1 kadencja, 15 posiedzenie, 1 dzień (21.05.1992)
1 punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o ratyfikacji Układu Europejskiego ustanawiającego stowarzyszenie między Rzecząpospolitą Polską a Wspólnotami Europejskimi i ich państwami członkowskimi sporządzonego w Brukseli dnia 16 grudnia 1991 r. (druk nr 220).
Poseł Józef Oleksy:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Klub Parlamentarny Sojuszu Lewicy Demokratycznej stoi na stanowisku, że ratyfikacja Układu Europejskiego, ustanawiającego stowarzyszenie między Rzecząpospolitą Polską a Wspólnotami Europejskimi i ich państwami członkowskimi wpisuje Polskę w proces integracji europejskiej i jest wyrazem polityki poszerzania Wspólnoty. Podpisanie tego układu w grudniu 1991 r. było poprzedzone długotrwałymi i czasem bardzo trudnymi negocjacjami. Dziś padnie zapewne niejedno pytanie o to, na ile w wyniku tych negocjacji zagwarantowano w układzie ochronę polskich interesów na krótki i dłuższy czas. Układ bez wątpienia wyraża strategiczną wolę niepodległej Polski kroczenia w przyszłość w ścisłym powiązaniu z całym układem zintegrowanej Europy. Układ jest szansą, a nie gwarancją, jest próbą, nie naszych naiwnych często wyobrażeń czy oczekiwań, lecz naszej odpowiedzialności i umiejętności. Polska będzie się liczyć, gdy będzie państwem stabilnym i przewidywalnym politycznie, respektującym prawa i obowiązki obywatelskie, oferującym dobre produkty, krajem otwartym wobec partnerów europejskich, a nie ksenofobicznym i zajętym wyłącznie sobą.
Sojusz Lewicy Demokratycznej opowiada się niezmiennie za utrwalaniem tych więzi Polski. W ścisłej współpracy europejskiej upatrujemy szansy rozwoju Polski i jej długofalowego bezpieczeństwa.
Stosunki Polski z krajami Wspólnot Europejskich cechowały się również w przeszłości pewną intensywnością. Zakres współpracy gospodarczej i handlowej był jednak funkcją poziomów rozwoju oraz uwarunkowań systemowych i instytucjonalnych w warunkach działania monopolu handlu zagranicznego, monopolu walutowego i całej gospodarki sterowanej centralnie. Niewątpliwie ówczesna sytuacja była zdeterminowana przez pojałtański ład w Europie, zmiany wymagały zaś nowej konfiguracji politycznej. Zmiany te nastąpiły.
Sojusz Lewicy Demokratycznej jest gotów wspierać wszelkie wysiłki rządu zapewniające Polsce lepsze warunki pokonywania kryzysu i wchodzenia na drogę rozwoju. Otwieranie polskiej gospodarki, zderzanie jej z konkurencją zagraniczną, dostosowywanie do reguł dojrzałej gospodarki wolnorynkowej jest nieuchronne i pożądane. Układ Europejski stwarza szansę trwałego zakotwiczenia Polski w systemie integracji; określa ulgi, ale i rygory warunkujące partnerski układ stosunków. Nic nie dokona się automatycznie. Przed Polską jest czas wielkiej pracy rozłożonej na 10 lat okresu przejściowego, w wyniku której można będzie dopiero mówić o trwałych rezultatach.
Rozpatrywane przez Sejm traktaty międzynarodowe zawsze budziły żywą dyskusję w Sejmie, ujawniającą różnorodne spojrzenia na szanse i zagrożenia Polski w krótkim i długim czasie. Zapewne będzie tak i w dzisiejszej dyskusji. Zaowocuje ona na pewno pogłębionym zrozumieniem nieuchronności dalszych przemian wewnętrznych w Polsce, bez których nie ma mowy o korzyściach potencjalnie zawartych w układzie.
Sojusz Lewicy Demokratycznej jest zwolennikiem rozwijania ścisłej współpracy Polski ze Wspólnotami Europejskimi, bo tam upatrujemy nowoczesność i postęp, wiedzę i umiejętności, efektywność gospodarki rynkowej i możliwości korzystnej wymiany handlowej. Tam znajdujemy wzory utrwalonej demokracji, państwa prawa, stabilności wewnętrznej współgrające z efektywną gospodarką gwarantującą obywatelom wysoki poziom zaspokojenia ich potrzeb. Nie przeceniamy różnych możliwych i uzasadnionych obaw wobec zagranicy, które dają o sobie wciąż w Polsce znać. Stoimy na gruncie zdrowej kalkulacji polskich interesów i dlatego właśnie oprócz szans widzimy liczne zagrożenia, które układ o stowarzyszeniu niesie nieuchronnie.
Wysoka Izbo! Doceniając osiągnięcie rządu, jakim jest rzeczywiście historyczny, dziś wyrażony przez pana ministra Skubiszewskiego, akt wkroczenia w pierwszą fazę trwałego jednoczenia się Polski z Europą, oceniamy wszelkie konsekwencje jego ratyfikacji. Koncepcja ˝stowarzyszenia˝ przyjęta w układzie nie czyni Polski ˝członkiem stowarzyszonym˝ Wspólnot Europejskich. Nawiązuje się jedynie stosunki umowne o większej intensywności wzajemnych zobowiązań zarówno na płaszczyźnie samych Wspólnot, jak też ich poszczególnych państw członkowskich. Jest to zaledwie punkt wyjścia dla strefy wolnego handlu. Traktat nie ustanawia unii celnej, która jest przecież niezbędnym warunkiem przyszłego członkostwa we Wspólnotach. Niepokoi brak nawet deklaracji o wspólnym celu, jaki chcemy osiągnąć, by w przyszłości możliwe było pełne członkostwo. Nie ma nawet przybliżonego terminu, a nawet określenia warunków przyjęcia Polski do Wspólnoty. Koncepcja strefy wolnego handlu, oparta na art. 24 GATT, określa mniejszy stopień integracji niż przy unii celnej zawartej przez EWG na przykład z Grecją czy Turcją.
W wielu sprawach, które stanowią treść układu, w ogóle nie uzgodniono konkretnych praw czy obowiązków, ograniczając się do deklaracji o rozwijaniu współpracy. Układ ma więc w znacznej mierze charakter ramowy, poza uzgodnieniami części III o ˝swobodzie przepływu towarów˝. Z prawnego punktu widzenia oznacza to, iż wiele jego postanowień wymaga dopiero uściślenia lub wypełnienia. W treści układu napotykamy często same cele i metody współpracy, bez określania skutków odchodzenia na przykład od tych celów czy też niestosowania przewidzianych metod.
Nie podpisano protokołu o pomocy finansowej ani nie określono rozmiarów pomocy technicznej, naukowej i profesjonalnej, deklarowanej w wielu punktach umowy. Nie podzielamy więc opinii, że treść układu zawiera wystarczające gwarancje co do skali pomocy finansowej Wspólnoty w modernizacji polskiej gospodarki.
Wybór strefy wolnego handlu jako modelowego układu powiązań nie może być traktowany jako wystarczające zabezpieczenie przyszłego członkostwa Polski w EWG. Wiemy, iż w trakcie negocjacji wystąpiły trudności w wyraźnym uzgodnieniu w układzie jego znaczenia jako etapu w procesie uzyskiwania przez Polskę członkostwa. Nie załatwia tej sprawy stwierdzenie na końcu wstępu o wyraźnie jednostronnym zabarwieniu: ˝mając na uwadze fakt, że końcowym celem Polski jest członkostwo we Wspólnocie, a stowarzyszenie, zdaniem stron, pomoże Polsce osiągnąć ten cel˝. Rozumiemy, że nie Polska była stroną decydującą o ważnych warunkach. Jednakże rozczarowanie budzi nieustępliwość Wspólnot w jednoznacznym potwierdzeniu ostatecznego celu, jakim jest pełne przystąpienie Polski do EWG.
Mimo iż Wspólnoty Europejskie podpisały już w przeszłości wiele umów o stowarzyszeniu oraz uniach celnych, umowa z Polską stanowi istotne novum w praktyce traktatowej Wspólnot z uwagi na nowe postanowienia o dialogu politycznym, o konieczności zbliżenia systemów prawnych do modelu w europejskim centrum oraz przepisów o współpracy w dziedzinie kultury. Nie oznacza to jednak, że stopień założonej integracji politycznej i gospodarczej jest we wszystkich dziedzinach głębszy niż w poprzednich umowach o stowarzyszeniu, na przykład z państwami regionu Morza Śródziemnego.
Najważniejsze koncesje Wspólnot na rzecz Polski, i trzeba to bardzo wysoko ocenić jako główną szansę Polski, wynikają z zasady asymetrii praw i obowiązków faworyzującej stronę słabszą. Polega ona na wcześniejszej redukcji taryf, znoszeniu wielu kwot importowych, zwiększaniu kontyngentów importowych do EWG i natychmiastowym otwarciu rynku w EWG dla polskich dostawców usług. Polska zachowuje także dłużej uprawnienia do stosowania różnych nadzwyczajnych środków ochrony swego rynku.
Jednakże wszystkie te koncesje mogą przynieść istotne korzyści jedynie przy optymistycznym założeniu, iż w ciągu około 4-6 lat gospodarka polska będzie zdolna konkurować z firmami EWG. Po upływie bowiem tego okresu zachowamy jedynie minimalne preferencje w zakresie stosowania ochrony taryfowej i niektóre bardzo ograniczone instrumenty pozataryfowe, których zastosowanie będzie z reguły wymagać zgody drugiej strony.
Problem, przed którym stoi Polska, sprowadza się do tego, że pomijając przyrzeczoną pomoc finansową i techniczną, której rozmiary nie są znane, gospodarka nasza korzystać będzie per saldo z poważnych preferencji systemowych w postaci wyższych taryf i prawa używania skutecznych instrumentów ochrony pozataryfowej tylko w okresie 5-7 lat. Jednocześnie jednak w tym krótkim czasie największe preferencje dostępne będą dla nas w tych dziedzinach, w których nasz potencjał jest ograniczony, a więc w wyrobach przemysłowych i usługach. Natomiast nie będziemy mogli wykorzystać aktualnej lub potencjalnej przewagi w: rolnictwie, rybołówstwie, handlu węglem, stalą i tekstyliami. Te właśnie dziedziny, które stanowią połowę polskiego eksportu do Wspólnot Europejskich, Wspólnoty uznały za ˝newralgiczne˝ dla ich pozycji konkurencyjnej i zastrzegły sobie bezterminowe ograniczenie zasad wolnego handlu i konkurencji.
Osiągnęliśmy w wyniku uporczywych negocjacji znaczną liberalizację handlu stalą i tekstyliami, ale umowa nie zawiera żadnych terminów zniesienia subwencji eksportowych i kwot importowych dla rolnictwa i rybołówstwa.
Z kolei asymetria obowiązków na rzecz strony silniejszej przejawia się m.in. w tym, że poza wąską listą usług Polska podejmuje zobowiązanie całkowitego otwarcia swego rynku lub udzielenia koncesji w sektorach, w których EWG ma dziś zdecydowaną i trwałą przewagę.
Innym wyzwaniem jest perspektywa konkurencji na rynkach krajów postkomunistycznych, gdzie utraciliśmy uprzywilejowany status. Nie uzyskaliśmy zapewnienia ze strony Wspólnot, iż zapobiegną one eliminacji polskich płodów rolnych z krajów trzecich przez subsydiowane dostawy konkurencyjnych produktów eksportowanych ze Wspólnot. Układ zawiera jedynie dramatyczną w swojej wymowie jednostronną deklarację Rzeczyposplitej, wyrażającą ˝głęboką wiarę˝ w to, że EWG zapobiegnie takiej konkurencji na rynkach państw trzecich.
Układ Europejski, nakładając na Polskę niemal wszystkie obowiązki związane z otwarciem rynku i przestrzeganiem zasad wolnego handlu, jakie są udziałem państw członkowskich, traktuje Polskę - podobnie jak Węgry i Czecho-Słowację - jak kraj trzeci w wielu ważnych dziedzinach (prawo antytrustowe, antydumpingowe, własność intelektualna, polityka rolna).
Układ w swej treści oparty jest na wzorcowych regułach Traktatu Rzymskiego. Przewiduje więc liberalizację handlu i przepływu kapitału, swobodę przepływu towarów i usług, wolność tworzenia przedsiębiorstw i oddziałów na podstawie klauzuli narodowej, unifikację prawa antytrustowego, antydumpingowego, zakaz subsydiów, jednolite normy publicznych przetargów, zakaz preferencji na rzecz podmiotów publicznych. Te i inne reguły stanowią wyzwanie dla procesu przystosowawczego Polski. Trzeba je nowocześnie rozumieć, ważąc szanse i rygory. Zapewne długo nie znikną obawy dotyczące stopnia naszego - wewnątrz kraju - przygotowania do szybkich, kompleksowych przemian wymaganych treścią układu. Jeśli jednak obawy wzięłyby górę nad mobilizacją niezbędną dla podjęcia wysiłku adaptacyjnego, na pewno nie sprostamy tym wyzwaniom i zmarnujemy preferencje pierwszej pięciolatki okresu przejściowego.
Konsekwencją reguł wolnorynkowych będzie radykalne ograniczenie możliwości jednostronnej ochrony rynku polskiego poprzez cła, kwoty importowo-eksportowe, instrumenty fiskalne. Traktat pozwala nam na ich stosowanie jedynie w celu przeciwdziałania zaburzeniom na rynku, dla ochrony bilansu płatniczego oraz ochrony zdrowia lub moralności.
Nie osiągnęliśmy liberalizacji w sferze bezpośredniego świadczenia pracy, co mogło mieć duże znaczenie ze względu na bezrobocie w Polsce. Otwarcie rynku polskiego nie może więc być zrekompensowane swoistym eksportem siły roboczej.
Zasada wolności prowadzenia działalności gospodarczej przy zastosowaniu klauzuli narodowej przewiduje prawo Polski do wprowadzenia w pewnych szczególnych okolicznościach przepisów ograniczających tę wolność. Nie zmienia to charakteru wyzwania stojącego przed polskimi przedsiębiorstwami, a więc konieczności szybkiego podnoszenia poziomu zdolności konkurencyjnej.
Wątpliwości budzą niektóre postanowienia w sferze ochrony własności intelektualnej. Generalnie Polsce będzie tu łatwo spełnić rygory traktatowe, gdyż Polska już dziś przyjmuje standardy światowe w wyniku realizowania traktatu z USA. Dalszych jednak negocjacji wymaga eliminowanie klauzul restrykcyjnych narzucanych Polsce w ramach starych kontraktów handlowych z naruszeniem art. 85 i 86 Traktatu Rzymskiego. Trudno też zgodzić się z możliwością tzw. paralelnego importu w sferze własności intelektualnej i udzielaniem większych przywilejów niż prawa wyłączne, które mogą uzyskać polscy autorzy i wynalazcy w państwach Wspólnoty.
Normy prawa konkurencji zawarte w traktacie eliminują w znacznym stopniu możliwości ingerencji państwa. Jest to poważny problem dla polskiej transformacji. W relacji między krajami wysoko- i słaborozwiniętymi przyspieszony wzrost i awans gospodarczy nie jest oparty wyłącznie na przesłankach ekonomicznych (handel, kredyty, technologie). Opierając się wyłącznie na regułach wolnego rynku, nie można doprowadzić do szybkiego zniwelowania luki rozwojowej. Co więcej, rynek może nawet prowadzić do jej utrwalenia. Bez długotrwałego interwencjonizmu państwa trudno sobie wyobrazić w Polsce szeroką restrukturyzację sektora publicznego. Dlatego też wątpić trzeba, czy Polska po 3 latach zdoła stosować w pełni art. 90 Traktatu Rzymskiego (art. 65 umowy), zwłaszcza że np. Francja i Włochy jeszcze w 1991 r. stosowały preferencje na rzecz swych przedsiębiorstw państwowych. Tymczasem, według art. 65 umowy, każdy prawie kredyt preferencyjny lub ulga podatkowa mogą być potraktowane jako naruszenie układu.
Debatując dziś nad szansami, jakie układ daje Polsce, trudno pominąć refleksję o współzależności stanu polskiej gospodarki i możliwości sprostania wymogom nowej konkurencyjności. Pytanie brzmi: Jak Polska wykorzysta nowe możliwości eksportu przemysłowego do EWG, jeśli trwać będzie recesja? Skąd weźmiemy towary na eksport? A więc tak czy inaczej dyskusja o spożytkowaniu przez Polskę korzystnych postanowień układu musi zostać sprowadzona do dyskusji o zasadach wewnętrznej polityki gospodarczej, określającej zdolności produkcyjne i eksportowe kraju.
Tymczasem wiadomo, że w budżecie nie ma środków na restrukturyzację, że nieporadnie korzystamy z dostępnych kredytów zagranicznych. Czymś niepoważnym staje się ciągłe odkładanie określenia długofalowej polityki przemysłowej państwa.
Przebieg posiedzenia