Í«àÁÊ■■1 kadencja, 9 posiedzenie, 1 dzień (26.02.1992)
1 punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie założeń polityki społeczno-gospodarczej na 1992 r. (druk nr 133).
Poseł Wojciech Arkuszewski:
Mam nadzieję, że nie zapomnę.
Panie Marszałku! Panie Prezydencie! Panie Premierze! Wysoka Izbo! Najpierw może do posła Goryszewskiego, który wyszedł z sali. Chciałem powiedzieć, że znam przedsiębiorstwo, które jest winne budżetowi państwa 20 a nie 2 bln zł. Takie też są.
Ad rem, tzn. do założeń. Panie i Panowie! Nasz klub przyjął przedstawiony przez obecny rząd projekt założeń polityki społeczno-gospodarczej z bardzo mieszanymi uczuciami. Zanim zacznę mówić o tych założeniach wprost, powiem o tym, co w naszym przekonaniu powinno być w założeniach, a czego w nich nie ma. Jest to ten sam pogląd, który mieliśmy rok i dwa lata temu, że jeżeli w Polsce dokonuje się wielka reforma, która obejmuje zarówno zmianę ustroju, powstanie gospodarki rynkowej i demokracji parlamentarnej, lokalnych samorządów, to dotyka ona bardzo głęboko pojedynczych ludzi, zmienia ich nawyki, miejsce i sposób pracy, zmienia ich otoczenie i zachowania.
Otóż miliony ludzi będzie musiało zmienić swój zawód i swoją pracę. W tej sytuacji czują się oni niepotrzebni i osamotnieni. Boją się nie tylko o swoje jutro, co usiłowali im wyperswadować niektórzy nasi koledzy z tej Izby w trakcie kampanii wyborczej, ale boją się również o dzień dzisiejszy.
Teraz mówi się o partiach nadziei, które patrzą w przyszłość, partiach, które podsycają lęki i obawy społeczeństwa. Jesteśmy przeciw podsycaniu lęków, przeciw podsycaniu obaw społeczeństwa. Ale chodzi o to, żeby te lęki i obawy przełamywać, by nie pozostawiać ludzi samych z ich problemami. Chodzi o to, by w tej Polsce, która wokół nas powstaje, większość społeczeństwa nie nabrała przekonania, że jest niepotrzebna i zbędna. To jest problem, bo prowadzona polityka gospodarcza prowadzi do powstawania i powiększania się marginesu społecznego, powstaje grupa ludzi, która jest przekonana, że jest niepotrzebna, że nie ma dla niej miejsca w Polsce, która wokół nas się rodzi. Dzięki pomocy społecznej, zasiłkom dla bezrobotnych można oczywiście pomóc takim ludziom, jeżeli będzie ich 5, 10 czy 15%. Ale żadne państwo nie będzie w stanie pomóc ludziom z marginesu społecznego, jeżeli będzie on stanowić 40 czy 50%. Tymczasem polityka, która była i jest nadal prowadzona, faktycznie powoduje stały wzrost tego marginesu. Jeżeli ten proces będzie następował, to załamie się zarówno demokracja, jak gospodarka rynkowa. To jest podstawowy problem, który stoi przed nami. Chodzi o to, jak włączyć tych ludzi, jak zaproponować im nowe życie, jak pomóc im znaleźć miejsce.
Z tego wynika, że prowadzona polityka społeczna nie może sprowadzać się do zapewnienia niezbędnego minimum potrzebnego do przeżycia, ale musi także pomagać społeczeństwu w adaptacji do gospodarki rynkowej, pomagać ludziom bezradnym w znalezieniu nowego zawodu i nowego miejsca pracy. Takiej polityki społecznej nie ma.
Polityka gospodarcza powinna nie tylko dawać szanse najlepszym menedżerom, najbardziej przedsiębiorczym biznesmenom, ale powinna także pomagać przedsiębiorstwom państwowym w przemianie w przedsiębiorstwa zdolne do funkcjonowania na rynku w przyszłości. Nie wystarczy powiedzieć, że w tym roku sprywatyzujemy tysiąc przedsiębiorstw a w następnym drugi tysiąc, bo my chcielibyśmy się dowiedzieć, co jest do zaproponowania ludziom z pozostałych 5 tys. przedsiębiorstw, czy oni mają czekać 2, 3 czy 5 lat w kolejce?
Nowy rząd w swoich założeniach zaproponował ulgi dla eksporterów. To dotyczy pewnej części przedsiębiorstw. I mogę znowu powtórzyć pytanie, a co z pozostałymi 4 tys. przedsiębiorstw, które nie eksportują, nie będą eksportować i nie będą prywatyzowane w najbliższych latach? Czy oni mają czekać? I co dalej?
Wysoka Izbo, panuje takie przekonanie, że presja ekonomiczna prowadzi do aktywizacji zawodowej ludzi. Otóż jest to nieprawdziwe. Najczęściej w takiej sytuacji ludzie opuszczają ręce, czekają bezczynnie obwiniając wszystkich innych za sytuację, w której się znaleźli. I można się na to oburzać. Ale taka jest rzeczywistość. I ktoś powinien ich poinformować, jakie mają prawa, jakie mają możliwości, przyjść z propozycjami. To jest potrzebne i niezbędne, tylko wymaga innej polityki społecznej, innej polityki gospodarczej.
To, co powiedziałem, to są oczywiście tylko hasła, które brzmią jak slogany, ale nimi nie są, bo w Polsce takie działania były podejmowane na bardzo małą skalę w różnych ośrodkach i mogę takie przykłady podać, tyle tylko że nigdy nie podjęto próby skonstruowania programu rządowego, uwzględniającego taką perspektywę, w której zwrócono by uwagę na to, że poza zmianą ustroju w Polsce, zmienić się muszą relacje między ludźmi i musi zmienić się mentalność społeczna, a polityka rządu musi uwzględniać wychowanie dla nowej sytuacji, w której wszyscy się znaleźliśmy. Dyskutowany obecnie program też nie zawiera takiej perspektywy. Świadczyć to może o tym, że elita polityczna w Polsce utraciła pewną wrażliwość społeczną, którą miała przez wiele lat.
I może jeszcze jedna, drobna uwaga. Obecne przemiany ekonomiczne w Polsce widoczne są w wielkich miastach - w Warszawie, Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu i w kilku innych - ale poza tymi wielkimi miastami jest 2/3 Polski, małe miasta i wieś, i na tej sali są przedstawiciele wsi, którzy bardzo głośno, chociaż niezbyt skutecznie, walczą o swoje interesy, oraz jest jeszcze 1/3 Polski, małe miasta - w których są małe przedsiębiorstwa, w których jest zaplecze wsi - i dla tej 1/3 Polski zapomnianej nie ma żadnego programu, nie ma żadnej propozycji. Tymczasem w tych małych przedsiębiorstwach można szybko tworzyć nowe miejsca pracy. W tych małych miastach jest zaplecze rolnictwa i rzeczywista pomoc dla rolnictwa polegałaby na ożywieniu tych miasteczek, tyle że na ten temat nie ma ani słowa w programie, o którym w tej chwili mówimy. Sprawa poszerzających się marginesów to tylko jeden problem.
Drugi problem to zepchnięcie na margines. Ludzie odrzuceni boją się, rodzą się lęki, które zamieniają się w agresję i stają się źródłem konfliktów. Jestem głęboko przekonany, że konflikty w Polsce są ostrzejsze i nie wynikają tylko z powodów czysto ekonomicznych. Mam wrażenie, że ludzie rządzący w Polsce nie rozumieją istoty konfliktów społecznych, które się dzieją wokół nas. Ciągle mają nadzieję, że w pewnym momencie sytuacja gospodarcza się poprawi i ludzie będą zadowoleni, że to tylko chwilowa trudność. To nieprawda, chciałbym to jasno i bardzo dobitnie powiedzieć.
Podam przykład, o którym mówiłem wiele razy, ale nigdy w tym gronie, żebyśmy pamiętali o sytuacji w Korei Południowej. W Korei Południowej przez wiele lat obserwowano cud gospodarczy - produkcja gospodarcza rosła w błyskawicznym tempie - wszystkim się poprawiało i to społeczeństwo było tak wściekłe, że rząd się bronił przed własnym społeczeństwem bagnetami i czołgami. Dlaczego ci ludzie byli wściekli, chociaż im było tak dobrze? Dlatego że ten świat wokół nich gwałtownie się zmieniał, byli niezadowoleni, rodziła się frustracja związana z gwałtowną przemianą tego, co ich otaczało.
Bardzo możliwe, że podobny proces następuje wokół nas, natomiast to jest całkowicie nie uwzględniane w polityce społecznej i gospodarczej. Dotychczas w Polsce ˝Solidarność˝ była buforem czy - jak mówi prezydent - zderzakiem, który amortyzował konflikty i rozładowywał napięcia kosztem kryzysu narastającego w samym związku.
Myślę, że ta epoka już się skończyła. Dlatego taka zmiana koncepcji uprawiania polityki, uwzględniająca realia społeczne, o których mówiłem, jest pilna i potrzebna od zaraz. W naszym rozumieniu obecny rząd takiej zmiany, o której myślimy, nie zaproponował, chociaż rzeczywiście zaproponował istotne zmiany w polityce gospodarczej.
I jeszcze jedna uwaga ogólna, częściowo pan poseł Lewandowski już to przede mną powiedział, ale powtórzę, żeby było jasne. Oczywiście, że administracja jest w kryzysie, wymaga szybkich i bardzo gwałtownych działań. I to jest zadeklarowane w założeniach, tylko nie ma żadnych konkretów. Być może, że niezbędna jest natychmiastowa i drastyczna decentralizacja władzy, bo okazało się, że administracja centralna jest przemęczona i się ˝nie wyrabia˝, a równocześnie są wojewodowie, którzy nie mają nic do roboty i się na to skarżą. Są urzędy rejonowe, które też mają wolne moce, mogłyby coś robić, tylko nie mają kompetencji. Gminy są półtora roku po wyborach, mają 2,5 roku do następnych. Jest to najlepszy moment, żeby zwiększyć ich kompetencje. Mają doświadczoną kadrę, która może zacząć więcej robić, tyle tylko że na ten temat powiedziano bardzo mało, prawie wcale.
I ostatnia uwaga w tej części. Chodzi o ministerstwo gospodarki, bo to nie jest tylko problem, że ono faktycznie powstanie dopiero w ostatnich miesiącach, w ostatnich tygodniach tego roku. Ono następnie się będzie przez pół roku organizowało. To oznacza, że w sytuacji, w jakiej jesteśmy, drastycznych i bardzo poważnych problemów gospodarczych, przez półtora roku nie będzie głównego ministerstwa kierującego gospodarką. Chciałbym wiedzieć dlaczego, bo ja tego nie mogę zrozumieć, przecież napisanie ustawy o ministerstwie gospodarki, o urzędzie ministra gospodarki to jest naprawdę sprawa paru dni, to nie jest żaden skomplikowany dokument. Chciałbym się dowiedzieć, na czym polega trudność, że musimy czekać prawie rok, aby ministerstwo to powstało i jeszcze pół roku, aby ono zaczęło działać.
Teraz już w kwestii samych założeń. Otóż, proszę państwa, jest w nich jedna, zasadnicza sprawa. Chodzi o to, że różnym grupom społecznym obiecuje się bardzo dużo; obiecuje się popieranie inwestycji, popieranie eksportu, ulgi dla części gospodarki, wzrost wydatków na wojsko, policję i administrację, poluzowano kontrolę płac w przedsiębiorstwach państwowych. Wygląda na to, że za wszystko mają zapłacić oświata, służba zdrowia i polityka społeczna oraz nastąpi ogólne ograniczenie konsumpcji społeczeństwa. Myślę, że to po prostu jest nierealne.
Jeżeli to się planuje, to chcemy - uważam to za niezbędne - żeby w budżecie płace w oświacie i w służbie zdrowia były potraktowane odrębnie, bo wygląda na to, że wbrew deklaracjom te płace się zmniejszą, ponieważ liczy się średnią dla całej sfery budżetowej, a zakłada się wzrost wydatków na wojsko, policję i administrację centralną oraz zaniża przewidywane wskaźniki inflacyjne. Wynika z tego, że to oświata i służba zdrowia będą za to wszystko płacić. I to już jest chyba przesada. Nie ma posła Frasyniuka, bo by powiedział, że mam kompleksy budżetowe, ale on też ma dzieci, które musi wysłać do szkoły.
Koledzy, w tym tekście jest bardzo wiele deklaracji o gospodarce, niektóre są trudne do realizacji, inne - okazało się - są sprzeczne i rząd będzie musiał wybierać. Naprawdę nie wiem, co on wybierze, kiedy będzie musiał wybierać między walką z recesją a walką z inflacją i chciałbym się tego dowiedzieć, ale to nie wynika z założeń. Są one niejasne i ogólnikowe, brakuje w nich liczb, konkretnych sposobów realizacji poszczególnych punktów. Oczywiście projekt jest kompromisem.
Na poziomie deklaracji kompromisy bardzo łatwo się zawiera, znacznie trudniej natomiast je realizować. Okazuje się wtedy, że trzeba znacznie więcej hartu i zdecydowania, aby zrealizować kompromisowy program niż program skrajny w tę czy w inną stronę. Obawiam, że może zabraknąć woli politycznej, woli politycznej w rządzie i woli politycznej w tej Izbie, aby ten program był realny, bo nie widzę takiej woli politycznej i dlatego - w moim przekonaniu - dyskusja o tym programie jest nieco oderwana od rzeczywistości.
Chętnie odpowiedziałbym panu premierowi Olszewskiemu, który był kiedyś moim obrońcą - szanuję i podziwiam go - iż bardzo mi przykro, że komisja krajowa oczywiście zaakceptowała strajk na kolei, ale to był wyraz pewnego rozczarowania sytuacją, ponieważ powstanie rządu obudziło pewne nadzieje. Podwyżka energetyczna wzbudziła gwałtowne uczucie rozczarowania. Kłopot polega na tym, że argumenty rządu zostały odebrane jako wykrętne, a podwyżka dotyka czegoś najbardziej dotkliwego, tego czego ludzie nie mogą zmienić, bo jeżeli drożeje chleb, to człowiek może myśleć, że kupi tańszy gatunek, natomiast za mieszkanie musi zapłacić, na to nie ma żadnego wpływu i to jest dla niego najbardziej bolesne, i to odczuwa bardzo dotkliwie. Podwyżka dotyka wreszcie czegoś, co w zeszłym roku drożało najszybciej, ponieważ koszty eksploatacji mieszkań rosły 3 razy szybciej niż koszty żywności. To oczywiście wpłynęło na ogólne podenerwowanie związku, na uczucie frustracji i niezadowolenia i to ułatwiło decyzję o strajku na kolei, który - zdajemy sobie sprawę - był dotkliwy. W przemówieniu inauguracyjnym premier mówił o porozumieniu ze związkami zawodowymi, na ten temat natomiast w założeniach nie ma ani słowa. Chciałem o to spytać, ale premier zdążył mnie wyprzedzić. W związku z tym się cieszę, że do tego wróciliśmy.
Już kończę, panie marszałku, ale mam tylko dwie krótkie uwagi dotyczące spraw gospodarczych w założeniach. Po pierwsze, że mówi się o ulgach inwestycyjnych, to budzi duże nadzieje większości moich kolegów, ale nie wiadomo jak będą realizowane, nie wiadomo jak zapobiec temu, by nie było pełnej dowolności przyznawania, nie było łatwości nadużyć, by to rzeczywiście działało.
I druga sprawa. W tych założeniach całkowicie pominięto reformę systemu bankowego, która też była zapowiedziana w przemówieniu inauguracyjnym premiera i była przedmiotem prac w zeszłym roku. Żeby funkcjonowała naprawdę efektywna gospodarka, musi funkcjonować system bankowy. Tymczasem mam wrażenie, że wszystkie prace na ten temat zostały zatrzymane, w tej dziedzinie nic się nie dzieje. Jeżeli jest inaczej, chciałbym to wiedzieć.
Nasz klub, mimo wszystkich swoich wątpliwości, będzie głosował za skierowaniem tego projektu do komisji, bo mamy nadzieję, że Polska jest reformowalna i rząd tak samo. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia