1 kadencja, 22 posiedzenie, 3 dzień (31.07.1992)
17 punkt porządku dziennego:
Sprawozdanie Komisji Nadzwyczajnej o poselskim projekcie ustawy konstytucyjnej o wzajemnych stosunkach między władzą ustawodawczą i wykonawczą Rzeczypospolitej Polskiej (druki nr 126, 403 i 403-A).
Poseł Longin Pastusiak:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Projekt ustawy, który jest przedmiotem dzisiejszej debaty, bardzo często określany jest z tej trybuny mianem ˝małej konstytucji˝. Jeżeli, oczywiście, istnieje pojęcie ˝małej konstytucji˝, to logicznie rozumując, musi istnieć również pojęcie dużej konstytucji. Już samo postawienie zagadnienia: mała czy duża konstytucja, uważam za niepoważne, powiedziałbym, godzące nawet w prestiż Wysokiej Izby, w prestiż polskich elit politycznych i ośmieszające nas w pewnym stopniu wobec świata zewnętrznego, jako że jest to jeszcze jeden przykład nieporadności i braku umiejętności Polaków w sprawnym i światłym rządzeniu krajem czy też jako że wywołuje podejrzenie o brak consensusu w Wysokiej Izbie co do stworzenia stabilnych w długofalowej perspektywie warunków rządzenia krajem.
Dlaczego samo pojęcie ˝małej konstytucji˝ budzi moje zastrzeżenia? Z trzech powodów. Po pierwsze, doświadczenia innych krajów nie znają pojęcia małej, średniej czy dużej konstytucji. Konstytucję albo się ma, albo się jej nie ma. Różne ugrupowania i różne osoby obecne w tym Sejmie przekonywały nas w ostatnich latach, że z systemem politycznym nie trzeba eksperymentować, że trzeba korzystać ze sprawdzonych doświadczeń. Ci sami ludzie i przedstawiciele tych samych sił politycznych mówią dziś nam właśnie: zróbmy prowizorkę, zróbmy coś przejściowego, coś małego. Po drugie, tzw. mała konstytucja miała swoje epizodyczne odniesienie w historii Rzeczypospolitej Polskiej, kiedy odzyskaliśmy niepodległość po I wojnie światowej, kiedy nie było konstytucji i trzeba było szybko stworzyć prowizorium konstytucyjne. Taka sytuacja nie zachodzi obecnie, nie ma odniesienia do obecnej sytuacji Rzeczypospolitej Polskiej. I po trzecie wreszcie, my, Polacy przy różnych okazjach lubimy powoływać się na nasze długie tradycje konstytucyjne - mamy przecież jedną z najstarszych konstytucji świata, Konstytucję 3 maja - powołujemy się na nasze doświadczenia z okresu międzywojennego, na rezultaty pracy Komisji Konstytucyjnej pod przewodnictwem prof. Geremka w poprzedniej kadencji, a także mamy przecież co najmniej 10 projektów konstytucji opracowanych przez różne zespoły. Jeżeli wobec tego mamy i takie tradycje, i takie doświadczenia, i takie właśnie gotowe projekty konstytucji, to dlaczego z nich nie korzystamy? Lubimy również powoływać się - my, Polacy - często na przykłady amerykańskie. Niech mi będzie wybaczone, że ja również, jako amerykanista, powołam się na przykład amerykański. Otóż kiedy w 1787 r. 55 dżentelmenów, zwanych dziś ojcami, twórcami Konstytucji Stanów Zjednoczonych, zebrało się w Filadelfii - a zaręczam państwu, że nie było wśród nich żadnego prawnika konstytucjonalisty, bo nie było takiego pojęcia i nie było konstytucji - to w ciągu 6 miesięcy opracowali oni dokument, który z 26 poprawkami przetrwał 205 lat i nadal bardzo dobrze służy Stanom Zjednoczonym.
Chciałbym, aby ktoś mnie przekonał, że nie stać nas na to czy też stać nas tylko na opracowanie właśnie ˝małej konstytucji˝. Jeżeli ktoś uważa, że przy naszych tradycjach, naszych doświadczeniach i naszym dorobku stać jest nas tylko na opracowanie ˝małej konstytucji˝, a Izby nie stać na spełnienie funkcji konstytuanty, to myślę, że nie powinien podejmować się obowiązków poselskich.
Mądra żona drugiego prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna Adamsa - twórcy Konstytucji Stanów Zjednoczonych i autora Deklaracji Niepodległości - Abigail Adams powiedziała: Czas jest dany człowiekowi, by go używał, a nie po to, by go tracił. Odkładając opracowanie konstytucji, zastępując ją prowizorką, uważam, że tracimy właśnie czas. (Oklaski)
Wysoki Sejmie! Sojusz Lewicy Demokratycznej w swoim programie wyborczym opowiadał się za zniesieniem Senatu. Uważam, że w obecnych warunkach istniejących w Polsce Senat stracił rację bytu. Po pierwsze, obecny Senat powstał w zupełnie innych okolicznościach niż obecne i miał spełniać inną funkcję polityczną, aniżeli spełnia obecnie. Po drugie, doświadczenia wykazują, że wkład Senatu w poprawę jakości procesu legislacyjnego w Polsce jest minimalny, a koszty funkcjonowania Senatu są niewspółmiernie wysokie. I po trzecie wreszcie, doświadczenia - chciałbym zwrócić uwagę Wysokiej Izby na tę argumentację - międzynarodowe wykazują, że senaty mają rację bytu w państwach, które: 1) mają strukturę federalną lub konfederacyjną, w celu stworzenia bardziej zrównoważonej reprezentacji dużych i małych członów (np. w Stanach Zjednoczonych 30-milionowa Kalifornia ma 2 miejsca w Senacie, tyle ile 450-tysięczny stan Wyoming), w celu dowartościowania mniejszych członów; 2) mają znaczne mniejszości etniczne, w celu dowartościowania tych mniejszości, które w proporcjonalnym systemie wyborczym mogłyby się czuć dyskryminowane; 3) tam gdzie istnieją silne regionalizmy, w celu zapobieżenia tendencjom odśrodkowym, wtedy dowartościowuje się te regiony.
Jak z powyższego widać, żaden z tych trzech warunków nie dotyczy Polski, choć dotyczył Polski międzywojennej, kiedy trzeba było scalać człony Polski z trzech zaborów i kiedy mieliśmy w Polsce znaczące mniejszości etniczne.
Kilku mówców zwróciło uwagę na to, że projekt ustawy, nad którym dyskutujemy, utrwala trójpodział władzy. Otóż, proszę państwa, klasyczny monteskiuszowski system trójpodziału władzy między władzę wykonawczą, sądowniczą i ustawodawczą to właśnie taki podział. Tymczasem tytuł obecnej ustawy mówi tylko o wzajemnych stosunkach między władzą ustawodawczą i wykonawczą, a więc o dwupodziale władzy, a nie o trójpodziale władzy. Natomiast ten projekt ustawy kreuje nową wersję, można rzec: polską wersję trójpodziału władzy między Belwederem, Sejmem i Radą Ministrów. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia