godności osobistej zatrzymanych. Będziemy także utrzymywać stały kontakt z rodzinami oskarżonych; kontaktujemy się z nimi wielokrotnie każdego tygodnia. Gdyby w tej sprawie zapadł jednak wyrok skazujący, będziemy się starali, aby mógł być on choć częściowo odbyty w Polsce.

    Dodam, iż w różnych aresztach i więzieniach świata przebywa obecnie ok. 3 latywnie dużych środków na przeprowadzenie operacji redukcji - tys. Polaków. Pozycja zatrzymanych we Frankfurcie różni się od pozostałych przypadków jedynie tym, że samo aresztowanie nastąpiło na terenie trzeciego państwa. Sytuacja prawna nie byłaby jednak inna, gdyby aresztowanie nastąpiło na terenie USA. Jak już wskazałem, aresztowanie na obszarze trzeciego państwa nie stanowi znaczącego prawnie elementu.

    Stwierdzam, iż ze strony rządu RP podjęte zostały wszystkie możliwe kroki, aby pomóc obywatelom polskim oskarżonym w tej sprawie. Dziękuję bardzo.


Powrót Przebieg posiedzenia